sobota, 9 sierpnia 2014

To wszystko dla Niej cz.II To ta tajemnica?!

Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Masturbacja, przekleństwa i scena erotyczna.



Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon an stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
- Długo tu już stoisz?- Uśmiechnąłem się, przełykając bezdźwięcznie ślinę. Niezauważenie zacząłem dłońmi ugniatać materiał mojej bluzki, w którą byłem odziany.

[Aoi]

-Em, przed chwilą przyszedłem. Drzwi były otwarte, a co?- Spojrzałem na twarz Kou, już na pierwszy rzut oka widać było, że ulżyło mu. Musiałem skłamać, inaczej mój plan wymyślony dosłownie kilka minut temu nie powiódłby się. Wyszedłem do salonu, od razu kierując się w stronę kuchni-jak to miałem w zwyczaju oczywiście-. Docierając do niewielkiego pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem była wisząca na kablach-prawie przepalająca się- żarówka. Na palnik gazowy ustawiłem mały napełniony wodą czajnik na herbatę. Z starej, poniszczonej hebanowej szafki wyjąłem brązowy, metalowy pojemniczek z zieloną herbatą, której resztki przesypałem do dwóch o czerwonym kolorze kubków. Słysząc gwizdanie, niemal natychmiastowo wyłączyłem gaz i zalałem herbatę, ustawiając naczynia z naparem na tackę. Wyjąłem ze zlewu jeden talerzyk, nie był pierwszej czystości, ale po przejechaniu ściereczką nie było aż tak źle. Wyjąłem z szafki nad zlewem pudełko z resztkami ciastek pełnoziarnistych-ulubione zresztą chłopaka-. Położyłem również i to na tacy, a później z nią skierowałem się do salony, gdzie siedział zamyślony blondyn. Postawiłem na stoliku do kawy jeden z kubków przed chłopakiem, uśmiechając się ciepło do niego zaś drugi naprzeciwko, gdzie po chwili usiadłem. Upiłem łyk herbacianego naparu. Atmosfera była strasznie sztywna. Panowała głucha cisza, jedyne, co robiliśmy to uśmiechaliśmy się ufnie do siebie. Kouyou często uśmiechał się krótko, później uciekając gdzieś na boki wzrokiem, tak jakby bał się czegoś czy wstydził. Po pokoju, gdzie panowała wręcz niczym niezmącona cisza rozbrzmiały ciche kroki małej dziewczynki. W pokoju pojawiła się niska dziewczynka o długich, czarnych jak kruk włosach, rumianej buzi, a na której widniały dwa czarne przysypiające diamenciki. Tak na te oczy mówił Uru. Ubrana była w różową koszulę nocną. Wiele łatek na ubranku siostrzenicy Kou wskazywało, że to koszula po wielu przejściach. Dziwne, czemu Uru nie kupił jej nowej. Może lepiej nie będę się w to wtrącać? W końcu to jego problemy, ale on się dziwnie zachowuje, za dziwnie bym to tak zostawił. Kimiko podeszła do nas, mocno tuląc swojego starego misia.
- Blacisku(Tak go teraz nazywała), buza.- Szepnęła nieśmiało, nagle rzucając się na szyję „brata”. Na tą uroczą scenę uśmiech sam pojawiał się na twarzy. To jak mała wtula się w wujka, a on jak czule ją obejmuje i głaszczę. Tak jakby próbował zastąpić jej ojca, którego nie miała. Kimiko i jej zmarłą matkę zostawił jak tylko dowiedział się, że ona przyjdzie na świat. Tchórz pieprzony. Dziewczynka po chwili ułożyła się obok i z głową na udach Uru zasnęła.
