sobota, 9 sierpnia 2014

Skok w przeszłość

Beta: Hikari
Paring: Reituki
Ostrzeżenia: Scena erotyczna, wylgaryzmy

[Ruki]

Właśnie cały w skowronkach gnałem na spotkanie z Suzukim. Chciałem w końcu mu powiedzieć to, co do niego czuję. Tak długo to ukrywałem, za długo. Stanąłem przy przejściu dla pieszych, rozejrzałem się lewo, prawo i ponownie tak samo, nic nie jechało. Więc patrząc już tylko na osobę, która stała przy bramie do parku Sakury, który tak uwielbiałem. Kochałem tam wszystko, co się tam znajdowałem. Wszedłem na pasy. Stawiałem kolejne kroki na asfaltowej ścieżce, nad którą unosiła się białą kurtyna, zwana mgłom. Na ulicy było już głucho, ludzie rozeszli się do swoich domostw. Będąc w połowie usłyszałem głośny warkot silnika, a po chwili oślepiły mnie reflektory auta. Byłem jak takie typowe leśne zwierze, zamiast uciekać stanąłem w miejscu jak wryty. Samochód rozpędzony do 200km/h, po chwili uderzając we mnie. Moje ostatnie słowa brzmiały „Akira! Kocham Cię!”, a potem poczułem silny, niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, jak i na całym ciele. Siła, z jaką we mnie uderzył była ogromna, aż mnie odrzuciło. Uderzyłem o asfalt. Moje kości zaczęły się łamać, a krew uderzyła do głowy znajdując swoje ujście w moich ustach. Strumyczek krwi spłynął po moim policzku rozlewając się na podłoże. Usłyszałem dźwięk karetki, a potem krzyk Akiry. Wszystko do moich uszu dochodziło stłumione oraz z lekkim opóźnieniem. Uchyliłem ciężkie powieki i ujrzałem po raz ostatni Akirę. Przymknąłem ponownie oczy i zmarłem. Aki, Przepraszam. [Reita]

To wszystko wraca od dziesięciu lat. Pamiętam to jakby było to wczoraj. Co noc mam koszmary związane ze śmiercią Takanoriego. Te słowa „Akira! Kocham Cię!” rozbrzmiewają mi w uszach jak niekończące się echo. Dziś jestem zwykłym pracownikiem, niebyt ciekawego biura, mam żonę, dzieci, ale, na co mi oni jak nie mam mojego najlepszego przyjaciela do rany przyłóż? Powoli się zaczynam zastanawiać jak ja mogłem być tak głupi i nie zauważyć, że Taka żywi do mnie takim wspaniałym uczuciem. Z żoną się nie dogaduję, a dzieci mają mnie gdzieś, jak to nastolatkowie. Usiadłem na kanapie, trzymając zdjęcie moje i Taki z drugiej klasy liceum, kiedy w taki brutalny sposób los odebrał mu życie. Na zdjęciu jego oczka pałały szczęściem i miłością. Na nim obejmowaliśmy się jak przyjaciele, głupoty na wycieczkach klasowych. Heh. To już dziesiąta rocznica jego śmierci. Zastanawiam się jak ja jeszcze nie rzuciłem się z mostu, nie pociąłem i kij wie co.
Przygotowałem różne ściereczki, płyny do mycia nagrobków i nabłyszczacze przed przyjazdem na cmentarz. Przemierzałem różne sektory tego cmentarza. Doszedłem na sam koniec sektora VI, ujrzałem czarny, grafitowy nagrobek. Położyłem białe lilie, które tak kochał oraz orchidee na ławce, a obok niej postawiłem czarne wiaderko z różnymi przyborami, wodę oraz kilka białych kadzideł. Przeżegnałem się i zacząłem myć nagrobek. Najdelikatniejszą ściereczką wymyłem jego podobiznę obok sentencji, zdjęcie legitymacyjne, wyglądał uroczo z tym sweterkiem czarnym i koszulą. Uśmiechnąłem się czyszcząc zdjęcie, a następnie przejeżdżając po nim palcem. Ubrałem rękawiczki ogrodnicze i wyrwałem wszystkie chwasty. Nalałem do wazonu jednego i drugiego wody do pełna ładnie układając w czarnym marmurowym wazonie białe, piękne oraz rozłożyste lilie. Natomiast w białym także marmurowym wazonie lekko różowe gałązki orchidei. Ustawiłem przy lipnej książce jeden z trzech kadzideł i zapaliłem go, a następne dwa ułożyłem tak by w miarę estetycznie wyglądało.
Po całej robocie wygrabiłem dookoła i ponownie się przeżegnałem modląc się pod nosem. Pozbierałem wszystko i uśmiechając się poszedłem. Zaczęło padać, grzmieć i błyskać. Pospieszyłem swoje kroki do wielkiej żelaznej bramy. Dotarłem do niej po chwili. Chwyciłem za klamkę, pojawił się błysk, grzmot i piorun, który walnął w bramę. Poczułem ból, moje ciało aż odrzuciło. Otworzyłem oczy, świat wirował. Za szybko. Przymknąłem oczy, zaczęło kręcić mi się w głowie.
***
Do moich uszu dobiegł bardzo irytujący dźwięk jakiegoś urządzenia nowej generacji Japońskiej. Jako budzik miał ustawione którąś stację radiową, była bardzo głośna, wręcz denerwująca, a sam prezenter tego radia miał irytujący głos. Strasznie drażniło to moje uszy. Otworzyłem niechętnie oczy, a ręką chciałem wymacać ów urządzenie, znajdujące się na nie dużej szafce nocnej stojącej obok jednoosobowego łóżka, będącym ( I tu szok, ponieważ wygodną!) kanapą. Moje czekoladowe oczy ujrzały biały sufit, a potem fioletowe ściany pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Z przyzwyczajenia chciałem się podrapać po „lekkim” zaroście, który zazwyczaj mnie witał w piękne poranki takie jak dziś. Gdy w końcu moja ręka spoczęła na policzkach oraz brodzie za orientowałem się, że ów zarostu nie było. Poderwałem się nagle z łóżka i znajdując pierwsze lepsze lustro, rzuciłem się w jego stronę. Stanąłem jak wryty w podłogę. Moja twarz nie wykazywała zmęczenia pracą w biurze, ale odbicie ukazywało młodą (bardzo przystojną mrruu) twarz nastolatka. Policzki i broda były gładkie jak pupcia niemowlaka. Znów byłem bardziej muskularny jak za czasów liceum. Spojrzałem w bok na szafę z ubraniami, gdzie rzucił mi się w oczy granatowy mundurek szkolny! Zdziwiony podszedłem, a na wieszaku wisiał dodatkowo identyfikator, który za w okresie licealnym musiałem nosić by łaskawie ten stary pryk, woźny, wpuścił mnie łaskawie do szkoły. W celu ubrania się otworzyłem szafę z ubraniami. Jednak szybko tego pożałowałem. Po kolei spadały na mnie pewne części mojej garderoby, które były upchane na chama. Na końcu spadła na mnie pewna gazetka, albo raczej magazyn. Zdjąłem go z głowy, a na moje policzki wkradły się nieproszone rumieńce. Na okładce ów gazetki znajdowała się roznegliżowana kobieta, o pięknych kobiecych kształtach. Od samego patrzenia na moje usta wkradł się niewinny uśmieszek. Jednakże wolę nie wiedzieć, czemu niektóre strony są posklejane czymś. Uświadamiając sobie, czym są ów strony sklejone, magazyn wypadł mi natychmiastowo z rąk, które zacząłem wycierać w czarne spodnie dresowe robiące mi za piżamę. Z zawstydzeniem spojrzałem ponownie w bok, ponieważ moje oczy zarejestrowały bardzo oczojebny kolor w pobliżu. Na żółtego koloru kartce czarnym pisakiem i wielgaśnymi znaczkami pisało „Sprawdzian z historii! 31.03.1994 !!!”. Troszkę pobladłem, ponieważ nigdy nie byłem dobry w te klocki. Poniżej oczojebnej kartki „przypominajki” wisiał plan lekcji. Dziś miałem udać się do mojej Alma Mate na godzinę jedenastą. Mój wzrok w chwili obecnej po przeczytaniu zaczął szukać jakiegoś zegara naściennego. Po chwili rzucił mi się w oczy taki w kształcie gitary basowej. Wskazówki zegara wskazywały godzinę dziewiątą. Odetchnąłem z ulgą. Odwiesiłem z wieszaka uniform szkolny kładąc go na swoim posłaniu. Dorzuciłem jeszcze parę białych skarpetek oraz czystą o dziwo parę bokserek. Ruszyłem w stronę białych drzwi wyjściowych z pokoju. Z tego, co zauważyłem mój pokój znajdował się na piętrze sąsiadując z łazienką, a na drugim końcu korytarza znajdował się pokój rodziców oraz tzw. graciarnia. Po otworzeniu drzwi na mnie rzuciło się jakieś niezidentyfikowane stworzenie o bujnej sierści, masywnej posturze oraz szorstkim językiem. Tym stworzeniem okazał się być mój pies, owczarek niemiecki długo włosy, Miku. Zaraz, ale ona zdechła jak kończyłem studia! Przecież jak to może być możliwe! Dobra, nieważne to się robi coraz to bardziej dziwne. Zwalając psinę z siebie, ukryłem się w łazience. Ów pomieszczenie było urządzone w stylu dizjanerskim. Dominującymi kolorami były na pewno brązowy oraz taki kremowy. Duży wanno/prysznic, umywalka, od kija ozdóbek, lustro, kosmetyki, więcej kosmetyków, ubikacja itp. Pierwsze, co zrobiłem to wziąłem porządny prysznic, gdyż byłem spocony jak knur. Po „wypachnieniu” się, jak to nazywała moja mama, z ręcznikiem na biodrach wyszedłem. Stanąłem przed lustrem i wysuszyłem włosy, później robiąc standardowego koguta na głowie. Po podkreśleniu oczu wyszedłem z pomieszczenia. Przy ubieraniu się spoglądałem w okno, które miało widok na ogród i kawałek ulicy. Zauważyłem na zszarzałym chodniku nie za wysoką osóbkę o czarnych włosach i idealnie wpasowanym szkarłatnym lekko już wyblakłym pasemku. Serce mi mocniej zabiło, co było dość dziwne. Za dziwne. Niby zadowalam się przy magazynie „Play Boy”, a serce wariuje na widok ślicznego przyjaciela? Którym był Takanori?! Pospiesznie zawiązałem niedbale krawat, a plakietkę włożyłem do kieszeni. Do torby wrzuciłem pierwsze lepsze książki z biurka, wybiegając z pokoju bez niczego. Jakiegokolwiek śniadania czy też napoju. Otwierając drzwi z rozpędu poczułem opór, który ustąpił po chwili, a zamiast nich pojawiły się jęki mojego przyjaciela, który oznajmiał z bólem i wściekłością w głosie, że zaraz mnie wypierdoli ze schodków tarasu. Po odsłonięciu poszkodowanej osoby, (którą mi zasłaniały drzwi oczywiście) ujrzałem piękną istotę o mlecznej oraz rumianej jak zorza twarzyczce, włosach, które poprzez upadek stały się ułożone w nieład powiewający na chłodnym, letnim, porannym wietrze zażywając porannych kąpieli słonecznych.
- Takanori.
Z ust, które miałem otwarte tak szeroko jak dziupla, wydarł mi się cichy szept.
- Nie kurwa Pinokio.
Odrzekł swoimi pięknym oraz gładkim jak jedwab głosem z nutką złości.
- To ty żyjesz?
Zapytałem z niedowierzaniem. Uklęknąłem przy nim i dotknąłem dłonią jego gładką, bez skazy twarzyczkę. Pogłaskałem go, a po chwili mocno przytuliłem.
- Taka.
Szepnąłem łamiącym się głosem, a z oczu pociekły pojedyncze łzy. Boże, on żyje! Chwała Buddzie!
- Akira wiem, że długo się nie widzieliśmy, całe aż 9 godzin, ale spokojnie.
Zaśmiał się swoimi podobnym do słowika śmiechem i też mnie przytulił. To było urocze.
Droga do szkoły minęła nam szybko, ponieważ ostro musieliśmy biec by zdążyć na pierwsza lekcję jaką była matematyka. Nigdy jej nie lubiłem. Stanęliśmy pod salą z numerem dwadzieścia cztery. Ustawiliśmy się w parze za całą naszą klasą, która liczyła trzydzieści osób. Byliśmy nieźle zmęczeni. Oparłem się ramieniem o ścianę, która była tak przyjemnie chłodna. Przyjemne uczucie jednak nie trwało długo, co mnie bardzo zasmuciło. Zwlokłem się do pomieszczenia zwanego klasą zajmując swoje miejsce przy oknie. Natychmiastowo otworzyłem je w celu ochłody. Klasa bardzo ukoiła mnie swoim kolorem ścian(mając na myśli zieleń). Szczególnie lubiłem tą klasę. Podczas gdy nauczyciel jak i nasz wychowawca, (który swoją drogą był całkiem spoko!) Sprawdzał obecność uczniów na lekcji, zacząłem się przyglądać wiszącym na korkowych tablicach oraz w antyramach gazetką o różnej tematyce. Jedna nosiła tytuł „Mów językiem matematyki!”, druga zaś „Kącik dla rodowitego Otaku (^w^) „ no, a następne były z życia szkoły. Najbardziej przykuła moją uwagę gazetka o tytule „Tokio oczami licealisty”. Czytałem uważnie, co tam jest. Takie rzeczy, które tam były zamieszczone to ja nawet przez tyle lat życia nie wiedziałem! Z czytania gazetki wyrwał mnie głos nauczyciela, który dochodził z okolic mojej ławki.
- Suzuki, nie śpij.
Oznajmił nauczyciel do mnie, zadając mi pytanie z poprzednich lekcji. Pech chciał, że akurat z książek, które znajdowały się na biurku nie wziąłem akurat matmy. Zacząłem przetwarzać pytanie nauczyciela. Mój mózg chyba uciekł, ponieważ za nic w świecie nie wiedziałem, o co chodzi. Nauczyciel widząc, że mój mózg się przegrzewa(Pewnie gdyby były to kreskówki to z nosa i uszu ulatniałby się dym, mówię Wam!)zostawił mnie w spokoju i spytał Takanoriego, który po chwili namysłu, prawie natychmiastowo podał prawidłową odpowiedź, która była banalna! Popatrzyłem kątem okna na sąsiada z następnej ławki. Był śliczny, rumiana twarz, piękne duże oczy, malinowe usta, mleczna skóra, urokliwy uśmiech. Od samego patrzenia moje policzki zapłonęły ostrymi rumieńcami, które próbowałem zakryć czymkolwiek, padło na moją przepaskę na nosie, która była wręcz nierozłączna z moją twarzą. Jak tylko Takanori zaczął się rozglądać z zainteresowaniem(zapewne poczuł jak ja go obserwuję, a wręcz gwałcę wzrokiem) odwróciłem wzrok zarumieniony. Kurwa, co się ze mną dzieje? Przecież nie jestem homoseksualny! N-no przecież mam w pokoju magazyn z obnażonymi kobietami. To chyba jakiś dowód? Co nie? Ale Takanori jest taki uroczy, słodki, rzygam tęczom. Po chwili Takanori spojrzał w końcu na mnie, wcześniej upewniając się, że nikt z klasy go jednak nie obserwował wcześniej, uśmiechnął się, ukazując swoje białe ząbki, i pomachał mi. W spodniach przez niego zaczęło mi się robić ciasno. Słyszałem jego chichot, pewnie zauważył rumieńce. Jak na złość po chwili do moich uszu dotarły głośny dzwonek, oznajmujący, że koniec godziny lekcyjnej.
- Pierdol się, pieprzony dzwonku.
Warknąłem cicho w myślach. Nie mógł poczekać aż to podniecenie przejdzie i nie będę mieć namiociku w spodniach?! Troszkę jeszcze bardziej zawstydzony wyszedłem z klasy z plecakiem, biegnąc po chwili wręcz jak oparzony. Biegłem przez kolejne korytarze do ubikacji. Można powiedzieć, że się za mną aż kurzyło. Czemu w tej szkole jest tyle schodów!? Po kolejnych schodach zszedłem na poziom piwniczny tym samym docierając do toalet męskich. Wparowałem do ostatniej kabiny oddalonej o jakieś 10 innych kabin od drzwi i usiadłem na „tronie”, ciężko dysząc. Po chwili próbowałem wyrównać oddech na bardziej spokojny.
Lekcje do upragnionego wychowania fizycznego na basenie należącym do naszej szkoły był dla mnie zbawieniem. Kocham pływać. Odpręża mnie to w każdy możliwy sposób. A z tego, co zauważył Takanori niezbyt potrafi pływać(No pływanie to moje drugie zamiłowanie, ale góruje u mnie stanowczo piłka nożna), a to doskonała okazja by się do niego zbliżyć(A co! Akira Casanova wkracza do gry!). Jednakże niezbyt zadowolony z siebie wziąłem moją czarną torbę z SexPistols. Wyszedłem uspokojony z kabiny w ubikacji, podchodząc do zlewu otworzyłem kurek z zimną wodą. Nabrałem trochę wody na dłonie i chlapnąłem sobie prosto w twarz, spoglądając w lustro.
- Jesteś żałosny. Spasowałeś po jego spojrzeniu.
Skarciłem sam siebie, mówiąc do odbicia w lustrze, przemywając ponownie twarz przyjemnie chłodną cieczą, płynącą z kranu. Wziąłem głębszy oddech, cicho wzdychając. Jedną ręką wsparłem siebie o umywalkę, zaś drugą sięgnąłem po papierowe ręczniki. Jednak nadaremno, ich nie było. Warknąłem coś niezrozumiałego dla świata, wyjmując ręcznik, który przygotowałem na zajęcia pływackie. Opatuliłem czarnym, szorstkim ręcznikiem na chwilę zmoczoną twarz, wzdychając cicho, litując się nad własnym losem. Schowałem nawet nie wilgotny ręcznik do torby, wychodząc z pomieszczenia. Zacząłem się kierować w stronę schodów prowadzących na parter. Będąc przy drzwiach wyjściowych na boisko ręką zaczesałem przydługą grzywkę bardziej na twarz. Przemierzając wielkie boisko, które musiało być aż podzielone na sektory wyjąłem z kieszeni kurtki paczkę papierosów, wyjmując jednego cienkiego. Po chwili w moich łapkach znajdowały się zapałki, które po chwili pozwoliły mi zapalić papierosa. Zaciągnąłem się głęboko, rozglądając po wielkim, ale to wielkim boisku do piłki. Usiadłem na zielonej murawie, ponownie zaciągając się papierosem. Zatrzymałem dym na kilka sekund w płucach i wypuściłem już niewielkie ilości dymu tytoniowego. Papieros bardzo szybko się tlił, więc zgasiłem go o bruk, zostawiając sam ustnik papierosa wraz z filtrem. Podniosłem swoje cztery litery z ciepłej murawy, idąc do hali gdzie znajdował się basen. Wszedłem przez wielkie szklane drzwi do holu skąd wziąłem kluczyk oraz równocześnie zostawiając kurtkę wraz z dobytkiem gdzie zabierając tylko ze sobą torbę z akcesoriami basenowymi. Skierowałem się w skarpetkach do szatni, gdzie dominował kolor granatowy. Jakiego także była koloru zawieszka od kluczyka należącego do tej oto szatni. Szatnia chłopięca była dość prymitywna. Kilka rzędów szafek, ułożonych blisko siebie wraz z ławkami. Jedna przebieralnia na jakieś raz, dwa, trzy...Dwadzieścia szafek dla uczniów, więc moim zdaniem to stanowczo za mało. Otworzyłem swoją szafkę z numerem czternaście w celu włożenia tam swojej torby, a wcześniej wyjęcia potrzebnych rzeczy takie jak kąpielówki, okularki do nurkowania oraz gumkę do włosów. Zdjąłem zegarek z nadgarstka zostawiając w szafce wraz z komórka i kluczami do mojego domostwa, zamknąłem ją zakładając granatowy pasek z kluczykiem na nadgarstek, skierowałem się do przebieralni. Zdjąłem swoje odzienie z ciała, zakładając na tyłek czarne kąpielówki i związałem włosy w kitkę. Wrzuciłem jeszcze do szafki ubranie by potem się skierować swoje kroki w stronę białych drzwi, które po naciśnięciu klamki i otworzeniu ich, moje oczy bardzo ucierpiały. To uczucie, kiedy w pomieszczeniu z prysznicami i toaletami jest tak oświetlone, że aż oczy bolą, ponieważ nie zostały przyzwyczajone do takiego natężenia światła. Mrużąc chwilę oczy zmoczyłem swoje ciało wodą, a następnie wychodząc na pływalnie zrobiłem krótką rozgrzewkę, gdy tamci już dawno pewnie pływali. Nauczyciel coś burknął pod nosem, kreśląc coś w swoim prywatnym dzienniku by zaznaczyć, że jednak uczestniczyłem w zajęciach wychowania fizycznego.
Pływałem w kółko, po prostu nie chce mi się dziś ćwiczyć. Kątem oka doglądałem sobie chłopaka moich westchnień? Chyba tak mogę nazwać Takanoriego. Zatrzymałem się i chwyciłem metalowej linki z walcami plastikowymi, patrząc z rozczuleniem na męczącego się chłopaczka. Chciałem mu pomóc, zagadać, ale nie umiałem. Bałem się, że mnie inni wyśmieją. Kurde Casanova wymiękł! Odpłynąłem dalej, nie mogę pokazać, że jestem jakimś mięczakiem, a wolę nie wyjść na jakiegoś czułego gościa. Choć w głębi serca taki jestem. Jednak jest coś dla mnie straszniejsze niż wyśmianie przez innych ludzi z mojej klasy, ogólnej społeczności szkolnej, a mianowicie to, że Takanori może mnie wyśmiać. Zastanawiam się, dlaczego potrzebowałem aż drugiej szansy by zauważyć to, co do niego czuję? A co jeśli to tylko jakieś pieprzone zauroczenie. Eh. Serce ogarnij się proszę.
Pi kawa przyspieszyła swój bieg, który mogłem śmiało porównać z galopem konia. Każde uderzenie jego czułem dogłębnie. Przełknąłem ślinę i podpłynąłem powoli w stronę Taki. Byłem blady i można powiedzieć, że trochę cykałem się. Chłopak rozmawiał z Yuu. Ustalmy, że trochę zbladłem. Zamyśliłem się i coś, a raczej ktoś przepłynął przede mną. Wystraszyłem się. Co w rezultacie dało zachłyśnięcie się przeze mnie wodą z chlorem, kaszlałem jak głupi nabierając gwałtownie powietrza by móc normalnie oddychać. Wszyscy się spojrzeli na mnie, przez co spaliłem się na czerwono.
- Ehm. Co się tak patrzycie? Tu się nic nie dzieje.
Odburknąłem, gdy wszyscy wpatrywali się we mnie jak na kosmitę. Kurde, zachłysnąłem się tylko! Ludzie, gdy w dalszym ciągu gapili się na mnie wyszedłem szybko z zbiornika basenu idąc szybko w stronę szatni. Usiadłem na ławce w pomieszczeniu, gdzie znajdowały się szafki. Stąd słyszałem jak klasa, która została na basenie chichotała, gadając jakieś rzeczy, których niezbyt mogłem zrozumieć, ponieważ były bardzo nie wyraźne. Po chwili w drzwiach dzielących pomieszczenie z prysznicami, a szatniami stanęła niska osóbka o chudej sylwetce. Kątem oka zobaczyłem, że ów osoba zaczęła się kierować w moją stronę. Jasne światło idealnie przylegało do kontur ciała tej istoty. Po chwili świetliste kontury zniknęły, a osoba, która okazała się Takanorim usiadła obok mnie. Pobladłem, a serce wyrwało się ze spokojnej arytmie, przechodząc do cwału, ponieważ nie można było tego nazwać galopem!(Dosłownie. ;_: )
- Ue-chan, co jest? Źle wyglądasz, źle się czujesz?
Pytał, pytał. Po salwie pytań na to czy wszystko ze mną okay, czy na pewno nie iść po nauczyciela, zauważyłem, że zapomniałem o najważniejszym! O oddychaniu! Od razu wziąłem głęboki oddech. Uh.
- Taka-chan, wszystko okay, zachłysnąłem się tylko.
Odpowiedziałem sucho i obojętnie. Zauważając lekkie zawiedzenie i smutek na jego twarzy moje serce zmiękło, a sam chciałem sobie za to strzelić w pysk. Buddo, widzisz i nie grzmisz!
Po niezbyt udanej lekcji wychowania fizycznego, przebrałem się szybko i w skarpetkach na wpół mokrych przez zmoczoną podłogę w pomieszczeniu, gdzie pojawiła się zgraja idiotów, debili, kujonów oraz pięknego chłopaczka(No oczywiście, że mam na myśli Takanoriego! ^.^) wychodzących z basenu. W rzędzie niebieskich, plastikowych oraz iście nieziemsko niewygodnych krzesłach odłożyłem mój dobytek. Wyciągnąłem z torby szczotkę, lakier do włosów oraz moją opaskę na nos. Podszedłem do lustra, gdzie odbicie mojej twarzy było iście blade jak ściana. Rozejrzałem się po mega długim pomieszczeniu bądź swojego rodzaju korytarzu w poszukiwaniu jakiejś pindrzącej się dziewczyny. Wzrokiem dostrzegłem niedaleko ów niewiastę niskiego wzrostu o czarnych, długich do pasa, lekko kręconych włosach. Ubrana była w różową w czarne kropki tunikę, czarną miniówkę oraz białe kolanówki i różowe kozaki wiązane na korku(Pewnie już lekcje skończyła, że nie w mundurku). Podszedłem szybko do niej, akurat nakładała make up.
- Hej, wiem, że się nie znamy i w ogóle, ale możesz mi dać trochę fluidu?
Zapytałem prosto z mostu. Dziewczyna spojrzała się w moją stronę z wielkim znakiem zapytania na twarzy(No jejku czy to takie dziwne, że chce fluid! Ale..Hm.. Dobra. Tak to jest dziwne!). Po chwili wycisnęła mi niewielką ilość fluidu z beżowej tubki na moją dłoń. Podziękowałem zaczynając odchodzić. Stanąłem ponownie przed lustrem, szczotką zaczesując włosy do tyłu by po chwili ów fluid zaczynając nakładać na twarz. Rozsmarowałem to po twarzy dokładnie. Wziąłem się za wysuszenie włosów. To był jednak zły pomysł by najpierw nakładać to coś! Zmazałem to, szybko podstawę każdego makijażu kobiety, susząc włosy. Długo mi to zajęło, ponieważ mam dość bujne włosy, ale damy radę. Gdy tylko skończyłem wyglądałem jak mop <dop bety. On tak ciągle teraz wygląda xDD >. Włosy rozfalowały się. Wziąłem szczotkę i rozczesałem je. Kątem oka zauważyłem, że ta dziewczyna, od której wziąłem troszkę fluidu zaczyna się ulatniać. Natychmiastowo rzucając się w jej stronę, w skarpetkach. Na tych śliskich kafelkach odwalałem chyba taniec na ludzie, ponieważ zacząłem się ślizgać. W rezultacie nie wyhamowałem, co dało wjechanie w ów dziewczynę. Upadliśmy razem. Do uszu doszły do mnie ciche przeklinanie dziewczyny. Otrząsnąłem się, podnosząc się natychmiastowo. Wyciągnąłem rękę do tej kobiety, pomagając tym jej wstać.
- Przepraszam, nie wyhamowałem.
Burknąłem cicho pod nosem, spuszczając głowę w geście skruchy. Dziewoja otrzepywała się(Nie była nawet brudna, ale to pomińmy!) nadal mieszając mnie z błotem.
- Czego chcesz znów?
-Em, no ja chciałem poprosić o jeszcze odrobinkę fluidu.
Zaśmiałem się nerwowo. Zaczęła szperać w swojej puchatej, oczojebnej różowej kosmetyczce wyciągając po chwili tą samą beżową tubkę, podając mi ją z tekstem: „Jest już prawie na wykończeniu. Wyciśnij ile chcesz i wywal”. Podziękowałem po chwili. Odszedłem do lustra, gdzie rozsmarowałem już końcówką fluid na twarzy. Wywaliłem tubkę i ułożyłem szybko włosy na lakier. Pochowałem wszystko do czarnej torby. Wziąłem ją przewieszając na ramie, chwyciłem za drugą tą basenową i wyszedłem. Podszedłem do lady gdzie położyłem numerek od mojej kurtki. Nie było już żadnej kurtki należącej do któregoś człowieczka z mojej klasy. Westchnąłem cicho, odbierając moją kurtkę i wyszedłem szybko. Na boisku po drodze ubrałem buty, a potem skierowałem się do budynku szkolnego. Słońce świeciło jak jakaś lampa, zero wiatru, nic. Westchnąłem zaczynając szukać jakiegoś napoju w torbie. Przystanąłem nawet i spojrzałem do środka. Przeszukałem pięć razy, ale nadal nie mogłem znaleźć tego, czego poszukiwałem. W końcu odpuściłem, dopuszczając do siebie myśl, że po prostu z pośpiechu zapomniałem spakować butelkę z wodą, a nawet jakiś posiłek. Zrezygnowany brnąłem dalej w tej kąpieli słonecznej mając dłonie w kieszeniach spodni. Przebierałem materiał kieszeni, gdy po chwili moje dłonie wyczuły jakieś papierki. Wyjąłem je po chwili, mordka mi się cieszyła, że jakieś pieniądze, a tu lipa. Papierki okazały się wykorzystanymi ściągami na fizykę. Schowałem je ponownie i spojrzałem w dół. Zauważyłem, że leżą jakieś papierki przypominające pieniądze. Podniosłem je po chwili z nadzieją, że to być może jakieś banknoty. Schyliłem się i otworzyłem dłoń kierując wzrok w nią. Rozwinąłem ów papierki z dłoni, po chwili uśmiechnąłem się widząc ukazujące się nominały. Liczyłem chwilę pieniądze znajdujące się na mojej dłoni. Z wyniku, który wyszedł mi z obliczeń, zacząłem rozmyślać nad tym, co mogę za tą kwotę kupić w sklepiku szkolnym. Zacząłem się kierować w stronę wejścia do szkoły rozmyślając. Z rozmyśleń wyrwało mnie to, że poczułem jakiś upór, który po chwili ustąpił, a ja upadłem na swoje cztery litery. Do moich uszu doszły znajome dźwięki, które groziły mi. Spojrzałem w stronę skąd dochodziły ów odgłosy. Ujrzałem Takanoriego. Miał ślicznie roztargane czarno-czerwone włosy, a dookoła jego osoby leżały rozwalone notatki oraz lekko poszkodowany telefon.
- Przepraszam!
Pisnąłem podnosząc się natychmiastowo na rzecz pomocy mu. Pozbierałem wszystko pędem z podłogi i wziąłem telefon. Ekran dotykowy był pęknięty.
- Shit. Takanori ja przepraszam. Zapłacę za naprawę.
Szepnąłem skruszony w jego stronę. Spuściłem głowę by nie oglądać jego zapewne rozgniewanej miny. Telefon to jego skarb nad skarbami(Pomijając jego kolekcje okularów przeciwsłonecznych). Chwilę pomyślałem. Zaraz, nikogo tu nie ma. Mogę go zaprosić na taką randkę, a on nie będzie o tym wiedział! A jak mnie wyśmieje nikt się nie dowie!
- Takanori?
Spojrzałem na niego prostując szyję, nadal jeszcze gdzieś uciekając wzrokiem. Był bardziej załamany stanem telefonu niż rozgniewany.
- Słuchaj Taka-chan, masz może na dziś jakieś plany? Bo wiesz pomyślałem, że może po szkole pójdziemy się przejść? Tak na lody czy coś. Zaniesiemy go od razu do naprawy.
Zaproponowałem. Spojrzałem w końcu w pełni na jego piękna twarz, gdzie poprawiał rozczochrane włosy. Na jego mlecznej twarzyczce pojawił się nieśmiały uśmiech, a oczy zaczęły błyszczeć szczęściem, gdy trzepotał swoimi długimi rzęsami, a w tym czasie jego policzki rozpłynęły na kolor ostrej czerwieni.
- Wiesz Aki. Ta się składa, że na dziś nie miałem i tak dziś nic przewidziane, więc chętnie się z tobą gdzieś przejdę.
Uśmiechnąłem się, cicho chichocząc. Uroczy.
- To jesteśmy umówieni.
Zaśmiałem się i oddałem mu wszystko, a potem poleciałem do sklepiku by w końcu kupić coś do jedzenia, bo mi żołądek do krzyża przyrośnie. Stanąłem przed ladą z małym „loading” na twarzy. Wybrałem po chwili najtańszą wodę i pączka z ajerkoniakiem. Aż ślinka cieknie!
***
Po szkole zaraz złapałem Takanoriego. Na korytarzu szkolnym panował straszliwy harmider, który wywołał panujący tam tłok uczniów oraz nauczycieli. W międzyczasie, gdy Takanori powolnie pakował swoje książki do torby, podszedłem do haków na ubrania, biorąc jedną czarną kurtkę skórzaną oraz jedną w kolorze popielu kurtkę ze skóry ekologicznej. W drodze powrotnej położyłem mu na ławce ów odzienie. Będąc przy swojej ławce, nałożyłem swoją kurtkę.
-Hej, to jak idziemy?
Zapytałem czarnowłosego młodzieńca, który zakładał swój ubiór. Spojrzał na mnie swoimi niebiesko-szarymi oczami, a na rumianej jak zorza twarzy pojawił się przelotny uśmiech, kiwną głową na znak potwierdzenia, że jest gotowy, zakładając w międzyczasie szarawą torbę(musi być pod kolor kurtki. A co.) na ramię.
Ruszyliśmy we dwoje do wyjścia z klasy chemicznej, gdzie odbywała się jeszcze kilka minut temu lekcja chemii, aby następnie kierując się we stronę masywnych, dębowych drzwi, które były bramą do wolności. Po niedługim czasie znaleźliśmy się na nie dużym placu przed placówką licealną. Świergoty ptaków docierały do naszych uszu. Wiatr, który był delikatny jak dłoń troskliwej matki owiewał nasze twarze, ciała w delikatnym uścisku. Atmosfera wręcz stworzona do spaceru. Panowała przyjemna aura wiosenna. Drzewa wiśni, które rosły na terenie szkoły zaczynały rozkwitać w kolorze delikatnego różu pomieszanego z bielą.
- To może najpierw na lody?
Przerwałem cisze, która pozwalała nam napajać się tym cudownym wręcz widokiem. Niepewnie ująłem swoją dłonią, dłoń niższego, splatając nasze palce. Taka-chan na ten gest zareagował delikatnym uśmiechem oraz zaczerwienieniem na swoich mlecznych policzkach.
Szliśmy powoli trzymając się nieustannie za ręce, podziwiając jednocześnie najpiękniejszą aleje znajdującej się w tej części Tokio. Aleje tą przyozdabiały rzędy wysokich drzew wiśni, znajdujące się w ogrodach mieszkańców tej oto alei. Takanori oczarowany tym widokiem wyciągnął powoli swoja dłoń w kierunku gałązki, gdzie rósł największy kwiat wiśni. Chcąc już chwycić ów kwiat, na dłoń spuścił mu się po nitce drobny(Mam nadzieję, że nie groźny) pajączek. Wyrwany z transu młodzieniec zauważając pajęczaka na swojej dłoni, odskakując z lekkim strachem nie tyle, co przerażeniem, strącił tym samym stawonoga na ziemię. Niczemu winny pająk nie przejmując się tym, szybko się pozbierał uciekając w trawę. Lekko rozbawiony zaistniałą sytuacją zostałem natychmiastowo skarcony wzrokiem przez czarnowłosego. Nie minęło zbyt dużo czasu by wiadomość, którą chyba przekazał mi telepatycznie zadziałała tym, iż powstrzymałem się od wybuchnięcia salwą śmiechu.
- Oi no, bądź, co bądź, ale troszkę śmieszne to było!
Jednakże po chwili pożałowałem swoich słów, czując nie mały ból w tylnej części głowy. Odwróciłem wzrok w jego stronę, gdy Takanori widocznie podirytowany zaczął iść w przeciwnym kierunku.
- Znaczy się to było straszne! Mogło ci się coś stać i....W ogóle!
Pobiegłem wręcz natychmiastowo za nim jak wierny pies. Doganiając go z lekką zadyszką(Takie krótkie nogi ma, a idzie, co najmniej była by jakaś wyprzedaż w butiku) złapałem chłopaka za chude ramie, tym samym sprawiając, że stanął w miejscu z nie małym niezadowoleniem. W takich momentach nawet ja się go boje!
-Taka-chan(nie ma to ja załagadzać sytuację), przepraszam. Nie dąsaj się.
Uśmiechnąłem się, wyglądając pewnie jak idiota, ale na moje szczęście jego chmury burzowe szybko zniknęły w niepamięć. Odwzajemnił mój drobny gest, także ukazując ząbki.
-Następnym razem jak cię sieknę to cię matka nie pozna.
Pogroził mi palcem przed nosem z chytrym uśmieszkiem. Nie wiedziałem w tym momencie czy mam się śmiać czy płakać, po tym jak sobie wyobraziłem jego wizję zemsty maleństwa na mojej osobie. Uśmiech zamienił się w swojego rodzaju grymas. On mnie czasem przeraża. Nigdy nie wiem kiedy mówi na serio, a kiedy na żarty(To boli ;-;).
Chwyciłem go za dłoń, ponownie splatając nasze palce, idąc w stronę najlepszej kawiarni w tej prefekturze. Stanęliśmy przed budynkiem, gdzie była kawiarnia. Była to dość stara, ale ładnie odnowiona kamieniczka. Pchnąłem szklane drzwi w celu otworzenia ich przed Takanorim.
- Proszę.
Uśmiechnąłem się pozwalając mu wejść pierwszemu. Wystrój lokalu bardzo dizajnerki. Nic nie miało dokładnego symetrycznego kształtu. Ściany były przyozdobione różnymi obrazkami związanymi z Japonią, anime i wysuszone kwiaty wiśni. Stoły były bardziej w kształcie brązowej ciapki, gdzie w środku pod szkłem znajdowały się ziarnka kawy, a do nich były dopasowane krzesła. Na stołach znajdowały się brązowe oraz beżowe świeczki w wielkim kloszu wraz z sztucznymi kryształkami. Na środku pomieszczenia znajdował się okrągły bar z kasą, z alkoholami lodówkami na ciasta oraz lody. W oknach znajdowało się mnóstwo kwiatów, ozdób, a firany były koloru bieli, a może nawet bieli kości słoniowej, w każdym kącie ukrywały się małe głośniki, z których płynęła przyjemna muzyka i nie tylko japońska. Aktualnie leciał Michael Jackson- Hollywood. Ten wystrój lokalu był bardzo urzekający. W pewnym momencie Takanori pociągnął mnie za rękę do najbardziej ukrytego przez kwiaty stoliku w kawiarni. Maleństwo po chwili dorwało się do bardzo skromnego menu, zaczynając je przeglądać, wcześniej wkładając swoje okulary na swój malutki, uroczy nosek. W czasie, gdy ja już zdążyłem przestudiować z dziesięć razy kartę deserów i alkoholi, on jeszcze nie skończył przeglądać pięciu(Dosłownie!) kart menu, gdzie znajdowały się desery.
- To ja może pójdę już coś zamówić, zdecydowałeś się?
Zapytałem niższego, który był tak namiętnie zatopiony w jakże urzekającą lekturę, którą jest menu kawiarni!
-Taka-chan, postudiujesz później, wybierz coś. Robisz to już kwadrans.
Powiedziałem. Musiałem już pięć razy odsyłać kelnerkę, która chciała przyjąć zamówienie od nas tekstem „Nadal się zastanawiamy”, a ona już za trzecim razem miała mord w oczach.
- Zamów mi to.
Odezwał się po dłuższej chwili chłopak, wskazując palcem na deser czekoladowy, nad którym rozmyślał w pierwszej kolejności jakieś dziesięć minut temu!
- Dobrze.
Westchnąłem będąc już załamany, ale jednak nie okazywałem mu tego. Podszedłem do baru, gdzie stała kelnerka. Była ona dość wysoka, szczupła. Miała krótkie blond włosy, kręcone. Jej ubiór nie wyróżniał się mocno od reszty personelu. Jedyne, co mnie bardziej degustowało to tylko wielki dekolt, na który pewnie nie jeden stary dziad się ślinił. Sukienkę, którą w większości zakrywał czarny fartuch chowała notesik i długopis. Na jej głowie znajdował się mini kapelusz w kształcie filiżanki espresso.
- Witamy w „Kawowym Zakątku”(Widać, że właściciel nie miał pomysłu na nazwę.) W czym mogę pomóc? Co Pan zamawia?
Gdy tylko skończyła swoją salwę pytań do mojej osoby(A uszy więdły, ma piskliwy głos) ocknąłem się z letargu.
- Poproszę to.
Nie za bardzo miałem pamięć do nazw tych deserów, więc wskazałem na deser w polecanych kartach, na blacie.
- Oraz jedną kawę.
- Niestety nie ma tego deseru. Mogę zaproponować coś innego?
- Poproszę.
- Widziałam, że Pan przyszedł ze swoją dziewczyną.
Dziewczyną?! Takanori to nie moja dziewczyna, ani chłopak, nawet nie jesteśmy(jeszcze) w związku!
- Em. Tsa, z dziewczyną. To, co Pani poleci?
Zapytałem prawie od niechcenia, będąc trochę zniesmaczony tą uwagą.
- Dla par zakochanych mamy deser lodowy z niespodzianką. Tylko prosiłabym Pana o podanie informacji na temat, co lubi pańska druga połówka.
- Em.. Kurwa...
Burknąłem cicho. Na twarzy wymalował mi się lekki grymas, nie wiedziałem, co ja mam powiedzieć.
- Em.. No ten.. On..Ona
Język mi się plątał.
- Lubi psy, o!
W tym momencie chciałem uczynić tak zwanego „Face palma”, co ja palnąłem! No debil ze mnie. Kelnerka w tym momencie zapisała moją odpowiedź, a ja niespokojny to, co może kelnerka nam przynieś, wróciłem do stołu.
- Aki, co jest?
Zapytał młodszy.
- Nie nic. Nie było twojego deseru, ale zamówiłem inny.
Uśmiechnąłem się delikatnie do niego.
Po około może nawet nie kwadransie na widoku ukazała się w pełni kelnerka zza lady. Pełny ubiór z tego, co nie udało mi się dojrzeć były zakolanówki oraz beżowe szpilki. W swoich delikatnych rękach niosła na tacy wielki puchar z lodami. Na sam widok deseru ślinka ciekła. Kelnerka położyła puchar z lodami na stoliku i odeszła. Z lodów zrobili nam ładnego psa(Tego się nie spodziewałem!). Ciekawe. Spojrzałem zaciekawiony na Takanoriego. Czarnowłosy na widok deseru aż się oblizał, a oczy pięknie mu się błyszczały, a w nich były widoczne tańczące iskierki.
- I jak, może być?
Zapytałem. Podwieczorek składał się z lodów czekoladowych, które Takanori uwielbiał.
- Kochany jesteś.
Podniósł się na chwilę, a ja mogłem podziwiać jego szczupłą sylwetkę. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Poczułem na policzkach wielkie, palące rumieńce. Pierwszy raz się w taki sposób zachował wobec mnie. Teraz rozumiem to uczucie „motylków” w brzuchu.
- Emm..
Zaniemówiłem, a ten się zaczął parszywie, a zarazem tak uroczo śmiać, (Co ze mną?!). Nie mogłem się na niego gniewać, widząc jak zwija boki ze śmiechu przeze mnie, a raczej moją minę. Spuściłem speszony głowę, gdy ten nadal śmiał się, a nawet wręcz płakał. Kątem oka zauważyłem jak piękne niebieskie niebo pokrywały ciemne, burzowe chmury. Momentalnie piękna atmosfera za oknem została stłamszona przez panującą po chwili ulewę.
- No nieźle.
Westchnąłem widząc deszcz, a po chwili słysząc, że zaczyna grzmieć. Dźwięk śmiechu Taki, zamienił się na coś w rodzaju pisku przerażenia( Jak w tych całych horrorach).
- Taka, nie mów, że się boisz.
Spojrzałem na chłopaka, był blady jak ściana, a jego źrenice ze strachu aż się pomniejszyły tak, że były tylko dwiema kropeczkami w tęczówce. Młodzieniec podskoczył, gdy za oknem zabłysnął piorun, a po chwili do naszych uszu dotarły głośne dźwięki ów wyładowania. Ruki(Tak na niego wołali) usiadł mi na kolanach, co mnie zdziwiło, ale nie narzekam. Objąłem go ramionami i wziąłem łyżeczkę z lodów, a potem go karmiłem. Jedliśmy na pół. Taka był uroczy jak się ubrudził. Gdy już zjedliśmy mrożony posiłek, ubrudzony chłopak wtulił się we mnie, ignorując brud na twarzy. Usłyszałem dziwne dźwięki, spojrzałem w górę, żarówka dziwnie migotała, a po chwili rozbryzgała się na wszelkie strony świata.
- A!
Pisnął chłopak.
- Takanori, chodź.
Powiedziałem jak burza w miarę ustała.
- Pójdziemy do mnie.
Dodałem.
Chłopak ubrał swoją kurtkę, ale z miną jak męczennik patrzył na nadal jeszcze padający deszcz za oknem. Zaśmiałem się i wyszliśmy. Złapałem go za dłoń. Przeszliśmy parę metrów i przystanąłem. Muszę mu to powiedzieć.
- Taka.
Zacząłem niepewnie, stanąłem przed nim, patrząc mu prosto w oczy. Bałem się, bałem się, że mnie wyśmieje. Serce waliło młotem.
- Ja...Taka...
Jąkałem się, trzymając jego łapki delikatnie. Miał gładką, delikatną skórę na nich.
- Tak?
Zapytałem w końcu po dłuższej ciszy.
- Ja..Ja Cię Kocham.
Wyszedłem na błazna, wszyscy mnie uznają za jakiegoś mięśniaka, ale jestem bardzo uczuciowy. Spuściłem chwilowo wzrok. Nadal padał deszcz, ale słońce sprawiało, że na niebie pojawiła się piękna, kolorowa wstęga. Poczułem jak on mnie puszcza, byłem jeszcze bardziej zrezygnowany. Jednak po chwili objął moją twarz i podniósł ją, a po chwili mnie pocałował. Można powiedzieć, że mnie zatkało, a to mało i tak powiedziane!
- Ja ciebie też, Ue-chan.
Uśmiechnął się do mnie promiennie.
***

To już miesiąc, od kiedy wyznałem Takanoriemu miłość. Nie ukrywamy swoich uczuć w szkolę, bo, po co? Nauczyciele sobie odpuścili po tygodniu, a wszystkie dresy wiedzą, że lepiej ze mną nie zadzierać.

[Ruki]

Akira był taki uroczy i delikatny, wręcz ideał chłopaka. Cieszę się, że w końcu obaj się zdobyliśmy na odwagę i wyznaliśmy sobie to wspaniałe uczucie, jakim jest miłość. Dziś po szkole umówił się ze mną na randkę. Z tej okazji zaraz jak tylko wróciłem do swojego domostwa zacząłem okupować łazienkę. Miałem(Tylko!) dwie godziny(Skandal w biały dzień ; -;) na przygotowanie się do spotkania. Rozebrałem się z przepoconych ubrań szkolnych, aby po chwili zostać nagi na niebieskim dywaniku łazienkowym. Przekroczyłem próg szklanych drzwi. Swoją kruchą dłonią otworzyłem kurek najpierw z ciepłą wodą, a gdy uznałem, że ciecz robi się za gorąca, odkręciłem jeszcze kurek z niebieską nalepką, a temperatura wody umiarkowała się do idealnej. Przeźroczysty płyn powoli moczył moje włosy oraz ciało. Przyjemne ciepło łagodnie i czule obejmowało mnie, przypominając mi trwanie w objęciach matki. Dłońmi zjechałem na swoje pośladki, przymykając oczy, a policzkiem przywarłem do chłodnej, mokrej ściany z granatowymi kafelkami. Szczupłymi palcami masowałem je, przy tym cicho dysząc. Puściłem wodzę wyobraźni, dając sobie klapsy, na niektóre głośniej pojękując. Smukłym palcem masowałem swój odbyt, coraz to głośniej oznajmiając jak mi dobrze. Gdy w końcu naparłem na wejście, chwilę odczekałem, aby dodając następny palec. Jęczałem cicho( a co, nie ma nikogo w domu!). W swojej wyobraźni, wykreowałem sobie Akirę, a to dodatkowo podniecało. Końcówką swojego paca musnąłem delikatnie prostatę. Poliki piekły mnie od rozgrzanych do czerwoności rumieńców. Nie spodziewanie doszedłem na ścianę. Wyciągnąłem palce ze swojego ciała, a potem zanurzyłem je w swoich ustach, przy tym dokładnie oblizując sprawnym języczkiem. Umyłem się w szybkim tempie miętowym żelem i cytrusowym szamponem do włosów. Wyszedłem z łazienki i popatrzyłem na zegarek, super, zostało mi tylko czterdzieści pięć minut! Wyciągnąłem mamy suszarkę z szafy, włączając ją by ciepły podmuch wysuszył zmoczone włosy. Opatulony kremowym po rannikiem na boso poszedłem do seledynowego pomieszczenia, który robił za mój pokój. Wybrałem obcisłe szorty, za duży czarny z białą czaszką, która z kolei była otoczona różami T-shirt. Mamie ukradłem czarne rajstopy z wzorem cierni. Ubrałem najpierw rajstopy, szorty do połowy ud i bluzkę na końcu. Nałożyłem naszyjniki, pierścionki i bransoletki. Dziękujmy Bogu za lakier do paznokci, który wysycha w kilka minut. Podkreśliłem czarną kreską oczy, a rzęsy, maskarą. Nałożyłem trochę fluidu i pudru na czerwone rumieńce. Na ramie zauważyłem nie dużą torebkę, ubierając martensy i skórzaną kurtkę(No pomińmy sobie przesadnie duże okulary XD), wyszedłem. Na dworze było przyjemnie ciepło, jak to wiosna. Zszedłem z tarasu przed domem i skierowałem się w stronę skrzyżowania, gdzie miałem się spotkać. Sprawdziłem tylko godzinę na zegarku w telefonie i zacząłem biec. Zegar wskazywał godzinę 16:59, a o 16:30 miałem być na miejscu! W trakcie biegu wykręciłem jakimś dziwnym cudem bez wypadku numer do Akiry z szybkiego wyszukiwania numerów i zadzwoniłem. Pierwszy, drugi, ale nie odbierał. Zmartwiło mnie to. Na miejscu przybyłem cztery minuty później. Zauważyłem na kasztanowej ławce ów blondyna.
- Kochanie..Ja..Ja przepraszam noo!
Mężczyzna odwrócił głowę, co po chwili się okazało, że to nie był Aki! Pobladłem i pobiegłem szybko w inną stronę. Rozglądałem się po zatłoczonym rynku, który był otoczony najróżniejszymi sklepami z ciuchami, butami, FastFood'ami. Zacząłem zaglądać przez szybę do najróżniejszych sklepów. W końcu dotarłem do małej apteki. Wszedłem do niej z przekonaniem, że tam znajdę Akirę, choć sam nie wiem, co by tam robił. Ściany były koloru wyblakłej zielonej herbaty. Wszedłem do pomieszczenia z kasami, a tam stał Aki. W ręku trzymał opakowanie prezerwatyw?
- Aki! Przepraszam za spóźnienie!
Zacząłem się tłumaczyć. On tylko się uśmiechnął delikatnie i pocałował mnie. Zdziwiło mnie to zachowanie, ponieważ zawszę jak się spóźniałem na spotkania powyżej kwadrans u to się dąsał przez godzinę i mruczał sam do siebie pod nosem. Jednakże nic nie powiedziałem na ten gest. W ciszy poszedłem za nim, a on złapał mnie za dłoń. Uśmiechnąłem się jednak mimowolnie i skierowaliśmy się razem ku małej knajpce z dobrym jedzeniem. Weszliśmy do pomieszczenia. Zająłem stolik bardziej na uboczu. W lokalu dominował biały kolor, który świetnie kontrastował z czerwienią. Większość stołów była pozasłaniana parawanami z lnu o żółtawo-białym zabarwieniu. Usiadłem na czarnej kanapie, odkładając torebkę na bok. Czekając na Akirę, który nie wiem za bardzo gdzie zniknął obserwowałem, co dzieje się za oknem, które było z kolei zasłonięte białymi żaluzjami. Blondyn pojawił się po dłuższym czasie przy stoliku z tajemniczym uśmiechem. Przysiadł koło mnie i objął mnie ramieniem, na co zareagowałem ufnym wtuleniem się w jego bok.
- Co zamówiłeś?
Zapytałem, jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, pomijając kolejny ciepły uśmiech od niego.
- Kochanie, czy ty się dobrze czujesz?
Spojrzałem na niego wzrokiem zmartwionej babuni. Znów cisza. Chciałem znów o coś powiedzieć, ale przeszkodził mi kelner, który przyniósł zamówione danie przez Akirę. Kelner postawił przed nami talerz, na którym znajdowały się różyczki z marchwi, rzodkiewki i tak dalej, a na środku spaghetti.
- Moje ulubione danie!
Uśmiechnąłem się, a oczy miałem uradowane jak małe dziecko na widok swojej ulubionej potrawy. Jednak nadal martwiło mnie to, że Akira nadal się nie odzywał do mnie, a nawet do kelnera by podziękować. Chwyciłem za pałeczki, jak i Aki. Karmiliśmy się nawzajem. Śmialiśmy się, było bardzo przyjemnie. Aki wstał jak tylko skończyliśmy i zapłacił(Nie lubię tego, ale co zrobię ;-;) spojrzał na mnie i wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Podałem mu swoją i wstałem zabierając swoje rzeczy. Objął mnie nią w talii i szliśmy w stronę parku. Park był bardzo uwodzicielski, a eteryczny zapach herbacianych róż dodawał romantycznej atmosfery. Dróżką żwirową szliśmy w centrum parku, gdzie znajdowała się największa i najpiękniejsza fontanna zakochanych w Japonii. Wielka marmurowa fontanna, z której leci krystalicznie czysta woda, która przez lampki zmienia kolory. Na szczycie wodotrysku(Fontanna- wodotrysk, ponieważ z tego tryska woda. Dop.Aut.) znajdowała się podobizna zakochanej pary. Blondyn wyjął ze swojego skórzanego, czarnego portfela kilka groszy i wrzucił je do wody. Potem objął mnie czule, a atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, gdy zaczął całować mnie. Wziął mnie za ręce i skierował się ze mną w stronę postoju taxi. Wsiadł i kazał taksówkarzowi pojechać do jego mieszkania. Mieszkał sam po śmierci swojej mamy(Nawiasem mówiąc: Z ojcem nigdy się nie dogadywał, a mu było to na rękę, ponieważ nie musiał się ukrywać ze swoją asystentką, która nie tylko mu asystuje w biurze, ale także w łóżku. Akira nie chciał go znać.) Kierowca pojazdu po chwili ruszył, a Suzuki nieustannie pieścił moje wargi swoimi. Mijaliśmy kolejne ulice, a blade światło latarni, które przebijało się przez szyby auta drażniły moje przymknięte oczy. Swoimi smukłymi dłońmi obejmowałem jego szyję będąc w przyjemnej ekstazie. Chłopak wysiadł z taksówki nawet za nią nie płacąc. Zdenerwowany kierowca widząc, że i tak nic nie wskóra odjechał, nie kłócąc się już. Do naszych uszu dochodziły różne szepty, niezbyt przyjemne, ale i tak nie zwracaliśmy na to większej uwagi. Skupiliśmy się tylko na sobie. Aki po chwili przerwał namiętne pocałunki tylko po to by poprosić mnie bym wyjął jego kartę magnetyczną. Dodał po chwili, że ów karta znajduje się w jego kieszeni kurtki. Korzystając z okazji zacząłem dłońmi powoli macać jego tors szukając przedmiotu. Gdy w końcu w moich łapkach znalazła się prostokątna, biała rzecz podałem mu ją, a on otworzył drzwi. Dalej niosąc mnie na rękach ruszył w stronę windy. Tam postawił mnie, ale długo się nie nacieszyłem wolnością, ponieważ ujął moje wspaniale wyeksponowane przez szorty pośladki swoimi silnymi dłońmi i podniósł mnie. Nogami objąłem go w pasie. Trwając nadal w namiętnych, gorących pocałunkach, czekaliśmy na nasze piętro. Aki otworzył drzwi, a w progu zaczął witać nas jego pies, owczarek niemiecki długo włosy, o imieniu Miku. Akira olał psa, który szybko pobiegł na swoje legowisko. Blondyn postawił mnie na panelach i popychał delikatnie nie zaprzestając pocałunków jak mniemam w stronę sypialni. W drodze do ów pomieszczenia zaczęliśmy się nawzajem rozbierać. Z początku pozbyliśmy się górnej garderoby i przylegliśmy do siebie nagimi torsami. Wprowadził mnie do zaciemnionego pokoju o szkarłatnych ścianach. Jedynym oświetleniem, jakie tu się znajdowało były rozstawione w rogach pokoju i na szafkach czarne, grube świece. Suzuki bez namysłu pchnął moje ciało na satynową pościel. Otworzyłem swoje oczy, spoglądając na blondyna, który z pożądaniem w oczach oblizywał ponętnie wargi, a dłońmi rozpinał spodnie. Sam to samo zrobiłem. Pozostaliśmy jedynie w bieliźnie. Tym razem ja się podniosłem i szybko pchnąłem go na łóżko. Ustanowiłem się między jego nogami i zacząłem swoją dróżkę pocałunków od szyi, gdzie zostawiłem soczystą malinkę(Niech wszystkie sucze wiedzą, że jest mój!). Pozostawiając jego szyję w spokoju zjechałem na klatkę piersiową, gdzie wilgotnym języczkiem zaczepiłem o stwardniałe różowiutkie sutki. Lizałem, całowałem i przygryzłam każde z nich na zmianę, a osamotnione dogadzałem rączką. Pojękiwania Akiry mobilizowały mnie do działań. Jego rączka zawędrowała po moich plecach aż do pośladków, z których zdjął bieliznę, a potem mocno uderzył zostawiając czerwony ślad. Zjechałem niżej na jego brzuszek mokra dróżką. Całowałem jego idealnie wyrzeźbiony brzuch i podbrzusze. W końcu biedaczysko doczekało się swojego momentu i całowałem namiocik przez materiał bokserek, uprzednio stymulując go dłonią. Chłopak zaczął jęczeć prosząc o jeszcze i jeszcze, co doprowadzało mnie do przyjemnych dreszczy, które przechodziły po karku. Przejeżdżając wargą po jego członku złapałem ząbkami za gumkę od bokserek i patrząc w jego oczka ciągnąłem za nią tym samym ściągając mu bieliznę. Gdy tylko moje oczy ujrzały jego penisa w pełnej okazałości, zdałem sobie sprawę, że ma naprawdę dużego! Oblizując się na sam widok, przyssałem się do jego główki wykonując akrobacje językiem. Zanurzyłem jego prącie w swoich ustach. Po chwili postoju zacząłem poruszać powoli głową, co owocowało dźwiękami przepełnionymi rozkoszy. Ząbkami zacząłem jeździć po drżącej z podniecenia już skóry prącia. Czując już, że Akira nie wytrzyma więcej chamsko wyjąłem go z ust, zajmując się jego jądrami. Biedaczek mając nadzieję, że dojdzie mi w ustach musiał się zadowolić moją rączką, zastępującą usta. Blondyn po chwili wytrysnął, a ja zadowolony zacząłem zlizywać nasienie z czubka członka. Podniosłem się i ustanowiłem się jak najwygodniej. Aki na to podniósł się, atmosfera stała się jeszcze bardziej gorętsza. Chłopak sięgnął do kieszeni spodni, które wylądowały na szafce nocnej i wyciągnął pudełko prezerwatyw. Wyjął jedną nakładając ją na swojego penisa, a potem naparł na mój odbyt, po chwili wchodząc we mnie. Zawyłem. Chyba zapomniał o przygotowaniu mnie, ale na szczęście odczekał parę minut i zaczął powolnym tempem(Przypominającym tempo biegnącego żółwia).
- Akira, kurwa! Pieprzysz czy jesteś w wyścigu żółwi?!
Nie pożałowałem tych słów. Akira przyspieszył gwałtownie bijąc moje pośladki, a moje gardło zaatakowała salwa westchnień, krzyków, jęków i takich tam. Czułem dogłębnie jego obecność w sobie. Był tak niezdecydowany, że zmieniał, co chwilę pozycję. Dreszcze przechodziły salwami przez nasze ciała, uh. Orgazm nami wstrząsnął po godzinie zabawy.

[Reita]

To był zdecydowanie najlepszy(Pierwszy) seks w moim życiu! Opadłem spocony obok mojego Ru, zdjąłem pełną prezerwatywę, zawiązując ją i rzucając pod łóżko. Starłem kilka kropel potu z czoła i pocałowałem mojego ukochanego w czoło, gdy ten się wtulił i zasnął. Objąłem go ramieniem i sam odpłynąłem w objęcia morfeusza.
Nazajutrz nie było już czarnowłosego w łóżku. Z uchylonych drzwi do sypialni wkradł się zapach świeżo zmielonej kawy, świeżych bułek i jajecznicy. Uśmiechnąłem się, ponieważ przypomniało mi się dzieciństwo, wieś i te widoki. Podniosłem się, szukając bielizny, którą znalazłem pod łóżkiem. Naciągnąłem je na tyłek i poszedłem. W kuchni zauważyłem przy kuchence moje maleństwo w mojej koszulce i bokserkach. Podszedłem do niego i objąłem od tyłu.
- Dzień Dobry Kochanie.
Szepnąłem mu na uszko i pocałowałem w skroń. Za oknem szalała burza, eh.
- Dzień Dobry.
Odpowiedział mi po chwili.
- Śniadanie już gotowe.
Zaśmiał się i wziął patelnię z płyty grzewczej rozkładając dnie na kwadratowe talerze. Uśmiechnąłem się i potarłem dłonie, oblizując się przy tym. Usiadłem na krześle i zacząłem ucztę. Rozmawialiśmy tak naprawdę o wszystkim i o niczym. Zaraz po śniadaniu umyliśmy się i ubraliśmy. Taka postanowił, że pójdziemy z psem na spacer, w końcu tylko pada. Wziąłem do ręki z drewnianego stojaka granatowy parasol, nie zauważając nawet tego metalowego czegoś na czubku. Objąłem chłopaka, gdy ten przypiął Miku smycz. Wyszliśmy z budynku pod parasolem idąc w stronę psiego parku. Po kilku minutach spaceru burza się rozszalała i zaczęło grzmieć, a co za tym idą? Pioruny! Par pięknie wyglądał podczas tej letniej burzy. Przy żwirowej ścieżce kwitnąły rządkami niezapominajki, goździki i lilie. Drzewa różnego pochodzenia tworzyły jeden zgodny ze sobą baldachim, przez który przeciskały się malutkie kropelki deszczu. Wyszliśmy na większy, odkryty plac chwilę stojąc wzrokiem szukając naszego psa, który po chwili przybiegł do nas, przypiąłem go i zaczęliśmy szybki marsz. Na nasze nieszczęście rączka parasola także była metalowa. Po chwili obaj krzyknęliśmy, a pies zawył. Piorun uderzył w nasz parasol. Padliśmy na ziemię. Świat zaczął znów wirować bez opamiętania. Niech przestanie się kręcić! Ostatni widok to była twarzyczka Takanoriego.
****

Z nie małym bólem głowy obudziłem się. Światło słoneczne, które zdeterminowanie chciało się przebyć przez rolety padło na moją twarz, budząc mnie tym zauważyłem, że znajduję się w sypialni. O ile pamięć mnie nie zawodzi jestem w swojej sypialni, gdzie przeważnie „prowadziłem” pożycie małżeńskie ze swoją „żoną”. Spojrzałem w bok słysząc jakieś odgłosy, które bynajmniej nie należały do mojej „wybranki”(jak z koziej dupy trąba, normalnie). Obok mnie leżał praktycznie nagi(Jak ja, ciekawe teraz dopiero to zauważyłem! ;-;) czarnowłosy chłopak. Zdziwiło mnie to, ponieważ nie pamiętam faktu bym pił, ćpał czy cokolwiek brał. Młodzieniec ułożył się na plecach i otworzył swoje śliczne oczy, przeciągając się.
- Dzień Dobry Skarbie, niezły byłeś w nocy.
Wymruczał mi na ucho, aż zadrżałem! Chłopak na moją reakcję się zdziwił.
- Kochanie, co Ci? Tu, Takanori, Skarbie..
To, co powiedział mnie jeszcze bardziej zdziwiło!
- Takuś.
Szepnąłem i objąłem go najmocniej jak mogłem. Czyli to wszystko nie było jakimś snem czy czymś.
- Kocham Cię.
THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz