No dobrze, to zapraszam Was do czytania :3
Paring: Aoiha
Beta: Brak.
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, scena erotyczna.
Słyszałem tylko stłumione
krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki,
zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był
nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie.
Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem
tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność
Wraz
z wracającą świadomością zacząłem słyszeć przeróżne
dźwięki z otoczenia. Otworzyłem oczy, które momentalnie zostały
zaatakowane przez jasne światło słoneczne. Zamruczałem niczym
niezadowolony kot. Po chwili było już lepiej. Znajdowałem się w
pokoju szpitalnym. Ściany były jasno niebieskie, biały sufit i
wielkie okno. Rozejrzałem się rozkojarzony po sali, przypominając
sobie powoli co się działo. Momentalnie moje policzki stały się
mokre od łez. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem, w to,
co pamiętam. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Starłem
w pośpiechu kropelki i spojrzałem w stronę wejścia. Wszedł dość
wysoki mężczyzna w białym kitlu i z stetoskopem na szyi
przewieszonym.
- Dzień Dobry, nazywam się Shige Kajiyama, jestem twoim lekarzem prowadzącym. - przedstawił się i stanął obok mojego łóżka.
- Boli coś pana? - zapytał po chwili patrzenia na pikające maszyny i kroplówkę.
- W okolicy brzucha, głowa trochę. - odpowiedziałem po chwili. - No i ręka. - wskazałem doktorowi wzrokiem rękę w gipsie. Ten wyjął długopis i zaczął notować.
- Przyjmuje Pan jakieś leki na stałe?
- Nie, nie przypominam sobie. - Pocierałem chwilę skroń z nadzieją, że może coś istotnego mi się przypomni. - Albo.... Tak. Tak zażywam antydepresanty, które przepisał mi psycholog. - dodałem. No, wiele razy widziałem przelotnie, może nawet nieświadomie Uru z jakimiś facetami w kawiarniach, śmiał się, przytulał i całował. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że on jest...jest...prostytutką. Po tych sytuacjach byłem strasznie zagubiony, nie wiedziałem co mam zrobić z tą goryczą w sercu, która kazała mi zalewać rozpacz kolejnymi butelkami sake i taniego wina.
- Dobrze. Pójdźmy o krok dalej. Miał pan operację płuca, złamane żebro przebiło je, ale wszystko jest na dobrej drodze. Złamanie ręki i lekki wstrząs mózgu. - mówił wszystko spokojnie, nie słuchałem go, gdy w szybie zauważyłem zapłakaną twarz Kou. Coś we mnie pękło. W tym momencie miałem ochotę wstać z łóżka i przytulić zapłakanego przyjaciela do swojej piersi i uspokoić, a zarazem robić mu wyrzuty z tego, że nie powiedział mi. Wiedział, że może na mnie liczyć, tak jak ja na niego. Lekarz zniknął po chwili za drzwiami, a ja zostałem sam w sali, bijąc się z własnymi myślami.
Czemu mi nie powiedział?
Nie ufał mi?
Może po prostu bał się, że go odtrącę?
Albo jest zmuszany? W filmach ile razy widziałem takie akcje, gdzie jakaś zwykła kobieta jest zmuszana do prostytucji.
Miał długi?
A może ćpa i go mafia goni?
Yh! Shiroyama, przecież Uru nie jest na tyle tępy by mieszać się w lewe interesy. Tak dużo pytań, a tak mało racjonalnych i wiarogodnych odpowiedzi.
Więc dla kogo? Dla kogo to wszystko robi? W domu mu się nie przelewa, to fakt, ale zawsze mówił, że jakość wiąże koniec z końcem.
***
Po bliżej mi nieokreślonym czasie wypuścili mnie na wolność. Uru przychodził i tylko patrzył przez szybkę drzwi, bał się nawet wejść i spojrzeć mi prosto w oczy. Tchórz, ale za to jaki uroczy. Uh! Czemu to musi być tak skomplikowane.
Dzień był pochmurny, mimo to nieznośnie gorący. Rozejrzałem się, a moją osobę owiał przyjemny wiatr. Zauważyłem niedaleko postój taksówek. Ruszyłem w ich stronę, mijając szereg aut. Nie, żeby to było coś zaskakującego, ale jednak zdziwiłem się na widok auta Uruhy. Równocześnie z nadchodzącą falą smutku, obróciłem się i zacząłem iść w przeciwną stronę. Nie chcąc sobie już niszczyć dnia, który zaczął się tak dobrze, wspomnieniami. Idąc dalej, starałem się odpędzić wszelkie wspomnienia...na marne. To wracało jak bumerang. Wsiadłem do pierwszego autobusu, tak samo postępując z miejscem wysiadki. Dziwnym trafem wysiadłem pod domem mojego przyjaciela, Tanabe. Westchnąłem głęboko i wszedłem na klatkę schodową ekskluzywnego budynku. Skierowałem się w górę kamienicy na następne piętra, stając przed drzwiami z pozłacaną tabliczką, gdzie widniał napis T.Yutaka. Wziąłem głębszy wdech. Odkąd były cięcia w budżecie każdego z nas, Kai chodził jakiś taki zdenerwowany. Nie dziwię się mu, menadżer nie dawał mu spokoju. Zapukałem, mając cichą nadzieję, że dziś perkusista ma dobry dzień. O dziwo, drzwi szybko się otworzyły, a w progu ujawnił się wesoły chłopak. Miał na sobie fartuch, mąkę we włosach, mając także nią ubrudzone policzki. I wszystko jasne, piekł bądź coś gotował, a to zawsze poprawiało mu humor.
- Yuu? Co tu robisz? - zapytał z niemałym zdziwieniem na twarzy. Rzadko się spotykamy to fakt, a jeszcze rzadziej przychodzimy do siebie.
- Nie mam komu się wyżalić, a nasza parka zespołowa pewnie się migdali.- zaśmiałem się gorzko. - To mogę wejść? - zapytałem z lekka nieśmiało. - Nie chce ci jak coś przeszkadzać, czy coś. - Spuściłem głowę w dół, gapiąc się na zabrudzone czubki swoich tenisówek.
- Nie, nie.- odpowiedział natychmiastowo, podśmiewając pod nosem.- Wejdź. - nieświadomie złapał mnie za ramie złamanej ręki, skrzywiłem się znacznie. - Oi, wybacz.- powiedział, nadal śmiejąc się. On coś brał czy co?
- Kai, powiedz mi, brałeś coś? - zapytałem zmartwiony w holu, ściągając buty. Ten tylko dźwięcznie się zaśmiał.
- Skąd ci to przyszło do głowy, głuptasku? - odparł po chwili i weszliśmy do kuchni. Widocznie przygotowywał kolację, bynajmniej tak wyglądało. W kuchni panował chaos. Pełno talerzy z różnymi daniami gotowych do gotowania, smażenia czy też pieczenia. Usiadłem na krześle, wcześniej zgarniając sprawną ręką z niego rozsypaną mąkę.
- Chcesz herbaty? - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy.
- Uhm? - odparłem pytająco, odrywając się od zamyślenia.
- Herbatę czy chcesz? - powtórzył.
- Yhy, możesz mi zrobić. - odparłem cicho, a gdy tylko postawił przede mną parujący napój, upiłem łyk patrząc się tępo w okno, za którym dwa ptaki po swojemu przytulały się. Wzdychając, spuściłem głowę, przenosząc swój wzrok na kubek, w którym znajdował się napar. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach pociekły łzy, spływając następnie do herbaty.
- Ej, Yuu, czemu płaczesz?- dotarł do mnie głos przyjaciela. Zmartwiony głos.
- Co? Ja? Ja nie płacze, co ty. - zaśmiałem się, ścierając szybko łzy rękawem od bluzy. - A ty spodziewasz się kogoś? - zapytałem, zmieniając od tak temat rozmowy.
- No właściwie to tak. Ma przyjść do mnie wieczorem moja dziewczyna Yumi.- uśmiechnął się.
- Nasz Lider-sama sobie kogoś znalazł?- zaśmiałem się. - Ale szczęściara.- dodałem, uśmiechnąłem się.
- Ejjj, nie zmieniaj tematu! To co się dzieje? - zapytał, musiał, no musiał zapytać. I co ja mam mu powiedzieć? Że Uru to panna...chłopak lekkich obyczajów? On jest dla nas jak matka w zespole, to by go załamało, wkurzyło(to mało powiedziane) i licho wie, co jeszcze.
- Ehm, wiesz, te wspomnienia z wypadku jeszcze są w mojej głowie.- odparłem, wymyślając coś na poczekaniu.
- Rozumiem, a powiedz mi co się skłoniło do tego byś wbiegł na jezdnię?- I mogiła.
- Pokłóciłem się z Uru, nic wielkiego. Wiesz co do niego czuję. Boję się mu to wyznać. - skłamałem, ale lepiej jakby to Kou mu powiedział.
- Cóż, może idź do Akiry, on zna go najlepiej poniekąd.- Powiedział.
- Może masz rację, dzięki za herbatę. - uśmiechnąłem się i ubrałem buty, wyszedłem. Wychodząc na dwór, zapaliłem papierosa i ruszyłem w stronę parku. Tędy mam najbliżej. Zmiana narracji, teraz: Rukson
Ostatnimi czasy, strasznie kłóciłem się z Reitą. Niby nic, ostatnio nie miałem do jego wyjść z chłopakami na piwo, na mecz. No, ale on już przesadza. Nawet nie odpisze na głupi SMS o treści „Kiedy wrócisz, Aki? Martwię się.”, dobrze wie, że odkąd po meczu go kibole napadły i się z nimi bił jestem odrobinę przewrażliwiony. Jednak w końcu coś mnie tchnęło i wyszedłem z domu, kierując się do mieszkania chłopaka. Dotarłem tam dość szybko, nie mieliśmy do siebie jakoś specjalnie daleko, 5 minut spacerkiem. Stanąłem przed drzwiami frontowymi bloku, czekając na zbawienie chyba. Zapomniałem doczepić do pęku kluczy, klucz do klatki. Ruki, uh! Po dość długim sterczeniu przed drzwiami i wielokrotnymi próbami dodzwonienia/dobicia się do blondyna na wszelkie sposoby(telefon, domofon, krzyczenie do okna itp.), w końcu jakaś miła babunia, mieszkanka bloku, wychodziła ze swoim jamnikiem na spacer. Skorzystałem z okazji, od razu wchodząc w głąb korytarza. Wyjąłem klucze, otwierając jego mieszkanie. Z jednej strony wchodząc tam bałem się czy czegoś sobie nie zrobił, jednak nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Specjalnie wygrzebałem się z domu by się z nim pogodzić, nie lubię być z nim w złych relacjach. Zdziwiło mnie jednak, że w holu znajdowały się obce buty(szpilki) i wiszący czarny damski płaszcz. Ogólnie mieszkanie było strasznie zaciemnione przez zasłonięte okna. Westchnąłem i pokręciłem głową z lekkim uśmiechem, rozbierając się z bluzy i glanów. Pewnie stara znajoma z liceum co mi przedstawiał, przyjechała w odwiedziny. Odsłoniłem zasłony w salonie, wpuszczając trochę światła. Zdziwiło mnie jednak, że w kuchni były ślady wieczornej kolacji przy świecach. Odganiając wszelkie podejrzenia, i zachowując dobrą minę pokierowałem się do sypialni. Serce mi strasznie łomotało, gdy moja ręka spoczęła na klamce od drzwi. Przymknąłem oczy, biorąc parę głębszych wdechów dla uspokojenia i nacisnąłem ją delikatnie, drzwi ustąpiły, a ja otworzyłem powoli powieki. Nie mogłem uwierzyć w to co tam zastałem, serce tak niemiłosiernie zabolało. W łóżku leżała naga kobieta, o długich blond włosach, tuląca się z szerokim uśmiechem do mojego Akiry!
-Byłaś świetna w nocy, księżniczko. -szepnął i pocałował ją we włosy. Momentalnie coś chwyciło mnie za serce. To mnie nazywał księżniczką, szczególnie po dobrym stosunku. To dlatego się nie odzywał? Dlatego odpychał mnie od siebie, gdy chciałem go zachęcić do seksu, mówiąc, że jest zmęczony. Nawet nie zauważyłem, gdy ta gorycz w sercu zaczęła wypływać ze mnie w postaci łez.
- Jesteś podłą świnią!- krzyknąłem bez zastanowienia i rzuciłem w niego jego kluczami do domu. Nie chciałem już ich.
- Takane, skarbie daj sobie wytłumaczyć. - wystraszony podniósł się natychmiastowo i zaczął podchodzić do mnie.
- Nie nazywaj mnie już tak! Nie masz mi co tłumaczyć, wszystko doskonale rozumiem. Nie jestem twoim skarbem, tylko ta dziwka!
- Ej nie jestem żadną dziwką!- wtrąciła się.
- Zamknij mordę.- syknąłem w jej stronę. - To koniec! Zniszczę cię, zniszczę!- zagroziłem i ze łzami wybiegłem z mieszkania, na szybko się ubierając. Biegnąc na oślep z budynku, wpadłem na kogoś, upadłem na bruk i zacząłem łkać jeszcze bardziej. Zmiana narracji, teraz: Aoi
Wychodziłem właśnie z parku, będąc praktycznie już pod domem Akiry. Nagle wpadła na mnie jakaś osoba. Chciałem już zacząć ją zbluzgać, myśląc, że to jakiś okoliczny dzieciak, ale tym dzieciakiem okazał się Ruki. Zapłakany chłopak, siedział na chodniku, nie mogąc cały czas się opanować. Mówił nie składnie, nie mógł nabrać powietrza. Ukucnąłem i przytuliłem go. Mogłem tylko się domyślać co się stało, co mogło być powodem takiego stanu bruneta.
- Shiii, spokojnie Ru-chan.- szeptałem, głaszcząc uspokajająco chłopaka, który uwiesił się mi na szyi i płakał w ramie. - Będzie dobrze, ułoży się, zobaczysz. - mruknąłem do jego ucha i pomogłem mu wstać. Maleństwo uczepiło się mnie, po czym stwierdziłem, że lepiej będzie jak teraz wezmę go do siebie.
- Dzień Dobry, nazywam się Shige Kajiyama, jestem twoim lekarzem prowadzącym. - przedstawił się i stanął obok mojego łóżka.
- Boli coś pana? - zapytał po chwili patrzenia na pikające maszyny i kroplówkę.
- W okolicy brzucha, głowa trochę. - odpowiedziałem po chwili. - No i ręka. - wskazałem doktorowi wzrokiem rękę w gipsie. Ten wyjął długopis i zaczął notować.
- Przyjmuje Pan jakieś leki na stałe?
- Nie, nie przypominam sobie. - Pocierałem chwilę skroń z nadzieją, że może coś istotnego mi się przypomni. - Albo.... Tak. Tak zażywam antydepresanty, które przepisał mi psycholog. - dodałem. No, wiele razy widziałem przelotnie, może nawet nieświadomie Uru z jakimiś facetami w kawiarniach, śmiał się, przytulał i całował. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że on jest...jest...prostytutką. Po tych sytuacjach byłem strasznie zagubiony, nie wiedziałem co mam zrobić z tą goryczą w sercu, która kazała mi zalewać rozpacz kolejnymi butelkami sake i taniego wina.
- Dobrze. Pójdźmy o krok dalej. Miał pan operację płuca, złamane żebro przebiło je, ale wszystko jest na dobrej drodze. Złamanie ręki i lekki wstrząs mózgu. - mówił wszystko spokojnie, nie słuchałem go, gdy w szybie zauważyłem zapłakaną twarz Kou. Coś we mnie pękło. W tym momencie miałem ochotę wstać z łóżka i przytulić zapłakanego przyjaciela do swojej piersi i uspokoić, a zarazem robić mu wyrzuty z tego, że nie powiedział mi. Wiedział, że może na mnie liczyć, tak jak ja na niego. Lekarz zniknął po chwili za drzwiami, a ja zostałem sam w sali, bijąc się z własnymi myślami.
Czemu mi nie powiedział?
Nie ufał mi?
Może po prostu bał się, że go odtrącę?
Albo jest zmuszany? W filmach ile razy widziałem takie akcje, gdzie jakaś zwykła kobieta jest zmuszana do prostytucji.
Miał długi?
A może ćpa i go mafia goni?
Yh! Shiroyama, przecież Uru nie jest na tyle tępy by mieszać się w lewe interesy. Tak dużo pytań, a tak mało racjonalnych i wiarogodnych odpowiedzi.
Więc dla kogo? Dla kogo to wszystko robi? W domu mu się nie przelewa, to fakt, ale zawsze mówił, że jakość wiąże koniec z końcem.
***
Po bliżej mi nieokreślonym czasie wypuścili mnie na wolność. Uru przychodził i tylko patrzył przez szybkę drzwi, bał się nawet wejść i spojrzeć mi prosto w oczy. Tchórz, ale za to jaki uroczy. Uh! Czemu to musi być tak skomplikowane.
Dzień był pochmurny, mimo to nieznośnie gorący. Rozejrzałem się, a moją osobę owiał przyjemny wiatr. Zauważyłem niedaleko postój taksówek. Ruszyłem w ich stronę, mijając szereg aut. Nie, żeby to było coś zaskakującego, ale jednak zdziwiłem się na widok auta Uruhy. Równocześnie z nadchodzącą falą smutku, obróciłem się i zacząłem iść w przeciwną stronę. Nie chcąc sobie już niszczyć dnia, który zaczął się tak dobrze, wspomnieniami. Idąc dalej, starałem się odpędzić wszelkie wspomnienia...na marne. To wracało jak bumerang. Wsiadłem do pierwszego autobusu, tak samo postępując z miejscem wysiadki. Dziwnym trafem wysiadłem pod domem mojego przyjaciela, Tanabe. Westchnąłem głęboko i wszedłem na klatkę schodową ekskluzywnego budynku. Skierowałem się w górę kamienicy na następne piętra, stając przed drzwiami z pozłacaną tabliczką, gdzie widniał napis T.Yutaka. Wziąłem głębszy wdech. Odkąd były cięcia w budżecie każdego z nas, Kai chodził jakiś taki zdenerwowany. Nie dziwię się mu, menadżer nie dawał mu spokoju. Zapukałem, mając cichą nadzieję, że dziś perkusista ma dobry dzień. O dziwo, drzwi szybko się otworzyły, a w progu ujawnił się wesoły chłopak. Miał na sobie fartuch, mąkę we włosach, mając także nią ubrudzone policzki. I wszystko jasne, piekł bądź coś gotował, a to zawsze poprawiało mu humor.
- Yuu? Co tu robisz? - zapytał z niemałym zdziwieniem na twarzy. Rzadko się spotykamy to fakt, a jeszcze rzadziej przychodzimy do siebie.
- Nie mam komu się wyżalić, a nasza parka zespołowa pewnie się migdali.- zaśmiałem się gorzko. - To mogę wejść? - zapytałem z lekka nieśmiało. - Nie chce ci jak coś przeszkadzać, czy coś. - Spuściłem głowę w dół, gapiąc się na zabrudzone czubki swoich tenisówek.
- Nie, nie.- odpowiedział natychmiastowo, podśmiewając pod nosem.- Wejdź. - nieświadomie złapał mnie za ramie złamanej ręki, skrzywiłem się znacznie. - Oi, wybacz.- powiedział, nadal śmiejąc się. On coś brał czy co?
- Kai, powiedz mi, brałeś coś? - zapytałem zmartwiony w holu, ściągając buty. Ten tylko dźwięcznie się zaśmiał.
- Skąd ci to przyszło do głowy, głuptasku? - odparł po chwili i weszliśmy do kuchni. Widocznie przygotowywał kolację, bynajmniej tak wyglądało. W kuchni panował chaos. Pełno talerzy z różnymi daniami gotowych do gotowania, smażenia czy też pieczenia. Usiadłem na krześle, wcześniej zgarniając sprawną ręką z niego rozsypaną mąkę.
- Chcesz herbaty? - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy.
- Uhm? - odparłem pytająco, odrywając się od zamyślenia.
- Herbatę czy chcesz? - powtórzył.
- Yhy, możesz mi zrobić. - odparłem cicho, a gdy tylko postawił przede mną parujący napój, upiłem łyk patrząc się tępo w okno, za którym dwa ptaki po swojemu przytulały się. Wzdychając, spuściłem głowę, przenosząc swój wzrok na kubek, w którym znajdował się napar. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach pociekły łzy, spływając następnie do herbaty.
- Ej, Yuu, czemu płaczesz?- dotarł do mnie głos przyjaciela. Zmartwiony głos.
- Co? Ja? Ja nie płacze, co ty. - zaśmiałem się, ścierając szybko łzy rękawem od bluzy. - A ty spodziewasz się kogoś? - zapytałem, zmieniając od tak temat rozmowy.
- No właściwie to tak. Ma przyjść do mnie wieczorem moja dziewczyna Yumi.- uśmiechnął się.
- Nasz Lider-sama sobie kogoś znalazł?- zaśmiałem się. - Ale szczęściara.- dodałem, uśmiechnąłem się.
- Ejjj, nie zmieniaj tematu! To co się dzieje? - zapytał, musiał, no musiał zapytać. I co ja mam mu powiedzieć? Że Uru to panna...chłopak lekkich obyczajów? On jest dla nas jak matka w zespole, to by go załamało, wkurzyło(to mało powiedziane) i licho wie, co jeszcze.
- Ehm, wiesz, te wspomnienia z wypadku jeszcze są w mojej głowie.- odparłem, wymyślając coś na poczekaniu.
- Rozumiem, a powiedz mi co się skłoniło do tego byś wbiegł na jezdnię?- I mogiła.
- Pokłóciłem się z Uru, nic wielkiego. Wiesz co do niego czuję. Boję się mu to wyznać. - skłamałem, ale lepiej jakby to Kou mu powiedział.
- Cóż, może idź do Akiry, on zna go najlepiej poniekąd.- Powiedział.
- Może masz rację, dzięki za herbatę. - uśmiechnąłem się i ubrałem buty, wyszedłem. Wychodząc na dwór, zapaliłem papierosa i ruszyłem w stronę parku. Tędy mam najbliżej. Zmiana narracji, teraz: Rukson
Ostatnimi czasy, strasznie kłóciłem się z Reitą. Niby nic, ostatnio nie miałem do jego wyjść z chłopakami na piwo, na mecz. No, ale on już przesadza. Nawet nie odpisze na głupi SMS o treści „Kiedy wrócisz, Aki? Martwię się.”, dobrze wie, że odkąd po meczu go kibole napadły i się z nimi bił jestem odrobinę przewrażliwiony. Jednak w końcu coś mnie tchnęło i wyszedłem z domu, kierując się do mieszkania chłopaka. Dotarłem tam dość szybko, nie mieliśmy do siebie jakoś specjalnie daleko, 5 minut spacerkiem. Stanąłem przed drzwiami frontowymi bloku, czekając na zbawienie chyba. Zapomniałem doczepić do pęku kluczy, klucz do klatki. Ruki, uh! Po dość długim sterczeniu przed drzwiami i wielokrotnymi próbami dodzwonienia/dobicia się do blondyna na wszelkie sposoby(telefon, domofon, krzyczenie do okna itp.), w końcu jakaś miła babunia, mieszkanka bloku, wychodziła ze swoim jamnikiem na spacer. Skorzystałem z okazji, od razu wchodząc w głąb korytarza. Wyjąłem klucze, otwierając jego mieszkanie. Z jednej strony wchodząc tam bałem się czy czegoś sobie nie zrobił, jednak nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Specjalnie wygrzebałem się z domu by się z nim pogodzić, nie lubię być z nim w złych relacjach. Zdziwiło mnie jednak, że w holu znajdowały się obce buty(szpilki) i wiszący czarny damski płaszcz. Ogólnie mieszkanie było strasznie zaciemnione przez zasłonięte okna. Westchnąłem i pokręciłem głową z lekkim uśmiechem, rozbierając się z bluzy i glanów. Pewnie stara znajoma z liceum co mi przedstawiał, przyjechała w odwiedziny. Odsłoniłem zasłony w salonie, wpuszczając trochę światła. Zdziwiło mnie jednak, że w kuchni były ślady wieczornej kolacji przy świecach. Odganiając wszelkie podejrzenia, i zachowując dobrą minę pokierowałem się do sypialni. Serce mi strasznie łomotało, gdy moja ręka spoczęła na klamce od drzwi. Przymknąłem oczy, biorąc parę głębszych wdechów dla uspokojenia i nacisnąłem ją delikatnie, drzwi ustąpiły, a ja otworzyłem powoli powieki. Nie mogłem uwierzyć w to co tam zastałem, serce tak niemiłosiernie zabolało. W łóżku leżała naga kobieta, o długich blond włosach, tuląca się z szerokim uśmiechem do mojego Akiry!
-Byłaś świetna w nocy, księżniczko. -szepnął i pocałował ją we włosy. Momentalnie coś chwyciło mnie za serce. To mnie nazywał księżniczką, szczególnie po dobrym stosunku. To dlatego się nie odzywał? Dlatego odpychał mnie od siebie, gdy chciałem go zachęcić do seksu, mówiąc, że jest zmęczony. Nawet nie zauważyłem, gdy ta gorycz w sercu zaczęła wypływać ze mnie w postaci łez.
- Jesteś podłą świnią!- krzyknąłem bez zastanowienia i rzuciłem w niego jego kluczami do domu. Nie chciałem już ich.
- Takane, skarbie daj sobie wytłumaczyć. - wystraszony podniósł się natychmiastowo i zaczął podchodzić do mnie.
- Nie nazywaj mnie już tak! Nie masz mi co tłumaczyć, wszystko doskonale rozumiem. Nie jestem twoim skarbem, tylko ta dziwka!
- Ej nie jestem żadną dziwką!- wtrąciła się.
- Zamknij mordę.- syknąłem w jej stronę. - To koniec! Zniszczę cię, zniszczę!- zagroziłem i ze łzami wybiegłem z mieszkania, na szybko się ubierając. Biegnąc na oślep z budynku, wpadłem na kogoś, upadłem na bruk i zacząłem łkać jeszcze bardziej. Zmiana narracji, teraz: Aoi
Wychodziłem właśnie z parku, będąc praktycznie już pod domem Akiry. Nagle wpadła na mnie jakaś osoba. Chciałem już zacząć ją zbluzgać, myśląc, że to jakiś okoliczny dzieciak, ale tym dzieciakiem okazał się Ruki. Zapłakany chłopak, siedział na chodniku, nie mogąc cały czas się opanować. Mówił nie składnie, nie mógł nabrać powietrza. Ukucnąłem i przytuliłem go. Mogłem tylko się domyślać co się stało, co mogło być powodem takiego stanu bruneta.
- Shiii, spokojnie Ru-chan.- szeptałem, głaszcząc uspokajająco chłopaka, który uwiesił się mi na szyi i płakał w ramie. - Będzie dobrze, ułoży się, zobaczysz. - mruknąłem do jego ucha i pomogłem mu wstać. Maleństwo uczepiło się mnie, po czym stwierdziłem, że lepiej będzie jak teraz wezmę go do siebie.
Zaraz
po dotarciu do mieszkania zrobiłem
Rukiemu kakao do picia i postawiłem przed nosem ciastka czekoladowe,
które trzymałem w zapasie na wszelki wypadek.
- O-on, stawał się już od pewnego czasu jakiś taki inny.- zaczął maluszek, opychając się czekoladową słodyczą.- Najpierw był oschły ton, przytulania na pokaz, a o pocałunkach mogłem zapomnieć.- kontynuował, a w jego kakaowych oczkach zawitały kolejne łzy. Ten widok zawszę łamał moje serce na pół.
-Spo...- nie dokończyłem.
- Później zaczęły się jego nocne wyprawy z „kumplami” na mecz, a potem piwo. Nie odpisywał na SMS. Nic. A teraz dowiaduje się tak bolesnej prawdy. - załkał, przełykając ciastka i popijając je czekoladowym płynem. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć, widząc go tak załamanego.
- Wszystko się ułoży. - objąłem go ramieniem. - Widocznie to nie ten.- dodałem po chwili ciszy, a maleństwo miętoliło moją koszulkę na piersi. - Poczekaj, nie podglądaj tylko. - szepnąłem z lekkim uśmiechem, skierowanym do młodszego. Wstałem od stołu, zostawiając roztrzęsionego chłopaka w kuchni na krześle. Wszedłem do średniej wielkości salonu i podszedłem do dębowej szafy. Otworzyłem jej drzwi, przy akompaniamencie głośnego skrzypnięcia. Przycupnąłem i wyjąłem wszystkie buty z niej i kartony po poprzednim lokatorze, z Bóg wie czym. Popukałem dno szafy w paru miejscach i za pomocą małego nożyka do otwierania korespondencji podważyłem drewnianą płytę, odsłaniając drugie dno, wyścielonym sianem. Odgarnąłem delikatnie trochę paszę, ukazując butelkę dobrej wódki, którą trzymałem tu na specjalną okazję, np. no nie wiem, Reita weźmie ślub z Rukim, czy nie wiem Reita zostanie ojcem. Po prostu coś ważnego. A sprawa Takanoriego jest ważna. Włożyłem znów płytę, ustawiłem buty i zamknąłem szafę i trzymając w ręku butelkę trunku, ruszyłem w stronę kuchni. Usiadłem ponownie koło malca, nadal będąc uważnie przez niego obserwowany. Postawiłem szklaną butelkę z przeźroczystym płynem w środku i podałem dwa kieliszki. Wziąłem butelkę i uderzyłem otwartą dłonią jej spód, po chwili wyjmując korek. Trunek pochodził jeszcze za czasów II wojny światowej. Nalałem do obu kieliszków ciecz i stukając w jego kieliszek, wypiłem wszystko od razu. Takane jeszcze niepewnie, chwycił za kieliszek, po chwili wypijając zawartość z nie małym grymasem. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po kasztanowych włosach.
- Nalej jeszcze.- poprosił niepewnie i podał mi kieliszek. Polałem mu i sobie ponownie, a ten już bardziej ochoczo wypił. Po paru głębszych poczułem, jak rączka podpitego wokalisty wędruje po mojej koszulce, gdzie smukłymi palcami zataczał kółka na moim sutki. Zamruczałem cicho na pieszczotę, niezbyt kontaktując już ze światem. Po chwili jego ręka zjeżdżała w dół po moim brzuchu aż poniżej pasa. Odchyliłem głowę do tyłu z głośniejszym jęknięciem, czując jak jego wprawiona w takie rzeczy dłoń pieściła moje krocze.
- Taka, nie powinniśmy.- chciałem go powstrzymać, przecież wiem, że on kocha szmaciaka.
- Jak on może się kurwić z innymi panienkami to co mam do stracenia?- zapytał z pijackim uśmieszkiem. Chciałem się już odezwać, że ja nie chce być jakąś męską dziwką na pocieszenie, ale ugryzłem się w język, gdy ten rozpiął mój pasek i opuścił materiał bokserek. Zsunął się na kolana z krzesła i wpełznął pod stół. Chwilę stymulował trzon mojego penisa ręką, do czasu gdy główka prącia nie zrobiła się wilgotna. Przybliżył usta do erekcji, opatulając żołądź ciepłym oddechem z ust. Aż zadrżałem na pieszczotę. Nie przeszkadzała mi nawet dość mocno wyczuwalna woń alkoholu. Jęknąłem jednak, gdy ten z zaskoczenia zatopił mój członek w ustach i zaczął poruszać nią. Wsunąłem dłonie w jego miękkie włosy i wplatając w nie palce, nadając swoje ulubione tempo. Gdy już czułem, że sięgam niebios, jednym szarpnięciem wyjąłem przyrodzenie z ust młodszego, wytryskując mu obficie prosto na twarz. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zadowolony z zaistniałej sytuacji. Wyciągnąłem przyjaciela spod stołu i położyłem na nim(Kit z przewróconym wazonem, z którego leje się woda) i sam pozbyłem się jego dolnej części garderoby, a koszulę jednym szybkim ruchem rozpiąłem. Nakierowałem swój członek na jego zaróżowione wejście. W ostatnim momencie pomyślałem o nawilżeniu go. Nie jestem jednak skończonym skurwysynem, więc wsunąłem dwa palce pomiędzy jego malinowe usteczka i główką swojej męskości ocierałem się o dziurkę mniejszego. W końcu wyjąłem dwa aż za dobrze nawilżone palce, wsuwając jeden z nich zaczynając nim poruszać. Jak już mam się pieprzyć z przyjacielem, to niech chociaż nam obu będzie dobrze. Po chwili przygotowań, naparłem w końcu na jego wejście członkiem, wsuwając na początek tylko główkę. Zniżyłem się i musnąłem jego usta, aby się rozluźnił, strasznie się spiął.
- Spokojnie Takuś, no i bujamy się. - szeptałem mu do ucha jak dziecku, powoli poruszając się w nim. Mój członek wręcz pulsował, w przyjemny sposób. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułem. Swoimi wilgotnymi wargami zsunąłem się z ust na szczękę, a potem szyję, pozostawiając tam malinkę. Ruchy biodrami stawały się coraz to szybsze, a jęki Matsumoto motywowały mnie do dalszych działań. Jedna rękę wsunąłem mu pod pupę, zaś drugą pod plecy i wziąłem go, przenosząc nas do łóżka. Tam będzie wygodniej. Ułożyłem malce pod sobą na świeżej, pachnącej pościeli i znów przyssałem się do jego szyi, obdarowując ją czułymi pocałunkami, w zamian dostając cudne jęki słowika.
- Yuu, tu!- krzyknął pode mną, wyginając się na wszelkie strony świata. Uśmiechając się zadziornie i spowolniłem tempo.
- Błagaj o więcej. - wyszeptałem mu niskim, męskim tonem do ucha. Jak długo nie otrzymywałem odzewu, po prostu uderzyłem go w ten jędrny pośladek, na co od razu zaczął śpiewać.
- Ah! Yuu! Szybbciej!- jęknął błagalnie, a ja w końcu litując się nad nim przyspieszyłem co zaowocowało obfitym orgazmem nas obu. Wykończony wyszedłem z wyczerpanego ciałka Takanoriego i ucałowałem go w czoło, opadając bezwładnie obok od razu zasypiając.
***
Otworzyłem ciężkie powieki, słysząc jakieś bolesne jęki. Otworzyłem najpierw jedno oko, przecierając je piąstką. W końcu, gdy wzrok mi się polepszył zobaczyłem twarz przyjaciela, na której malował się nie mały grymas. Od razu poderwałem się do siadu, lustrując osobę obok. Był roznegliżowany, gdzie nie gdzie jeszcze znajdowały się zaschnięte plamy białej mazi. Policzki chłopaka ozdabiały mocne rumieńce, a jego usta były lekko rozchylone. Brąz włosy rozczochrane na wszelkie strony świata, a rozchylone nogi i lekko poszerzone wejście mogły oraz to, że jestem nagi mogły znaczyć jedno.....kochaliśmy się.....Ja....i...Takanori?! Kurwa!
CDN...
- O-on, stawał się już od pewnego czasu jakiś taki inny.- zaczął maluszek, opychając się czekoladową słodyczą.- Najpierw był oschły ton, przytulania na pokaz, a o pocałunkach mogłem zapomnieć.- kontynuował, a w jego kakaowych oczkach zawitały kolejne łzy. Ten widok zawszę łamał moje serce na pół.
-Spo...- nie dokończyłem.
- Później zaczęły się jego nocne wyprawy z „kumplami” na mecz, a potem piwo. Nie odpisywał na SMS. Nic. A teraz dowiaduje się tak bolesnej prawdy. - załkał, przełykając ciastka i popijając je czekoladowym płynem. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć, widząc go tak załamanego.
- Wszystko się ułoży. - objąłem go ramieniem. - Widocznie to nie ten.- dodałem po chwili ciszy, a maleństwo miętoliło moją koszulkę na piersi. - Poczekaj, nie podglądaj tylko. - szepnąłem z lekkim uśmiechem, skierowanym do młodszego. Wstałem od stołu, zostawiając roztrzęsionego chłopaka w kuchni na krześle. Wszedłem do średniej wielkości salonu i podszedłem do dębowej szafy. Otworzyłem jej drzwi, przy akompaniamencie głośnego skrzypnięcia. Przycupnąłem i wyjąłem wszystkie buty z niej i kartony po poprzednim lokatorze, z Bóg wie czym. Popukałem dno szafy w paru miejscach i za pomocą małego nożyka do otwierania korespondencji podważyłem drewnianą płytę, odsłaniając drugie dno, wyścielonym sianem. Odgarnąłem delikatnie trochę paszę, ukazując butelkę dobrej wódki, którą trzymałem tu na specjalną okazję, np. no nie wiem, Reita weźmie ślub z Rukim, czy nie wiem Reita zostanie ojcem. Po prostu coś ważnego. A sprawa Takanoriego jest ważna. Włożyłem znów płytę, ustawiłem buty i zamknąłem szafę i trzymając w ręku butelkę trunku, ruszyłem w stronę kuchni. Usiadłem ponownie koło malca, nadal będąc uważnie przez niego obserwowany. Postawiłem szklaną butelkę z przeźroczystym płynem w środku i podałem dwa kieliszki. Wziąłem butelkę i uderzyłem otwartą dłonią jej spód, po chwili wyjmując korek. Trunek pochodził jeszcze za czasów II wojny światowej. Nalałem do obu kieliszków ciecz i stukając w jego kieliszek, wypiłem wszystko od razu. Takane jeszcze niepewnie, chwycił za kieliszek, po chwili wypijając zawartość z nie małym grymasem. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po kasztanowych włosach.
- Nalej jeszcze.- poprosił niepewnie i podał mi kieliszek. Polałem mu i sobie ponownie, a ten już bardziej ochoczo wypił. Po paru głębszych poczułem, jak rączka podpitego wokalisty wędruje po mojej koszulce, gdzie smukłymi palcami zataczał kółka na moim sutki. Zamruczałem cicho na pieszczotę, niezbyt kontaktując już ze światem. Po chwili jego ręka zjeżdżała w dół po moim brzuchu aż poniżej pasa. Odchyliłem głowę do tyłu z głośniejszym jęknięciem, czując jak jego wprawiona w takie rzeczy dłoń pieściła moje krocze.
- Taka, nie powinniśmy.- chciałem go powstrzymać, przecież wiem, że on kocha szmaciaka.
- Jak on może się kurwić z innymi panienkami to co mam do stracenia?- zapytał z pijackim uśmieszkiem. Chciałem się już odezwać, że ja nie chce być jakąś męską dziwką na pocieszenie, ale ugryzłem się w język, gdy ten rozpiął mój pasek i opuścił materiał bokserek. Zsunął się na kolana z krzesła i wpełznął pod stół. Chwilę stymulował trzon mojego penisa ręką, do czasu gdy główka prącia nie zrobiła się wilgotna. Przybliżył usta do erekcji, opatulając żołądź ciepłym oddechem z ust. Aż zadrżałem na pieszczotę. Nie przeszkadzała mi nawet dość mocno wyczuwalna woń alkoholu. Jęknąłem jednak, gdy ten z zaskoczenia zatopił mój członek w ustach i zaczął poruszać nią. Wsunąłem dłonie w jego miękkie włosy i wplatając w nie palce, nadając swoje ulubione tempo. Gdy już czułem, że sięgam niebios, jednym szarpnięciem wyjąłem przyrodzenie z ust młodszego, wytryskując mu obficie prosto na twarz. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zadowolony z zaistniałej sytuacji. Wyciągnąłem przyjaciela spod stołu i położyłem na nim(Kit z przewróconym wazonem, z którego leje się woda) i sam pozbyłem się jego dolnej części garderoby, a koszulę jednym szybkim ruchem rozpiąłem. Nakierowałem swój członek na jego zaróżowione wejście. W ostatnim momencie pomyślałem o nawilżeniu go. Nie jestem jednak skończonym skurwysynem, więc wsunąłem dwa palce pomiędzy jego malinowe usteczka i główką swojej męskości ocierałem się o dziurkę mniejszego. W końcu wyjąłem dwa aż za dobrze nawilżone palce, wsuwając jeden z nich zaczynając nim poruszać. Jak już mam się pieprzyć z przyjacielem, to niech chociaż nam obu będzie dobrze. Po chwili przygotowań, naparłem w końcu na jego wejście członkiem, wsuwając na początek tylko główkę. Zniżyłem się i musnąłem jego usta, aby się rozluźnił, strasznie się spiął.
- Spokojnie Takuś, no i bujamy się. - szeptałem mu do ucha jak dziecku, powoli poruszając się w nim. Mój członek wręcz pulsował, w przyjemny sposób. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułem. Swoimi wilgotnymi wargami zsunąłem się z ust na szczękę, a potem szyję, pozostawiając tam malinkę. Ruchy biodrami stawały się coraz to szybsze, a jęki Matsumoto motywowały mnie do dalszych działań. Jedna rękę wsunąłem mu pod pupę, zaś drugą pod plecy i wziąłem go, przenosząc nas do łóżka. Tam będzie wygodniej. Ułożyłem malce pod sobą na świeżej, pachnącej pościeli i znów przyssałem się do jego szyi, obdarowując ją czułymi pocałunkami, w zamian dostając cudne jęki słowika.
- Yuu, tu!- krzyknął pode mną, wyginając się na wszelkie strony świata. Uśmiechając się zadziornie i spowolniłem tempo.
- Błagaj o więcej. - wyszeptałem mu niskim, męskim tonem do ucha. Jak długo nie otrzymywałem odzewu, po prostu uderzyłem go w ten jędrny pośladek, na co od razu zaczął śpiewać.
- Ah! Yuu! Szybbciej!- jęknął błagalnie, a ja w końcu litując się nad nim przyspieszyłem co zaowocowało obfitym orgazmem nas obu. Wykończony wyszedłem z wyczerpanego ciałka Takanoriego i ucałowałem go w czoło, opadając bezwładnie obok od razu zasypiając.
***
Otworzyłem ciężkie powieki, słysząc jakieś bolesne jęki. Otworzyłem najpierw jedno oko, przecierając je piąstką. W końcu, gdy wzrok mi się polepszył zobaczyłem twarz przyjaciela, na której malował się nie mały grymas. Od razu poderwałem się do siadu, lustrując osobę obok. Był roznegliżowany, gdzie nie gdzie jeszcze znajdowały się zaschnięte plamy białej mazi. Policzki chłopaka ozdabiały mocne rumieńce, a jego usta były lekko rozchylone. Brąz włosy rozczochrane na wszelkie strony świata, a rozchylone nogi i lekko poszerzone wejście mogły oraz to, że jestem nagi mogły znaczyć jedno.....kochaliśmy się.....Ja....i...Takanori?! Kurwa!
CDN...
Jeszcze mi tam brakowało wbicia Uruhy :') Ale teraz tak na serio, bardzo uwielbiam Twój styl pisania, a ten rozdzialik bardzo mi się podobał :3 Biedny Ruki :c Reita skurwiel ._. Teraz jestem ciekawa reakcji Rukiego gdy się obudzi X'D I mam nadzieję, że Uru i Aoiemu wyjdzie ^.^ Życzę weny ^.^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz odpowiadam na kom, ale nie zauważyłam X"D Ojej, dziękuje bardzo za takie motywujące do pisania słowa ;w; Tag, Reita skurwysyn :C Ale spokojnie, spokojnie, zobaczymy co się dalej wydarzy ^w^ jednak sądzę, że te seksy o dziwo mi dobrze wyszły, nie wiem jak ty sądzisz :) Trochę trzeba poczekać na następną część, bo jak widać siłą rzeczy w ankiecie wygrało Reituki, więc jakiś wakacyjny shot wpadnie :D Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam <3
UsuńPardon, że dopiero teraz komentuję, ale nie było wcześniej okazji...
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona. Fakt, zawsze mówiłam na Reitę 'psychopata' ale z tą zdradą przesadził. W sumie to go nie rozumiem, bo Ruki nie jest wcale taki brzydki...
Ale wracając do Aoi'a to jestem co najmniej w szoku, no.
Wiem, że oboje musieli odreagować, ale...
Bosh. Boję się co przyniesie następna część. '-' ~
Nic nie szkodzi XDD Jak na razie mam dwa opowiadania w word rozpoczęte, ale planuję na razie dokończyć jedno Reituki, wiec niestety trochę poczekacie na następną cz. Aoihy. A napisze ją na pewno. XDD No bój się, bój, bo nie wiadomo co mój mózg wymyśli :))
Usuń