- To ja już może wrócę do siebie.- Oznajmiłem rozczulony tą sytuacją.
- Miałeś chyba jakąś sprawę do mnie.- Powiedział w moja stronę chłopak, lustrując chwilę moją osobę.
- A..To nie było nic ważnego. Właściwie już sam zapomniałem, co chciałem.- Stwierdziłem zakłopotany, drapiąc się w tył głowy. - No to do zobaczenia!- Rzuciłem szybko, ulatniając się z mieszkania młodszego. Zbiegłem w szybkim tempie po drewnianych, lekko spróchniałych schodach, robiąc przy tym nie mały hałas. W ogromnej ulewie urządziłem sobie mały spacer. Przechodząc kolejne pozamykane sklepy, szukałem jakiegoś otwartego, jakiejś żabki czy coś. Po dłuższym spacerku natrafiłem na jedyny w promieniu chyba kilometra otwarty sklep. Wziąłem do ręki koszyk i najpierw zacząłem szukać działu z alkoholami. Z lodówki wyjąłem dwie zimne puszki piwa, a z innego regału wrzuciłem paczkę najzwyklejszych chipsów paprykowych. Podszedłem do lady, jednak kasjerki tam nie było. Zacząłem się rozglądać na boki, jednak owej osoby nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili spojrzałem na lekko przeźroczystą zasłonkę zaplecza. Momentalnie zarumieniłem się mocno. Na zapleczu widocznie odbywał się stosunek płciowy pomiędzy pracownicą, a szefem. Nie wyglądało mi to raczej na gwałt. Położyłem na ladę pieniądze za piwo, chipsy i paczkę papierosów, które sam sobie pozwoliłem wziąć-co im będę przeszkadzał-, natychmiastowo wychodząc. Chwilę rozglądając się przez strugi padającego deszczu, skierowałem się do domu. W drodze do mieszkania musiałem się przedzierać pomiędzy silnym deszczem i wichurą. Stanąłem pod drzewem zakładając kaptur od bluzy spod kurtki. Wyjąłem z siatki papierosy i dopaliłem jednego, ruszając dalej. Rozglądałem się i wzdychając, wypuściłem kłąb dymu. W końcu skręciłem w małą alejkę, upuściłem papierosa na chodnik i po schodkach wszedłem na zadbaną klatkę schodową. Zapaliłem blade światło korytarza, kierując się na schody prowadzące na pierwsze, drugie oraz trzecie piętro. Mieszkałem na drugim, więc szybko zacząłem iść. W mieszkaniu szybko zdjąłem buty oraz przemoczoną kurtkę i zapaliłem natychmiastowo światło. Siatka z zakupami wylądowała na drewnianym stole z hukiem. Ustawiłem na dębowym blacie stołu lampkę biurkową, zaczynając szukać potrzebnych mi przedmiotów takich jak: karki w kratkę, mapa Tokio, mazaki, ołówek, gumka i długopis. Wszystko po dłuższym czasie znajdowałem wymienione rzeczy prócz jednej, mapy! Będąc w stercie papierów, dokumentów i innych typu rzeczy przypomniało mi się, gdzie położyłem mapę, a raczej gdzie ją zostawiłem. Ubrałem się szybko i zbiegłem do podziemnego garażu, do auta. Otworzyłem na guzik szybko pojazd i wyciągnąłem ów przedmiot z niego. Wróciłem do mieszkania i usiadłem nad mapą dumając. Najpierw zaznaczyłem swoją ulicę, a później tam gdzie Uru miał się rzekomo z kimś spotkać. Ołówkiem zaznaczyłem najkrótsze drogie i w miarę podobne inne, kiedy coś poszło nie tak. Zaznaczyłem kółka, kropki, kreśliłem, pisałem. W końcu przy pomocy mapy, kartek i spinaczy powstał plan doskonały!
                                                                                       ***

Nie mogłem w nocy spać. Przewracałem się na boki, na plecy i wykonywałem najróżniejsze akrobacje na łóżku, ale myśli związane z planem nie dały mi spać- nie pomijam także prawie dwudziestu ośmiu stopni na dworze, w nocy!-. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce-leżałem w końcu na boku- i przetarłem oczy. Urządzenie wyświetlało 6:39.
- Kurwa.- Westchnąłem cicho, nie przespałem całej nocy superrr. Podniosłem się i założyłem kapcie szurając w nich do kuchni. Pierwsze, co zrobiłem to było wstawienie wody, niby nic trudnego, ale sam fakt, że mam totalny chlew po wczorajszym wieczorze planowania to nie mogłem nawet czajnika znaleźć! Smród, bród i ubóstwo. Ręką zgarnąłem do śmietnika wszelkie resztki po poszukiwaniu czegoś JADALNEGO, a nie, co już chyba miało nogi. Zaraz, czy ta kanapka się na mnie patrzy?
- Hej Kimi.- Rzuciłem w stronę leżącej ZIELONEJ kanapki- Shiroyama, ty flejo zrób sobie kawę, bo majaczysz.- Zganiłem się i znalazłem czajnik. Po chwili na stolę stał pewien napój. Usiadłem przy małym stoliku i gapiłem się w kubek. Nie wiem, czemu wzięło mnie na rozmyślenia. ( Dop. Aut. Teraz mała, łatwiutka łamigłówka ^w^ )
Co do Ciebie czuję?
Myślałem o Tobie w każdy poranek.
Za każdym razem, gdy Cię czuje moje serce przyspiesza.
Za każdym razem, kiedy dotykasz moich ust wiem, że żyję.
Dzień bez Ciebie, to dzień stracony.
Wziąłem do ust łyk napoju, który zostawił mi lekko brązowego wąsa od brązowej pianki. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w bok, w okno. Słońce powoli wychylało się zza białych kłębiastych Comulus'ów, ptaki już świergotały za oknem, a poranny wiaterek przedostawał się przez otwarte okno owijając moją zmęczoną od niewyspania twarz. To było strasznie przyjemne. Westchnąłem i dopiłem czarny napój. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Rozebrałem się do razu stając przed lustrem na chwilę tak jak bóstwo mnie stworzyło. Oglądałem lekko umięśnioną klatę, po której przejeżdżałem delikatnie dłonią zjeżdżając na brzuch.
- Słuchaj...Uru. Aj.. Bo wiesz chciałem Ci coś powiedzieć. To bardzo dla mnie ważne, ale no..Ehh- przerwałem swój monolog do fotografii chłopaka, która wisiała na lustrze.- Musisz jeszcze trochę popracować Aoi.- Powiedziałem do siebie i napuściłem szybko sobie ciepłą wodę do wanny z nutką lawendy w zapachu. Zanurzyłem swoje ciało do połowy i przymknąłem oczy. Muszę odpocząć. Przede moimi oczami pojawił mi się uśmiechnięty Uru. Zarumieniłem się. Ręką zjechałem na krocze. Z początku pocierałem palcami swojego penisa, pomrukując cicho.
- Kou.- Wyszeptałem, nasilając pieszczotę, która doprowadziła mnie do skrajnego podniecenia. Gdy tylko prącie idealnie się prezentowało, – co prawda pod wodą, ale zawszę coś!-, Ująłem go ciasno w dłoń w akompaniamencie głośniejszego jęku.
- Shima, w-weź go do ust. Błagam.- Wyjęczałem zaczynając poruszać kończyną na członku, który wręcz zaczął pulsować. Drugą dłonią zacząłem podszczypywać stwardniałe z podniecenia sutki. Od razu głośniej pojękując. Lekko zapuszczonymi paznokciami dodając sobie tylko doznań szczypałem, lekko masowałem jabłko Adama.
- Uru..- Przyspieszyłem ruchy do granic możliwości. Czułem, że to już blisko. Bardzo blisko.- Uru...Ha!- Krzyknąłem na całe mieszkanie z rozkoszy, wytryskując(Już nie podwodą, chyba przez przypadek odpiąłem korek od ujścia). Otworzyłem oczy, niestety nie było przede mną mojego jedynego. Byłem bardzo zarumieniony i cicho sapałem. Wziąłem na dwa palce odrobinę spermy i zlizałem białą maź. Przełknąłem słonawą ciesz, obmywając się szybko. Miałem zamiar wyjść już z wody, ale nagle jak poczułem nowo nalewającą się ciepłą wodę znużył mnie sen. Oparłem się, zamknąłem kurek i niespodziewanie usnąłem.
                                                                                         ***

Nie wiem, o której, ale obudziłem się wannie, z której wyskoczyłem jak oparzony, gdy zauważyłem w małym okienku prawie pod sufitem ciemność, która panowała na dworze. Na szybko, nawet nie patrząc, iż jestem mokry, założyłem bieliznę wraz z ubraniem. Uczesałem włosy i ubierając glany i biorąc kurtkę wybiegłem z mieszkania z siatkom przygotowaną wczoraj. Wiedziałem, że zapomniałem zabrać swój plan, ale dzięki Bogu i partii mam pamięć fotograficzną. Będąc prawie na miejscu schowałem się za kontenerem, szybko nakładając na siebie długi płaszcz, niczym z tych wszystkich starych filmów detektywistycznych, kapelusz na głowę i sztuczny wąs. Schowałem ubranie i ruszyłem na ulicę, zasłaniając twarz postawionym kołnierzem od płaszcza. Zauważyłem mój cel. Stał ubrany w krótką miniówkę, pończochy, ledwo zakrywający brzuch top i futrzane bolerko. Makijaż miał strasznie wyzywający, taki...Taki taniej dziwki. Stanąłem parę metrów dalej, siadając na ławce. Odpaliłem papierosa i czekałem rozglądając się wszędzie. Nawet nie zauważyłem jak osoba o długich nogach odzianych w pończoch i szpilki podeszła do mnie.
- Ma Pan papierosa jednego? - Zapytał. Wzrokiem spod kapelusza zauważyłem, że to Uruha. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem otwartą paczkę. Nawet nie zauważając papierosy zniknęły mi z dłoni w niewyjaśnionych okolicznościach, a w zamian miałem kartkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałem na kartkę. Chwilę gapiąc się w kawałek papieru przypomniałem sobie numer Takashimy, który identycznie brzmiał jak ten. Osłupiony zacząłem się rozglądać, długo nogi szedł, stukając głośno szpilkami o bruk po chwili skręcając w nieciekawą alejkę tejże ulicy. Wyjrzałem zza ceglanej ściany budynku, aby sprawdzić, co się dzieje w zaułku alejki. Zauważyłem, że gitarzysta wchodzi do jednego z lepszych domów publicznych w okolicy. Ruszyłem niemal bez wahania. Dziwiło mnie to, przecież ON nigdy nie bywa w takich miejscach. Chwyciłem za białą klamkę i pchnąłem szklane, zakryte czarnym materiałem drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek, pomieszczenie było znacznie zaciemnione przez nieliczne lampy i ciemno fioletowe ściany. Rozejrzałem się, na recepcji stała młoda dziewczyna, a wokół stołów po lewej stronie sali, były otoczone „wiernymi fanami” tancerek go go. Mimowolnie zarumieniłem się znacznie, jednakże nie mogłem odnaleźć wzrokiem Shimy. Wszedłem w głąb, tym samym podchodząc do recepcjonistki.
- Który pokój Pan sobie życzy?- Zapytała ni z gruchy, ni z pietruchy młoda kobieta
- Szukam tutaj pewnej osoby. Przed chwilą tutaj weszła. Ehm, wysoki chłopak na czarnych szpilkach w asyście pięciu panów szerszych gabarytów.- Opisałem miarowo, o kogo mi chodzi. Dziewczyna widocznie pobladła. Bała się czegoś?
- N-Niestety to spotkanie zamknięte.- Głos kobiecie zadrżał. Dziwne, ale muszę się dowiedzieć, gdzie jest Uru!
- Ehm, jestem bratankiem....szefa....Yakuzy.- Cóż troszkę mi zajęło wymyślenie jakiejś gadki.- Ale wie pani, ja tak incognito. - Puściłem oczko do recepcjonistki, szarmancko się uśmiechając. Ta zachichotała i podała mi kartkę z numerem pokoju oraz na odwrocie swoim numerem telefonu. Super, mam dwa numery telefonu. Podziękowałem i ruszyłem pod pokój z numerem pięć. Stanąłem przed czerwonymi drzwiami z karteczką „Nie wchodzić.”. Przełknąłem ślinę słysząc wszystkie jęki, które dochodziły stamtąd. Nacisnąłem delikatnie pozłacaną klamkę, a drzwi ustąpiły z łatwością. Ściany izby były ciemno czerwone, oświetlone z góry przez żyrandol. Na czarnych sofach siedziało pięciu facetów z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Ponownie się zarumieniłem. W końcu dostrzegłem na kolanach blondyna, który właśnie jednemu obciągał!
- K-Kouyou?!- Krzyknąłem wręcz widząc to. - Jesteś dziwką?!- Dodałem z niedowierzaniem. A chłopak oderwał się od faceta, stając na równych nogach jak oparzony.
- A-Aoi?! Co ty tu robisz?!- Za jąkał się, mając jeszcze resztki spermy na twarzy. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Po moich policzkach pociekły łzy. Wybiegłem z pokoju, gubiąc małe łzy. Zacząłem biec w stronę wyjścia, a potem swojego mieszkania. Wleciałem na przejście dla pieszych. Nie rozglądałem się, po prostu chciałem uciec jak najdalej. Wrócić w końcu do domu i nie wiem może się zapić tak, że przez tydzień nie wyleczę się z kaca. Usłyszałem pisk opon, wrzaski pobliskich przechodniów. Odwróciłem zapłakany wzrok, coś mnie oświetliło. Pojazd próbujący zahamować uderzył we mnie. Upadłem dwa metry dalej na asfalt. Słyszałem tylko stłumione krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki, zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie. Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność.
CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz