Hejka! Chciałam najmocniej przeprosić za moją bardzo długą nieobecność na blogu. Wiąże się to z moim chwilowym brakiem czasu oraz weny. Ostatnio także zepsuł mi się komputer, przez co wszystkie zaczęte opowiadania zostały stracone, a na kartkach ich nie mam ;_; To tylko spotęgowało mój chwilowy niż emocjonalny, ale myślę, że niedługo wrócę do Was! ^^
Sprawa 2: Chciałam złożyć Wam, czytelnikom mojego bloga najszczersze życzenia z okazji Bożego Narodzenia. Dużo zdrowia, szczęścia oraz radości w przyszłym roku 2015. Dziękuję również za odwiedzanie mojego bloga i zostawianie widocznych śladów swojej obecności na nim. Przepraszam jeżeli moimi licznymi zniknięciami zniechęciłam kogoś do interesowania się moim blogiem, ale postaram się to jak najszybciej zmienić!
Powodzenia w nowym roku i smacznego karpia na święta!
Życzy Rei~~
Kitto kawarazu ai shiteiru
poniedziałek, 22 grudnia 2014
sobota, 25 października 2014
Czasowy brak tytułu.
Dzień Dobry, cześć i czołem! Tak jak obiecałam, notka na weekend się pojawiła. ^w^ Chciałam to opowiadanie zadedykować Asu. Dlatego także, postanowiłam, że tytuł do tego krótkiego one shota pozostawię jej.
Miłego Czytania :D
Beta: Brak.
Paring: Reituki
Ostrzeżenia: sceny erotyczne, przekleństwa.
Miłego Czytania :D
Beta: Brak.
Paring: Reituki
Ostrzeżenia: sceny erotyczne, przekleństwa.
[Reita]
Kolejny nudny wieczór spędzony przed komputerem z kubkiem gorącego kakao. Za oknem robiło się już ciemno, a w moim pokoju panował pół mrok. Nie ma to jak samotny wieczór w pustym domu, kiedy rodzice są w delegacji. Nagle w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości. Z początku stwierdziłem, że to kolejne powiadomienie, że wygrałem mercedesa, jednak gdy dźwięk notorycznie co sekundę się powtarzał, wkurzyłem się i podniosłem swoje cztery litery. Wziąłem urządzenie do ręki, które co chwilę wibrowało. Odblokowałem wiadomość, zaczynając czytać. Okazało się, że mój przyjaciel, Takanori.
„ Hej Pedale, jest duża impreza u Yuu. Wpadaj, przyszło chyba z pół miasta!”
Kolejny nudny wieczór spędzony przed komputerem z kubkiem gorącego kakao. Za oknem robiło się już ciemno, a w moim pokoju panował pół mrok. Nie ma to jak samotny wieczór w pustym domu, kiedy rodzice są w delegacji. Nagle w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk przychodzącej wiadomości. Z początku stwierdziłem, że to kolejne powiadomienie, że wygrałem mercedesa, jednak gdy dźwięk notorycznie co sekundę się powtarzał, wkurzyłem się i podniosłem swoje cztery litery. Wziąłem urządzenie do ręki, które co chwilę wibrowało. Odblokowałem wiadomość, zaczynając czytać. Okazało się, że mój przyjaciel, Takanori.
„ Hej Pedale, jest duża impreza u Yuu. Wpadaj, przyszło chyba z pół miasta!”
„ Będę za 5 minut :3”
Zacząłem się uśmiechać jak jakiś psychopata do ekraniku pisząc sms. Odłożyłem go na postument obok łóżka i otworzyłem swoją szafę, chcąc wybrać coś zjawiskowego. Wybrałem czarne rurki, skórzany, czarny pas do nich, bokserkę z nadrukiem, a do tego skórzaną kurtkę. Założyłem szybko buty i wyszedłem na dwór. Zacząłem się rozglądać, próbując sobie przypomnieć, gdzie mieszka czarno włosy. Długo jednak się nie zastanawiałem, usłyszałem w oddali stłumione dźwięki basów z głośników. Od razu zacząłem iść w tamtą stronę. Na miejscu najpierw musiałem się przecisnąć przez tłum ludzi i zapukałem do drzwi. Widać było po niektórych, że impreza trwa już dość długo, na co także wskazywał stan ogródka przed domem. Po niedługiej chwili usłyszałem huk uderzenia o drzwi, a potem przekleństwa skierowane w ich stronę, które po chwili zostały otworzone przede mną. W progu stał już nieźle podpity gospodarz imprezy.
- Ooo, kogo moje piękne łoczy widzą! Akira Suzuki we własnej osobie! Właź. - zaśmiał się pijacko i zaprosił gestem ręki do środka. Wszedłem od razu, szukając wzrokiem swojej ofiary tego wieczoru. Od razu skierowałem swoje kroki na piętro budynku, gdzie znajdowały się dwie sypialnie. Wiedziałem, że on będzie w jednej z nich, upijając się alkoholem bo jego pies mu zdechł. Stojąc przed drzwiami jednej z sypialni, pociągnąłem za klamkę. Tak jak myślałem, siedział na łóżku do mnie plecami. Podszedłem bliżej niego, wyrwałem mu z dłoni do połowy opróżnioną butelkę alkoholu i popchnąłem delikatnie na łóżko. Zanim tylko zdążył się obejrzeć leżałem już na nim, całując agresywnie jego usta. Dłońmi próbował odepchnąć moją osobę od siebie, jednak i to było na marne, gdy w żelaznym uścisku umieściłem jego ręce nad głową, a drugą dłonią złapałem go za policzki aby przestał machać na boki głową.
- Bądź grzecznym chłopcem.- szepnąłem niskim, zachrypniętym pełnym pożądania głosem do uszka, po czym przygryzłem jego płat.
- No chyba Cię pojebało.- Syknąłem niezadowolony. Zaśmiałem się tylko kpiąco i zsunąłem swoje wargi na jego bladą szyję, a dłonią podwinąłem jego koszulkę, aby po chwili opuszkami palców dotykając skórę jego brzucha. Po chwili chwyciłem mocno za koszulkę chłopaka i zdarłem ją z niego. Zdjąłem jego pasek od spodni i związałem mu ręce, ustawiając go na czworaka, tym samym dając sobie pełne pole do popisu. Zsunąłem jego spodnie, pozostawiając go tylko w bokserkach. Zdjąłem swoją koszulkę, pozostając tylko w spodniach. Zdjąłem swój pasek i strzelając nim, uderzyłem w jego pośladki odziane tylko w czerwone bokserki. Do moich uszu dotarły ciche pomruki mojego uke.
- Tylko tyle?- zapytałem zawiedziony nieco, liczyłem na jakieś krzyki, czy coś. Zdjąłem jego bokserki, rzucając je za siebie. Z pod łóżka wyjąłem czarny długi kawałek materiału, którym zawiązałem mu na oczach. To było dość urocze oglądać go tak zdezorientowanego. Pomasowałem jego jędrny pośladek, wymierzając w krótkim czasie w niego siarczysty klaps. W „podzięce” otrzymałem głośniejszy jęk bólu. Zniżyłem się do jego rowka, opuszczając ostatnią warstwę jego ubrania, językiem zaczynając napierać na jego zaciśniętą dziurkę. Dłońmi zacząłem masować jego jądra i twardniejącego członka, przy tym ruszając sprawnie języczkiem w jego ciepłym wnętrzu. Gdy tylko był wystarczająco podniecony oraz rozciągnięty podniosłem się, rozpinając spodnie aby po chwili wchodząc w niego bez ostrzeżenia.
- No chyba cię pojebało!- Syknął, zaciskając dolną wargę do krwi. Zaśmiałem się głośno, zaczynając od razu go mocno posuwać. Przy akompaniamencie krzyków oraz jęków blondwłosego uderzyłem w ten szczególny punkt w jego wnętrzu. Chłopak pode mną wytrysnął wręcz momentalnie po kolejnym pchnięciu w to wyjątkowe miejsce, a ja zaraz po nim zalałem go ciepłą białawą cieczą, gdy zacisnął na mnie swoje mięśnie. Wyszedłem z niego, klepiąc go po czerwonym pośladku.
- Dobra z ciebie dziwka.- powiedziałem zadowolony, ubierając się i wychodząc z pokoju.
THE END
Zacząłem się uśmiechać jak jakiś psychopata do ekraniku pisząc sms. Odłożyłem go na postument obok łóżka i otworzyłem swoją szafę, chcąc wybrać coś zjawiskowego. Wybrałem czarne rurki, skórzany, czarny pas do nich, bokserkę z nadrukiem, a do tego skórzaną kurtkę. Założyłem szybko buty i wyszedłem na dwór. Zacząłem się rozglądać, próbując sobie przypomnieć, gdzie mieszka czarno włosy. Długo jednak się nie zastanawiałem, usłyszałem w oddali stłumione dźwięki basów z głośników. Od razu zacząłem iść w tamtą stronę. Na miejscu najpierw musiałem się przecisnąć przez tłum ludzi i zapukałem do drzwi. Widać było po niektórych, że impreza trwa już dość długo, na co także wskazywał stan ogródka przed domem. Po niedługiej chwili usłyszałem huk uderzenia o drzwi, a potem przekleństwa skierowane w ich stronę, które po chwili zostały otworzone przede mną. W progu stał już nieźle podpity gospodarz imprezy.
- Ooo, kogo moje piękne łoczy widzą! Akira Suzuki we własnej osobie! Właź. - zaśmiał się pijacko i zaprosił gestem ręki do środka. Wszedłem od razu, szukając wzrokiem swojej ofiary tego wieczoru. Od razu skierowałem swoje kroki na piętro budynku, gdzie znajdowały się dwie sypialnie. Wiedziałem, że on będzie w jednej z nich, upijając się alkoholem bo jego pies mu zdechł. Stojąc przed drzwiami jednej z sypialni, pociągnąłem za klamkę. Tak jak myślałem, siedział na łóżku do mnie plecami. Podszedłem bliżej niego, wyrwałem mu z dłoni do połowy opróżnioną butelkę alkoholu i popchnąłem delikatnie na łóżko. Zanim tylko zdążył się obejrzeć leżałem już na nim, całując agresywnie jego usta. Dłońmi próbował odepchnąć moją osobę od siebie, jednak i to było na marne, gdy w żelaznym uścisku umieściłem jego ręce nad głową, a drugą dłonią złapałem go za policzki aby przestał machać na boki głową.
- Bądź grzecznym chłopcem.- szepnąłem niskim, zachrypniętym pełnym pożądania głosem do uszka, po czym przygryzłem jego płat.
- No chyba Cię pojebało.- Syknąłem niezadowolony. Zaśmiałem się tylko kpiąco i zsunąłem swoje wargi na jego bladą szyję, a dłonią podwinąłem jego koszulkę, aby po chwili opuszkami palców dotykając skórę jego brzucha. Po chwili chwyciłem mocno za koszulkę chłopaka i zdarłem ją z niego. Zdjąłem jego pasek od spodni i związałem mu ręce, ustawiając go na czworaka, tym samym dając sobie pełne pole do popisu. Zsunąłem jego spodnie, pozostawiając go tylko w bokserkach. Zdjąłem swoją koszulkę, pozostając tylko w spodniach. Zdjąłem swój pasek i strzelając nim, uderzyłem w jego pośladki odziane tylko w czerwone bokserki. Do moich uszu dotarły ciche pomruki mojego uke.
- Tylko tyle?- zapytałem zawiedziony nieco, liczyłem na jakieś krzyki, czy coś. Zdjąłem jego bokserki, rzucając je za siebie. Z pod łóżka wyjąłem czarny długi kawałek materiału, którym zawiązałem mu na oczach. To było dość urocze oglądać go tak zdezorientowanego. Pomasowałem jego jędrny pośladek, wymierzając w krótkim czasie w niego siarczysty klaps. W „podzięce” otrzymałem głośniejszy jęk bólu. Zniżyłem się do jego rowka, opuszczając ostatnią warstwę jego ubrania, językiem zaczynając napierać na jego zaciśniętą dziurkę. Dłońmi zacząłem masować jego jądra i twardniejącego członka, przy tym ruszając sprawnie języczkiem w jego ciepłym wnętrzu. Gdy tylko był wystarczająco podniecony oraz rozciągnięty podniosłem się, rozpinając spodnie aby po chwili wchodząc w niego bez ostrzeżenia.
- No chyba cię pojebało!- Syknął, zaciskając dolną wargę do krwi. Zaśmiałem się głośno, zaczynając od razu go mocno posuwać. Przy akompaniamencie krzyków oraz jęków blondwłosego uderzyłem w ten szczególny punkt w jego wnętrzu. Chłopak pode mną wytrysnął wręcz momentalnie po kolejnym pchnięciu w to wyjątkowe miejsce, a ja zaraz po nim zalałem go ciepłą białawą cieczą, gdy zacisnął na mnie swoje mięśnie. Wyszedłem z niego, klepiąc go po czerwonym pośladku.
- Dobra z ciebie dziwka.- powiedziałem zadowolony, ubierając się i wychodząc z pokoju.
THE END
piątek, 24 października 2014
Orędzie do czytelników
Ohayo! Chciałam Was przeprosić za moją tak długą nieobecność na blogu. Po prostu byłam/jestem zajęta nauką, która niestety żyć nie daje ;-; Po drodze były także niezaplanowane sytuacje prywatne. Ale obiecuję, że już w ten weekend pojawią się nowe notki. A co do opowiadań zaczętych: "To wszystko dla Niej", "Egipskie Ciemności" oraz "To był chyba zły pomysł" będą na pewno doprowadzone do końca, ale jak na razie weny brak :C Mam nadzieję, że wybaczycie mi to zniknięcie, nie było ono planowane, i nie zamierzone. Zła nauka niestety daje w kość. Jaszcze raz bardzo przepraszam ( ; _ ; ). No to co, to do jutra! :3
piątek, 15 sierpnia 2014
To wszystko dla Niej cz.III O jeden kieliszek za dużo
Ohayo! ( ^w^ ) Tak w końcu po przyjeździe z wakacji udało mi się coś naskrobać. Dziękuje Wam, moi drodzy czytelnicy za ponad 2000 tysiące wyświetleń! Następna notka będzie bardziej wakacyjna, w końcu mam czas wolny, lato, upały. One shot planuję Uruki/Aoiki, jeszcze nie wiem xD Także planuję w końcu wziąć się za "egipskie ciemności", w końcu trzeba się wziąć za to.
No dobrze, to zapraszam Was do czytania :3
Paring: Aoiha
Beta: Brak.
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, scena erotyczna.
No dobrze, to zapraszam Was do czytania :3
Paring: Aoiha
Beta: Brak.
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, scena erotyczna.
Słyszałem tylko stłumione
krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki,
zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był
nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie.
Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem
tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność
Wraz
z wracającą świadomością zacząłem słyszeć przeróżne
dźwięki z otoczenia. Otworzyłem oczy, które momentalnie zostały
zaatakowane przez jasne światło słoneczne. Zamruczałem niczym
niezadowolony kot. Po chwili było już lepiej. Znajdowałem się w
pokoju szpitalnym. Ściany były jasno niebieskie, biały sufit i
wielkie okno. Rozejrzałem się rozkojarzony po sali, przypominając
sobie powoli co się działo. Momentalnie moje policzki stały się
mokre od łez. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem, w to,
co pamiętam. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Starłem
w pośpiechu kropelki i spojrzałem w stronę wejścia. Wszedł dość
wysoki mężczyzna w białym kitlu i z stetoskopem na szyi
przewieszonym.
- Dzień Dobry, nazywam się Shige Kajiyama, jestem twoim lekarzem prowadzącym. - przedstawił się i stanął obok mojego łóżka.
- Boli coś pana? - zapytał po chwili patrzenia na pikające maszyny i kroplówkę.
- W okolicy brzucha, głowa trochę. - odpowiedziałem po chwili. - No i ręka. - wskazałem doktorowi wzrokiem rękę w gipsie. Ten wyjął długopis i zaczął notować.
- Przyjmuje Pan jakieś leki na stałe?
- Nie, nie przypominam sobie. - Pocierałem chwilę skroń z nadzieją, że może coś istotnego mi się przypomni. - Albo.... Tak. Tak zażywam antydepresanty, które przepisał mi psycholog. - dodałem. No, wiele razy widziałem przelotnie, może nawet nieświadomie Uru z jakimiś facetami w kawiarniach, śmiał się, przytulał i całował. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że on jest...jest...prostytutką. Po tych sytuacjach byłem strasznie zagubiony, nie wiedziałem co mam zrobić z tą goryczą w sercu, która kazała mi zalewać rozpacz kolejnymi butelkami sake i taniego wina.
- Dobrze. Pójdźmy o krok dalej. Miał pan operację płuca, złamane żebro przebiło je, ale wszystko jest na dobrej drodze. Złamanie ręki i lekki wstrząs mózgu. - mówił wszystko spokojnie, nie słuchałem go, gdy w szybie zauważyłem zapłakaną twarz Kou. Coś we mnie pękło. W tym momencie miałem ochotę wstać z łóżka i przytulić zapłakanego przyjaciela do swojej piersi i uspokoić, a zarazem robić mu wyrzuty z tego, że nie powiedział mi. Wiedział, że może na mnie liczyć, tak jak ja na niego. Lekarz zniknął po chwili za drzwiami, a ja zostałem sam w sali, bijąc się z własnymi myślami.
Czemu mi nie powiedział?
Nie ufał mi?
Może po prostu bał się, że go odtrącę?
Albo jest zmuszany? W filmach ile razy widziałem takie akcje, gdzie jakaś zwykła kobieta jest zmuszana do prostytucji.
Miał długi?
A może ćpa i go mafia goni?
Yh! Shiroyama, przecież Uru nie jest na tyle tępy by mieszać się w lewe interesy. Tak dużo pytań, a tak mało racjonalnych i wiarogodnych odpowiedzi.
Więc dla kogo? Dla kogo to wszystko robi? W domu mu się nie przelewa, to fakt, ale zawsze mówił, że jakość wiąże koniec z końcem.
***
Po bliżej mi nieokreślonym czasie wypuścili mnie na wolność. Uru przychodził i tylko patrzył przez szybkę drzwi, bał się nawet wejść i spojrzeć mi prosto w oczy. Tchórz, ale za to jaki uroczy. Uh! Czemu to musi być tak skomplikowane.
Dzień był pochmurny, mimo to nieznośnie gorący. Rozejrzałem się, a moją osobę owiał przyjemny wiatr. Zauważyłem niedaleko postój taksówek. Ruszyłem w ich stronę, mijając szereg aut. Nie, żeby to było coś zaskakującego, ale jednak zdziwiłem się na widok auta Uruhy. Równocześnie z nadchodzącą falą smutku, obróciłem się i zacząłem iść w przeciwną stronę. Nie chcąc sobie już niszczyć dnia, który zaczął się tak dobrze, wspomnieniami. Idąc dalej, starałem się odpędzić wszelkie wspomnienia...na marne. To wracało jak bumerang. Wsiadłem do pierwszego autobusu, tak samo postępując z miejscem wysiadki. Dziwnym trafem wysiadłem pod domem mojego przyjaciela, Tanabe. Westchnąłem głęboko i wszedłem na klatkę schodową ekskluzywnego budynku. Skierowałem się w górę kamienicy na następne piętra, stając przed drzwiami z pozłacaną tabliczką, gdzie widniał napis T.Yutaka. Wziąłem głębszy wdech. Odkąd były cięcia w budżecie każdego z nas, Kai chodził jakiś taki zdenerwowany. Nie dziwię się mu, menadżer nie dawał mu spokoju. Zapukałem, mając cichą nadzieję, że dziś perkusista ma dobry dzień. O dziwo, drzwi szybko się otworzyły, a w progu ujawnił się wesoły chłopak. Miał na sobie fartuch, mąkę we włosach, mając także nią ubrudzone policzki. I wszystko jasne, piekł bądź coś gotował, a to zawsze poprawiało mu humor.
- Yuu? Co tu robisz? - zapytał z niemałym zdziwieniem na twarzy. Rzadko się spotykamy to fakt, a jeszcze rzadziej przychodzimy do siebie.
- Nie mam komu się wyżalić, a nasza parka zespołowa pewnie się migdali.- zaśmiałem się gorzko. - To mogę wejść? - zapytałem z lekka nieśmiało. - Nie chce ci jak coś przeszkadzać, czy coś. - Spuściłem głowę w dół, gapiąc się na zabrudzone czubki swoich tenisówek.
- Nie, nie.- odpowiedział natychmiastowo, podśmiewając pod nosem.- Wejdź. - nieświadomie złapał mnie za ramie złamanej ręki, skrzywiłem się znacznie. - Oi, wybacz.- powiedział, nadal śmiejąc się. On coś brał czy co?
- Kai, powiedz mi, brałeś coś? - zapytałem zmartwiony w holu, ściągając buty. Ten tylko dźwięcznie się zaśmiał.
- Skąd ci to przyszło do głowy, głuptasku? - odparł po chwili i weszliśmy do kuchni. Widocznie przygotowywał kolację, bynajmniej tak wyglądało. W kuchni panował chaos. Pełno talerzy z różnymi daniami gotowych do gotowania, smażenia czy też pieczenia. Usiadłem na krześle, wcześniej zgarniając sprawną ręką z niego rozsypaną mąkę.
- Chcesz herbaty? - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy.
- Uhm? - odparłem pytająco, odrywając się od zamyślenia.
- Herbatę czy chcesz? - powtórzył.
- Yhy, możesz mi zrobić. - odparłem cicho, a gdy tylko postawił przede mną parujący napój, upiłem łyk patrząc się tępo w okno, za którym dwa ptaki po swojemu przytulały się. Wzdychając, spuściłem głowę, przenosząc swój wzrok na kubek, w którym znajdował się napar. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach pociekły łzy, spływając następnie do herbaty.
- Ej, Yuu, czemu płaczesz?- dotarł do mnie głos przyjaciela. Zmartwiony głos.
- Co? Ja? Ja nie płacze, co ty. - zaśmiałem się, ścierając szybko łzy rękawem od bluzy. - A ty spodziewasz się kogoś? - zapytałem, zmieniając od tak temat rozmowy.
- No właściwie to tak. Ma przyjść do mnie wieczorem moja dziewczyna Yumi.- uśmiechnął się.
- Nasz Lider-sama sobie kogoś znalazł?- zaśmiałem się. - Ale szczęściara.- dodałem, uśmiechnąłem się.
- Ejjj, nie zmieniaj tematu! To co się dzieje? - zapytał, musiał, no musiał zapytać. I co ja mam mu powiedzieć? Że Uru to panna...chłopak lekkich obyczajów? On jest dla nas jak matka w zespole, to by go załamało, wkurzyło(to mało powiedziane) i licho wie, co jeszcze.
- Ehm, wiesz, te wspomnienia z wypadku jeszcze są w mojej głowie.- odparłem, wymyślając coś na poczekaniu.
- Rozumiem, a powiedz mi co się skłoniło do tego byś wbiegł na jezdnię?- I mogiła.
- Pokłóciłem się z Uru, nic wielkiego. Wiesz co do niego czuję. Boję się mu to wyznać. - skłamałem, ale lepiej jakby to Kou mu powiedział.
- Cóż, może idź do Akiry, on zna go najlepiej poniekąd.- Powiedział.
- Może masz rację, dzięki za herbatę. - uśmiechnąłem się i ubrałem buty, wyszedłem. Wychodząc na dwór, zapaliłem papierosa i ruszyłem w stronę parku. Tędy mam najbliżej. Zmiana narracji, teraz: Rukson
Ostatnimi czasy, strasznie kłóciłem się z Reitą. Niby nic, ostatnio nie miałem do jego wyjść z chłopakami na piwo, na mecz. No, ale on już przesadza. Nawet nie odpisze na głupi SMS o treści „Kiedy wrócisz, Aki? Martwię się.”, dobrze wie, że odkąd po meczu go kibole napadły i się z nimi bił jestem odrobinę przewrażliwiony. Jednak w końcu coś mnie tchnęło i wyszedłem z domu, kierując się do mieszkania chłopaka. Dotarłem tam dość szybko, nie mieliśmy do siebie jakoś specjalnie daleko, 5 minut spacerkiem. Stanąłem przed drzwiami frontowymi bloku, czekając na zbawienie chyba. Zapomniałem doczepić do pęku kluczy, klucz do klatki. Ruki, uh! Po dość długim sterczeniu przed drzwiami i wielokrotnymi próbami dodzwonienia/dobicia się do blondyna na wszelkie sposoby(telefon, domofon, krzyczenie do okna itp.), w końcu jakaś miła babunia, mieszkanka bloku, wychodziła ze swoim jamnikiem na spacer. Skorzystałem z okazji, od razu wchodząc w głąb korytarza. Wyjąłem klucze, otwierając jego mieszkanie. Z jednej strony wchodząc tam bałem się czy czegoś sobie nie zrobił, jednak nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Specjalnie wygrzebałem się z domu by się z nim pogodzić, nie lubię być z nim w złych relacjach. Zdziwiło mnie jednak, że w holu znajdowały się obce buty(szpilki) i wiszący czarny damski płaszcz. Ogólnie mieszkanie było strasznie zaciemnione przez zasłonięte okna. Westchnąłem i pokręciłem głową z lekkim uśmiechem, rozbierając się z bluzy i glanów. Pewnie stara znajoma z liceum co mi przedstawiał, przyjechała w odwiedziny. Odsłoniłem zasłony w salonie, wpuszczając trochę światła. Zdziwiło mnie jednak, że w kuchni były ślady wieczornej kolacji przy świecach. Odganiając wszelkie podejrzenia, i zachowując dobrą minę pokierowałem się do sypialni. Serce mi strasznie łomotało, gdy moja ręka spoczęła na klamce od drzwi. Przymknąłem oczy, biorąc parę głębszych wdechów dla uspokojenia i nacisnąłem ją delikatnie, drzwi ustąpiły, a ja otworzyłem powoli powieki. Nie mogłem uwierzyć w to co tam zastałem, serce tak niemiłosiernie zabolało. W łóżku leżała naga kobieta, o długich blond włosach, tuląca się z szerokim uśmiechem do mojego Akiry!
-Byłaś świetna w nocy, księżniczko. -szepnął i pocałował ją we włosy. Momentalnie coś chwyciło mnie za serce. To mnie nazywał księżniczką, szczególnie po dobrym stosunku. To dlatego się nie odzywał? Dlatego odpychał mnie od siebie, gdy chciałem go zachęcić do seksu, mówiąc, że jest zmęczony. Nawet nie zauważyłem, gdy ta gorycz w sercu zaczęła wypływać ze mnie w postaci łez.
- Jesteś podłą świnią!- krzyknąłem bez zastanowienia i rzuciłem w niego jego kluczami do domu. Nie chciałem już ich.
- Takane, skarbie daj sobie wytłumaczyć. - wystraszony podniósł się natychmiastowo i zaczął podchodzić do mnie.
- Nie nazywaj mnie już tak! Nie masz mi co tłumaczyć, wszystko doskonale rozumiem. Nie jestem twoim skarbem, tylko ta dziwka!
- Ej nie jestem żadną dziwką!- wtrąciła się.
- Zamknij mordę.- syknąłem w jej stronę. - To koniec! Zniszczę cię, zniszczę!- zagroziłem i ze łzami wybiegłem z mieszkania, na szybko się ubierając. Biegnąc na oślep z budynku, wpadłem na kogoś, upadłem na bruk i zacząłem łkać jeszcze bardziej. Zmiana narracji, teraz: Aoi
Wychodziłem właśnie z parku, będąc praktycznie już pod domem Akiry. Nagle wpadła na mnie jakaś osoba. Chciałem już zacząć ją zbluzgać, myśląc, że to jakiś okoliczny dzieciak, ale tym dzieciakiem okazał się Ruki. Zapłakany chłopak, siedział na chodniku, nie mogąc cały czas się opanować. Mówił nie składnie, nie mógł nabrać powietrza. Ukucnąłem i przytuliłem go. Mogłem tylko się domyślać co się stało, co mogło być powodem takiego stanu bruneta.
- Shiii, spokojnie Ru-chan.- szeptałem, głaszcząc uspokajająco chłopaka, który uwiesił się mi na szyi i płakał w ramie. - Będzie dobrze, ułoży się, zobaczysz. - mruknąłem do jego ucha i pomogłem mu wstać. Maleństwo uczepiło się mnie, po czym stwierdziłem, że lepiej będzie jak teraz wezmę go do siebie.
- Dzień Dobry, nazywam się Shige Kajiyama, jestem twoim lekarzem prowadzącym. - przedstawił się i stanął obok mojego łóżka.
- Boli coś pana? - zapytał po chwili patrzenia na pikające maszyny i kroplówkę.
- W okolicy brzucha, głowa trochę. - odpowiedziałem po chwili. - No i ręka. - wskazałem doktorowi wzrokiem rękę w gipsie. Ten wyjął długopis i zaczął notować.
- Przyjmuje Pan jakieś leki na stałe?
- Nie, nie przypominam sobie. - Pocierałem chwilę skroń z nadzieją, że może coś istotnego mi się przypomni. - Albo.... Tak. Tak zażywam antydepresanty, które przepisał mi psycholog. - dodałem. No, wiele razy widziałem przelotnie, może nawet nieświadomie Uru z jakimiś facetami w kawiarniach, śmiał się, przytulał i całował. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że on jest...jest...prostytutką. Po tych sytuacjach byłem strasznie zagubiony, nie wiedziałem co mam zrobić z tą goryczą w sercu, która kazała mi zalewać rozpacz kolejnymi butelkami sake i taniego wina.
- Dobrze. Pójdźmy o krok dalej. Miał pan operację płuca, złamane żebro przebiło je, ale wszystko jest na dobrej drodze. Złamanie ręki i lekki wstrząs mózgu. - mówił wszystko spokojnie, nie słuchałem go, gdy w szybie zauważyłem zapłakaną twarz Kou. Coś we mnie pękło. W tym momencie miałem ochotę wstać z łóżka i przytulić zapłakanego przyjaciela do swojej piersi i uspokoić, a zarazem robić mu wyrzuty z tego, że nie powiedział mi. Wiedział, że może na mnie liczyć, tak jak ja na niego. Lekarz zniknął po chwili za drzwiami, a ja zostałem sam w sali, bijąc się z własnymi myślami.
Czemu mi nie powiedział?
Nie ufał mi?
Może po prostu bał się, że go odtrącę?
Albo jest zmuszany? W filmach ile razy widziałem takie akcje, gdzie jakaś zwykła kobieta jest zmuszana do prostytucji.
Miał długi?
A może ćpa i go mafia goni?
Yh! Shiroyama, przecież Uru nie jest na tyle tępy by mieszać się w lewe interesy. Tak dużo pytań, a tak mało racjonalnych i wiarogodnych odpowiedzi.
Więc dla kogo? Dla kogo to wszystko robi? W domu mu się nie przelewa, to fakt, ale zawsze mówił, że jakość wiąże koniec z końcem.
***
Po bliżej mi nieokreślonym czasie wypuścili mnie na wolność. Uru przychodził i tylko patrzył przez szybkę drzwi, bał się nawet wejść i spojrzeć mi prosto w oczy. Tchórz, ale za to jaki uroczy. Uh! Czemu to musi być tak skomplikowane.
Dzień był pochmurny, mimo to nieznośnie gorący. Rozejrzałem się, a moją osobę owiał przyjemny wiatr. Zauważyłem niedaleko postój taksówek. Ruszyłem w ich stronę, mijając szereg aut. Nie, żeby to było coś zaskakującego, ale jednak zdziwiłem się na widok auta Uruhy. Równocześnie z nadchodzącą falą smutku, obróciłem się i zacząłem iść w przeciwną stronę. Nie chcąc sobie już niszczyć dnia, który zaczął się tak dobrze, wspomnieniami. Idąc dalej, starałem się odpędzić wszelkie wspomnienia...na marne. To wracało jak bumerang. Wsiadłem do pierwszego autobusu, tak samo postępując z miejscem wysiadki. Dziwnym trafem wysiadłem pod domem mojego przyjaciela, Tanabe. Westchnąłem głęboko i wszedłem na klatkę schodową ekskluzywnego budynku. Skierowałem się w górę kamienicy na następne piętra, stając przed drzwiami z pozłacaną tabliczką, gdzie widniał napis T.Yutaka. Wziąłem głębszy wdech. Odkąd były cięcia w budżecie każdego z nas, Kai chodził jakiś taki zdenerwowany. Nie dziwię się mu, menadżer nie dawał mu spokoju. Zapukałem, mając cichą nadzieję, że dziś perkusista ma dobry dzień. O dziwo, drzwi szybko się otworzyły, a w progu ujawnił się wesoły chłopak. Miał na sobie fartuch, mąkę we włosach, mając także nią ubrudzone policzki. I wszystko jasne, piekł bądź coś gotował, a to zawsze poprawiało mu humor.
- Yuu? Co tu robisz? - zapytał z niemałym zdziwieniem na twarzy. Rzadko się spotykamy to fakt, a jeszcze rzadziej przychodzimy do siebie.
- Nie mam komu się wyżalić, a nasza parka zespołowa pewnie się migdali.- zaśmiałem się gorzko. - To mogę wejść? - zapytałem z lekka nieśmiało. - Nie chce ci jak coś przeszkadzać, czy coś. - Spuściłem głowę w dół, gapiąc się na zabrudzone czubki swoich tenisówek.
- Nie, nie.- odpowiedział natychmiastowo, podśmiewając pod nosem.- Wejdź. - nieświadomie złapał mnie za ramie złamanej ręki, skrzywiłem się znacznie. - Oi, wybacz.- powiedział, nadal śmiejąc się. On coś brał czy co?
- Kai, powiedz mi, brałeś coś? - zapytałem zmartwiony w holu, ściągając buty. Ten tylko dźwięcznie się zaśmiał.
- Skąd ci to przyszło do głowy, głuptasku? - odparł po chwili i weszliśmy do kuchni. Widocznie przygotowywał kolację, bynajmniej tak wyglądało. W kuchni panował chaos. Pełno talerzy z różnymi daniami gotowych do gotowania, smażenia czy też pieczenia. Usiadłem na krześle, wcześniej zgarniając sprawną ręką z niego rozsypaną mąkę.
- Chcesz herbaty? - zapytał ni z gruchy ni z pietruchy.
- Uhm? - odparłem pytająco, odrywając się od zamyślenia.
- Herbatę czy chcesz? - powtórzył.
- Yhy, możesz mi zrobić. - odparłem cicho, a gdy tylko postawił przede mną parujący napój, upiłem łyk patrząc się tępo w okno, za którym dwa ptaki po swojemu przytulały się. Wzdychając, spuściłem głowę, przenosząc swój wzrok na kubek, w którym znajdował się napar. Nawet nie zauważyłem, kiedy po moich policzkach pociekły łzy, spływając następnie do herbaty.
- Ej, Yuu, czemu płaczesz?- dotarł do mnie głos przyjaciela. Zmartwiony głos.
- Co? Ja? Ja nie płacze, co ty. - zaśmiałem się, ścierając szybko łzy rękawem od bluzy. - A ty spodziewasz się kogoś? - zapytałem, zmieniając od tak temat rozmowy.
- No właściwie to tak. Ma przyjść do mnie wieczorem moja dziewczyna Yumi.- uśmiechnął się.
- Nasz Lider-sama sobie kogoś znalazł?- zaśmiałem się. - Ale szczęściara.- dodałem, uśmiechnąłem się.
- Ejjj, nie zmieniaj tematu! To co się dzieje? - zapytał, musiał, no musiał zapytać. I co ja mam mu powiedzieć? Że Uru to panna...chłopak lekkich obyczajów? On jest dla nas jak matka w zespole, to by go załamało, wkurzyło(to mało powiedziane) i licho wie, co jeszcze.
- Ehm, wiesz, te wspomnienia z wypadku jeszcze są w mojej głowie.- odparłem, wymyślając coś na poczekaniu.
- Rozumiem, a powiedz mi co się skłoniło do tego byś wbiegł na jezdnię?- I mogiła.
- Pokłóciłem się z Uru, nic wielkiego. Wiesz co do niego czuję. Boję się mu to wyznać. - skłamałem, ale lepiej jakby to Kou mu powiedział.
- Cóż, może idź do Akiry, on zna go najlepiej poniekąd.- Powiedział.
- Może masz rację, dzięki za herbatę. - uśmiechnąłem się i ubrałem buty, wyszedłem. Wychodząc na dwór, zapaliłem papierosa i ruszyłem w stronę parku. Tędy mam najbliżej. Zmiana narracji, teraz: Rukson
Ostatnimi czasy, strasznie kłóciłem się z Reitą. Niby nic, ostatnio nie miałem do jego wyjść z chłopakami na piwo, na mecz. No, ale on już przesadza. Nawet nie odpisze na głupi SMS o treści „Kiedy wrócisz, Aki? Martwię się.”, dobrze wie, że odkąd po meczu go kibole napadły i się z nimi bił jestem odrobinę przewrażliwiony. Jednak w końcu coś mnie tchnęło i wyszedłem z domu, kierując się do mieszkania chłopaka. Dotarłem tam dość szybko, nie mieliśmy do siebie jakoś specjalnie daleko, 5 minut spacerkiem. Stanąłem przed drzwiami frontowymi bloku, czekając na zbawienie chyba. Zapomniałem doczepić do pęku kluczy, klucz do klatki. Ruki, uh! Po dość długim sterczeniu przed drzwiami i wielokrotnymi próbami dodzwonienia/dobicia się do blondyna na wszelkie sposoby(telefon, domofon, krzyczenie do okna itp.), w końcu jakaś miła babunia, mieszkanka bloku, wychodziła ze swoim jamnikiem na spacer. Skorzystałem z okazji, od razu wchodząc w głąb korytarza. Wyjąłem klucze, otwierając jego mieszkanie. Z jednej strony wchodząc tam bałem się czy czegoś sobie nie zrobił, jednak nie spodziewałem się tego co tam zastanę. Specjalnie wygrzebałem się z domu by się z nim pogodzić, nie lubię być z nim w złych relacjach. Zdziwiło mnie jednak, że w holu znajdowały się obce buty(szpilki) i wiszący czarny damski płaszcz. Ogólnie mieszkanie było strasznie zaciemnione przez zasłonięte okna. Westchnąłem i pokręciłem głową z lekkim uśmiechem, rozbierając się z bluzy i glanów. Pewnie stara znajoma z liceum co mi przedstawiał, przyjechała w odwiedziny. Odsłoniłem zasłony w salonie, wpuszczając trochę światła. Zdziwiło mnie jednak, że w kuchni były ślady wieczornej kolacji przy świecach. Odganiając wszelkie podejrzenia, i zachowując dobrą minę pokierowałem się do sypialni. Serce mi strasznie łomotało, gdy moja ręka spoczęła na klamce od drzwi. Przymknąłem oczy, biorąc parę głębszych wdechów dla uspokojenia i nacisnąłem ją delikatnie, drzwi ustąpiły, a ja otworzyłem powoli powieki. Nie mogłem uwierzyć w to co tam zastałem, serce tak niemiłosiernie zabolało. W łóżku leżała naga kobieta, o długich blond włosach, tuląca się z szerokim uśmiechem do mojego Akiry!
-Byłaś świetna w nocy, księżniczko. -szepnął i pocałował ją we włosy. Momentalnie coś chwyciło mnie za serce. To mnie nazywał księżniczką, szczególnie po dobrym stosunku. To dlatego się nie odzywał? Dlatego odpychał mnie od siebie, gdy chciałem go zachęcić do seksu, mówiąc, że jest zmęczony. Nawet nie zauważyłem, gdy ta gorycz w sercu zaczęła wypływać ze mnie w postaci łez.
- Jesteś podłą świnią!- krzyknąłem bez zastanowienia i rzuciłem w niego jego kluczami do domu. Nie chciałem już ich.
- Takane, skarbie daj sobie wytłumaczyć. - wystraszony podniósł się natychmiastowo i zaczął podchodzić do mnie.
- Nie nazywaj mnie już tak! Nie masz mi co tłumaczyć, wszystko doskonale rozumiem. Nie jestem twoim skarbem, tylko ta dziwka!
- Ej nie jestem żadną dziwką!- wtrąciła się.
- Zamknij mordę.- syknąłem w jej stronę. - To koniec! Zniszczę cię, zniszczę!- zagroziłem i ze łzami wybiegłem z mieszkania, na szybko się ubierając. Biegnąc na oślep z budynku, wpadłem na kogoś, upadłem na bruk i zacząłem łkać jeszcze bardziej. Zmiana narracji, teraz: Aoi
Wychodziłem właśnie z parku, będąc praktycznie już pod domem Akiry. Nagle wpadła na mnie jakaś osoba. Chciałem już zacząć ją zbluzgać, myśląc, że to jakiś okoliczny dzieciak, ale tym dzieciakiem okazał się Ruki. Zapłakany chłopak, siedział na chodniku, nie mogąc cały czas się opanować. Mówił nie składnie, nie mógł nabrać powietrza. Ukucnąłem i przytuliłem go. Mogłem tylko się domyślać co się stało, co mogło być powodem takiego stanu bruneta.
- Shiii, spokojnie Ru-chan.- szeptałem, głaszcząc uspokajająco chłopaka, który uwiesił się mi na szyi i płakał w ramie. - Będzie dobrze, ułoży się, zobaczysz. - mruknąłem do jego ucha i pomogłem mu wstać. Maleństwo uczepiło się mnie, po czym stwierdziłem, że lepiej będzie jak teraz wezmę go do siebie.
Zaraz
po dotarciu do mieszkania zrobiłem
Rukiemu kakao do picia i postawiłem przed nosem ciastka czekoladowe,
które trzymałem w zapasie na wszelki wypadek.
- O-on, stawał się już od pewnego czasu jakiś taki inny.- zaczął maluszek, opychając się czekoladową słodyczą.- Najpierw był oschły ton, przytulania na pokaz, a o pocałunkach mogłem zapomnieć.- kontynuował, a w jego kakaowych oczkach zawitały kolejne łzy. Ten widok zawszę łamał moje serce na pół.
-Spo...- nie dokończyłem.
- Później zaczęły się jego nocne wyprawy z „kumplami” na mecz, a potem piwo. Nie odpisywał na SMS. Nic. A teraz dowiaduje się tak bolesnej prawdy. - załkał, przełykając ciastka i popijając je czekoladowym płynem. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć, widząc go tak załamanego.
- Wszystko się ułoży. - objąłem go ramieniem. - Widocznie to nie ten.- dodałem po chwili ciszy, a maleństwo miętoliło moją koszulkę na piersi. - Poczekaj, nie podglądaj tylko. - szepnąłem z lekkim uśmiechem, skierowanym do młodszego. Wstałem od stołu, zostawiając roztrzęsionego chłopaka w kuchni na krześle. Wszedłem do średniej wielkości salonu i podszedłem do dębowej szafy. Otworzyłem jej drzwi, przy akompaniamencie głośnego skrzypnięcia. Przycupnąłem i wyjąłem wszystkie buty z niej i kartony po poprzednim lokatorze, z Bóg wie czym. Popukałem dno szafy w paru miejscach i za pomocą małego nożyka do otwierania korespondencji podważyłem drewnianą płytę, odsłaniając drugie dno, wyścielonym sianem. Odgarnąłem delikatnie trochę paszę, ukazując butelkę dobrej wódki, którą trzymałem tu na specjalną okazję, np. no nie wiem, Reita weźmie ślub z Rukim, czy nie wiem Reita zostanie ojcem. Po prostu coś ważnego. A sprawa Takanoriego jest ważna. Włożyłem znów płytę, ustawiłem buty i zamknąłem szafę i trzymając w ręku butelkę trunku, ruszyłem w stronę kuchni. Usiadłem ponownie koło malca, nadal będąc uważnie przez niego obserwowany. Postawiłem szklaną butelkę z przeźroczystym płynem w środku i podałem dwa kieliszki. Wziąłem butelkę i uderzyłem otwartą dłonią jej spód, po chwili wyjmując korek. Trunek pochodził jeszcze za czasów II wojny światowej. Nalałem do obu kieliszków ciecz i stukając w jego kieliszek, wypiłem wszystko od razu. Takane jeszcze niepewnie, chwycił za kieliszek, po chwili wypijając zawartość z nie małym grymasem. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po kasztanowych włosach.
- Nalej jeszcze.- poprosił niepewnie i podał mi kieliszek. Polałem mu i sobie ponownie, a ten już bardziej ochoczo wypił. Po paru głębszych poczułem, jak rączka podpitego wokalisty wędruje po mojej koszulce, gdzie smukłymi palcami zataczał kółka na moim sutki. Zamruczałem cicho na pieszczotę, niezbyt kontaktując już ze światem. Po chwili jego ręka zjeżdżała w dół po moim brzuchu aż poniżej pasa. Odchyliłem głowę do tyłu z głośniejszym jęknięciem, czując jak jego wprawiona w takie rzeczy dłoń pieściła moje krocze.
- Taka, nie powinniśmy.- chciałem go powstrzymać, przecież wiem, że on kocha szmaciaka.
- Jak on może się kurwić z innymi panienkami to co mam do stracenia?- zapytał z pijackim uśmieszkiem. Chciałem się już odezwać, że ja nie chce być jakąś męską dziwką na pocieszenie, ale ugryzłem się w język, gdy ten rozpiął mój pasek i opuścił materiał bokserek. Zsunął się na kolana z krzesła i wpełznął pod stół. Chwilę stymulował trzon mojego penisa ręką, do czasu gdy główka prącia nie zrobiła się wilgotna. Przybliżył usta do erekcji, opatulając żołądź ciepłym oddechem z ust. Aż zadrżałem na pieszczotę. Nie przeszkadzała mi nawet dość mocno wyczuwalna woń alkoholu. Jęknąłem jednak, gdy ten z zaskoczenia zatopił mój członek w ustach i zaczął poruszać nią. Wsunąłem dłonie w jego miękkie włosy i wplatając w nie palce, nadając swoje ulubione tempo. Gdy już czułem, że sięgam niebios, jednym szarpnięciem wyjąłem przyrodzenie z ust młodszego, wytryskując mu obficie prosto na twarz. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zadowolony z zaistniałej sytuacji. Wyciągnąłem przyjaciela spod stołu i położyłem na nim(Kit z przewróconym wazonem, z którego leje się woda) i sam pozbyłem się jego dolnej części garderoby, a koszulę jednym szybkim ruchem rozpiąłem. Nakierowałem swój członek na jego zaróżowione wejście. W ostatnim momencie pomyślałem o nawilżeniu go. Nie jestem jednak skończonym skurwysynem, więc wsunąłem dwa palce pomiędzy jego malinowe usteczka i główką swojej męskości ocierałem się o dziurkę mniejszego. W końcu wyjąłem dwa aż za dobrze nawilżone palce, wsuwając jeden z nich zaczynając nim poruszać. Jak już mam się pieprzyć z przyjacielem, to niech chociaż nam obu będzie dobrze. Po chwili przygotowań, naparłem w końcu na jego wejście członkiem, wsuwając na początek tylko główkę. Zniżyłem się i musnąłem jego usta, aby się rozluźnił, strasznie się spiął.
- Spokojnie Takuś, no i bujamy się. - szeptałem mu do ucha jak dziecku, powoli poruszając się w nim. Mój członek wręcz pulsował, w przyjemny sposób. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułem. Swoimi wilgotnymi wargami zsunąłem się z ust na szczękę, a potem szyję, pozostawiając tam malinkę. Ruchy biodrami stawały się coraz to szybsze, a jęki Matsumoto motywowały mnie do dalszych działań. Jedna rękę wsunąłem mu pod pupę, zaś drugą pod plecy i wziąłem go, przenosząc nas do łóżka. Tam będzie wygodniej. Ułożyłem malce pod sobą na świeżej, pachnącej pościeli i znów przyssałem się do jego szyi, obdarowując ją czułymi pocałunkami, w zamian dostając cudne jęki słowika.
- Yuu, tu!- krzyknął pode mną, wyginając się na wszelkie strony świata. Uśmiechając się zadziornie i spowolniłem tempo.
- Błagaj o więcej. - wyszeptałem mu niskim, męskim tonem do ucha. Jak długo nie otrzymywałem odzewu, po prostu uderzyłem go w ten jędrny pośladek, na co od razu zaczął śpiewać.
- Ah! Yuu! Szybbciej!- jęknął błagalnie, a ja w końcu litując się nad nim przyspieszyłem co zaowocowało obfitym orgazmem nas obu. Wykończony wyszedłem z wyczerpanego ciałka Takanoriego i ucałowałem go w czoło, opadając bezwładnie obok od razu zasypiając.
***
Otworzyłem ciężkie powieki, słysząc jakieś bolesne jęki. Otworzyłem najpierw jedno oko, przecierając je piąstką. W końcu, gdy wzrok mi się polepszył zobaczyłem twarz przyjaciela, na której malował się nie mały grymas. Od razu poderwałem się do siadu, lustrując osobę obok. Był roznegliżowany, gdzie nie gdzie jeszcze znajdowały się zaschnięte plamy białej mazi. Policzki chłopaka ozdabiały mocne rumieńce, a jego usta były lekko rozchylone. Brąz włosy rozczochrane na wszelkie strony świata, a rozchylone nogi i lekko poszerzone wejście mogły oraz to, że jestem nagi mogły znaczyć jedno.....kochaliśmy się.....Ja....i...Takanori?! Kurwa!
CDN...
- O-on, stawał się już od pewnego czasu jakiś taki inny.- zaczął maluszek, opychając się czekoladową słodyczą.- Najpierw był oschły ton, przytulania na pokaz, a o pocałunkach mogłem zapomnieć.- kontynuował, a w jego kakaowych oczkach zawitały kolejne łzy. Ten widok zawszę łamał moje serce na pół.
-Spo...- nie dokończyłem.
- Później zaczęły się jego nocne wyprawy z „kumplami” na mecz, a potem piwo. Nie odpisywał na SMS. Nic. A teraz dowiaduje się tak bolesnej prawdy. - załkał, przełykając ciastka i popijając je czekoladowym płynem. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć, widząc go tak załamanego.
- Wszystko się ułoży. - objąłem go ramieniem. - Widocznie to nie ten.- dodałem po chwili ciszy, a maleństwo miętoliło moją koszulkę na piersi. - Poczekaj, nie podglądaj tylko. - szepnąłem z lekkim uśmiechem, skierowanym do młodszego. Wstałem od stołu, zostawiając roztrzęsionego chłopaka w kuchni na krześle. Wszedłem do średniej wielkości salonu i podszedłem do dębowej szafy. Otworzyłem jej drzwi, przy akompaniamencie głośnego skrzypnięcia. Przycupnąłem i wyjąłem wszystkie buty z niej i kartony po poprzednim lokatorze, z Bóg wie czym. Popukałem dno szafy w paru miejscach i za pomocą małego nożyka do otwierania korespondencji podważyłem drewnianą płytę, odsłaniając drugie dno, wyścielonym sianem. Odgarnąłem delikatnie trochę paszę, ukazując butelkę dobrej wódki, którą trzymałem tu na specjalną okazję, np. no nie wiem, Reita weźmie ślub z Rukim, czy nie wiem Reita zostanie ojcem. Po prostu coś ważnego. A sprawa Takanoriego jest ważna. Włożyłem znów płytę, ustawiłem buty i zamknąłem szafę i trzymając w ręku butelkę trunku, ruszyłem w stronę kuchni. Usiadłem ponownie koło malca, nadal będąc uważnie przez niego obserwowany. Postawiłem szklaną butelkę z przeźroczystym płynem w środku i podałem dwa kieliszki. Wziąłem butelkę i uderzyłem otwartą dłonią jej spód, po chwili wyjmując korek. Trunek pochodził jeszcze za czasów II wojny światowej. Nalałem do obu kieliszków ciecz i stukając w jego kieliszek, wypiłem wszystko od razu. Takane jeszcze niepewnie, chwycił za kieliszek, po chwili wypijając zawartość z nie małym grymasem. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po kasztanowych włosach.
- Nalej jeszcze.- poprosił niepewnie i podał mi kieliszek. Polałem mu i sobie ponownie, a ten już bardziej ochoczo wypił. Po paru głębszych poczułem, jak rączka podpitego wokalisty wędruje po mojej koszulce, gdzie smukłymi palcami zataczał kółka na moim sutki. Zamruczałem cicho na pieszczotę, niezbyt kontaktując już ze światem. Po chwili jego ręka zjeżdżała w dół po moim brzuchu aż poniżej pasa. Odchyliłem głowę do tyłu z głośniejszym jęknięciem, czując jak jego wprawiona w takie rzeczy dłoń pieściła moje krocze.
- Taka, nie powinniśmy.- chciałem go powstrzymać, przecież wiem, że on kocha szmaciaka.
- Jak on może się kurwić z innymi panienkami to co mam do stracenia?- zapytał z pijackim uśmieszkiem. Chciałem się już odezwać, że ja nie chce być jakąś męską dziwką na pocieszenie, ale ugryzłem się w język, gdy ten rozpiął mój pasek i opuścił materiał bokserek. Zsunął się na kolana z krzesła i wpełznął pod stół. Chwilę stymulował trzon mojego penisa ręką, do czasu gdy główka prącia nie zrobiła się wilgotna. Przybliżył usta do erekcji, opatulając żołądź ciepłym oddechem z ust. Aż zadrżałem na pieszczotę. Nie przeszkadzała mi nawet dość mocno wyczuwalna woń alkoholu. Jęknąłem jednak, gdy ten z zaskoczenia zatopił mój członek w ustach i zaczął poruszać nią. Wsunąłem dłonie w jego miękkie włosy i wplatając w nie palce, nadając swoje ulubione tempo. Gdy już czułem, że sięgam niebios, jednym szarpnięciem wyjąłem przyrodzenie z ust młodszego, wytryskując mu obficie prosto na twarz. Uśmiechnąłem się mimowolnie, zadowolony z zaistniałej sytuacji. Wyciągnąłem przyjaciela spod stołu i położyłem na nim(Kit z przewróconym wazonem, z którego leje się woda) i sam pozbyłem się jego dolnej części garderoby, a koszulę jednym szybkim ruchem rozpiąłem. Nakierowałem swój członek na jego zaróżowione wejście. W ostatnim momencie pomyślałem o nawilżeniu go. Nie jestem jednak skończonym skurwysynem, więc wsunąłem dwa palce pomiędzy jego malinowe usteczka i główką swojej męskości ocierałem się o dziurkę mniejszego. W końcu wyjąłem dwa aż za dobrze nawilżone palce, wsuwając jeden z nich zaczynając nim poruszać. Jak już mam się pieprzyć z przyjacielem, to niech chociaż nam obu będzie dobrze. Po chwili przygotowań, naparłem w końcu na jego wejście członkiem, wsuwając na początek tylko główkę. Zniżyłem się i musnąłem jego usta, aby się rozluźnił, strasznie się spiął.
- Spokojnie Takuś, no i bujamy się. - szeptałem mu do ucha jak dziecku, powoli poruszając się w nim. Mój członek wręcz pulsował, w przyjemny sposób. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułem. Swoimi wilgotnymi wargami zsunąłem się z ust na szczękę, a potem szyję, pozostawiając tam malinkę. Ruchy biodrami stawały się coraz to szybsze, a jęki Matsumoto motywowały mnie do dalszych działań. Jedna rękę wsunąłem mu pod pupę, zaś drugą pod plecy i wziąłem go, przenosząc nas do łóżka. Tam będzie wygodniej. Ułożyłem malce pod sobą na świeżej, pachnącej pościeli i znów przyssałem się do jego szyi, obdarowując ją czułymi pocałunkami, w zamian dostając cudne jęki słowika.
- Yuu, tu!- krzyknął pode mną, wyginając się na wszelkie strony świata. Uśmiechając się zadziornie i spowolniłem tempo.
- Błagaj o więcej. - wyszeptałem mu niskim, męskim tonem do ucha. Jak długo nie otrzymywałem odzewu, po prostu uderzyłem go w ten jędrny pośladek, na co od razu zaczął śpiewać.
- Ah! Yuu! Szybbciej!- jęknął błagalnie, a ja w końcu litując się nad nim przyspieszyłem co zaowocowało obfitym orgazmem nas obu. Wykończony wyszedłem z wyczerpanego ciałka Takanoriego i ucałowałem go w czoło, opadając bezwładnie obok od razu zasypiając.
***
Otworzyłem ciężkie powieki, słysząc jakieś bolesne jęki. Otworzyłem najpierw jedno oko, przecierając je piąstką. W końcu, gdy wzrok mi się polepszył zobaczyłem twarz przyjaciela, na której malował się nie mały grymas. Od razu poderwałem się do siadu, lustrując osobę obok. Był roznegliżowany, gdzie nie gdzie jeszcze znajdowały się zaschnięte plamy białej mazi. Policzki chłopaka ozdabiały mocne rumieńce, a jego usta były lekko rozchylone. Brąz włosy rozczochrane na wszelkie strony świata, a rozchylone nogi i lekko poszerzone wejście mogły oraz to, że jestem nagi mogły znaczyć jedno.....kochaliśmy się.....Ja....i...Takanori?! Kurwa!
CDN...
sobota, 9 sierpnia 2014
To wszystko dla Niej cz.II To ta tajemnica?!
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Masturbacja, przekleństwa i scena erotyczna.
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon an stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa.. - Długo tu już stoisz?- Uśmiechnąłem się, przełykając bezdźwięcznie ślinę. Niezauważenie zacząłem dłońmi ugniatać materiał mojej bluzki, w którą byłem odziany.
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Masturbacja, przekleństwa i scena erotyczna.
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon an stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa.. - Długo tu już stoisz?- Uśmiechnąłem się, przełykając bezdźwięcznie ślinę. Niezauważenie zacząłem dłońmi ugniatać materiał mojej bluzki, w którą byłem odziany.
[Aoi]
-Em, przed chwilą przyszedłem. Drzwi były otwarte, a co?- Spojrzałem na twarz Kou, już na pierwszy rzut oka widać było, że ulżyło mu. Musiałem skłamać, inaczej mój plan wymyślony dosłownie kilka minut temu nie powiódłby się. Wyszedłem do salonu, od razu kierując się w stronę kuchni-jak to miałem w zwyczaju oczywiście-. Docierając do niewielkiego pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem była wisząca na kablach-prawie przepalająca się- żarówka. Na palnik gazowy ustawiłem mały napełniony wodą czajnik na herbatę. Z starej, poniszczonej hebanowej szafki wyjąłem brązowy, metalowy pojemniczek z zieloną herbatą, której resztki przesypałem do dwóch o czerwonym kolorze kubków. Słysząc gwizdanie, niemal natychmiastowo wyłączyłem gaz i zalałem herbatę, ustawiając naczynia z naparem na tackę. Wyjąłem ze zlewu jeden talerzyk, nie był pierwszej czystości, ale po przejechaniu ściereczką nie było aż tak źle. Wyjąłem z szafki nad zlewem pudełko z resztkami ciastek pełnoziarnistych-ulubione zresztą chłopaka-. Położyłem również i to na tacy, a później z nią skierowałem się do salony, gdzie siedział zamyślony blondyn. Postawiłem na stoliku do kawy jeden z kubków przed chłopakiem, uśmiechając się ciepło do niego zaś drugi naprzeciwko, gdzie po chwili usiadłem. Upiłem łyk herbacianego naparu. Atmosfera była strasznie sztywna. Panowała głucha cisza, jedyne, co robiliśmy to uśmiechaliśmy się ufnie do siebie. Kouyou często uśmiechał się krótko, później uciekając gdzieś na boki wzrokiem, tak jakby bał się czegoś czy wstydził. Po pokoju, gdzie panowała wręcz niczym niezmącona cisza rozbrzmiały ciche kroki małej dziewczynki. W pokoju pojawiła się niska dziewczynka o długich, czarnych jak kruk włosach, rumianej buzi, a na której widniały dwa czarne przysypiające diamenciki. Tak na te oczy mówił Uru. Ubrana była w różową koszulę nocną. Wiele łatek na ubranku siostrzenicy Kou wskazywało, że to koszula po wielu przejściach. Dziwne, czemu Uru nie kupił jej nowej. Może lepiej nie będę się w to wtrącać? W końcu to jego problemy, ale on się dziwnie zachowuje, za dziwnie bym to tak zostawił. Kimiko podeszła do nas, mocno tuląc swojego starego misia.
- Blacisku(Tak go teraz nazywała), buza.- Szepnęła nieśmiało, nagle rzucając się na szyję „brata”. Na tą uroczą scenę uśmiech sam pojawiał się na twarzy. To jak mała wtula się w wujka, a on jak czule ją obejmuje i głaszczę. Tak jakby próbował zastąpić jej ojca, którego nie miała. Kimiko i jej zmarłą matkę zostawił jak tylko dowiedział się, że ona przyjdzie na świat. Tchórz pieprzony. Dziewczynka po chwili ułożyła się obok i z głową na udach Uru zasnęła.
- To ja już może wrócę do siebie.- Oznajmiłem rozczulony tą sytuacją.
- Miałeś chyba jakąś sprawę do mnie.- Powiedział w moja stronę chłopak, lustrując chwilę moją osobę.
- A..To nie było nic ważnego. Właściwie już sam zapomniałem, co chciałem.- Stwierdziłem zakłopotany, drapiąc się w tył głowy. - No to do zobaczenia!- Rzuciłem szybko, ulatniając się z mieszkania młodszego. Zbiegłem w szybkim tempie po drewnianych, lekko spróchniałych schodach, robiąc przy tym nie mały hałas. W ogromnej ulewie urządziłem sobie mały spacer. Przechodząc kolejne pozamykane sklepy, szukałem jakiegoś otwartego, jakiejś żabki czy coś. Po dłuższym spacerku natrafiłem na jedyny w promieniu chyba kilometra otwarty sklep. Wziąłem do ręki koszyk i najpierw zacząłem szukać działu z alkoholami. Z lodówki wyjąłem dwie zimne puszki piwa, a z innego regału wrzuciłem paczkę najzwyklejszych chipsów paprykowych. Podszedłem do lady, jednak kasjerki tam nie było. Zacząłem się rozglądać na boki, jednak owej osoby nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili spojrzałem na lekko przeźroczystą zasłonkę zaplecza. Momentalnie zarumieniłem się mocno. Na zapleczu widocznie odbywał się stosunek płciowy pomiędzy pracownicą, a szefem. Nie wyglądało mi to raczej na gwałt. Położyłem na ladę pieniądze za piwo, chipsy i paczkę papierosów, które sam sobie pozwoliłem wziąć-co im będę przeszkadzał-, natychmiastowo wychodząc. Chwilę rozglądając się przez strugi padającego deszczu, skierowałem się do domu. W drodze do mieszkania musiałem się przedzierać pomiędzy silnym deszczem i wichurą. Stanąłem pod drzewem zakładając kaptur od bluzy spod kurtki. Wyjąłem z siatki papierosy i dopaliłem jednego, ruszając dalej. Rozglądałem się i wzdychając, wypuściłem kłąb dymu. W końcu skręciłem w małą alejkę, upuściłem papierosa na chodnik i po schodkach wszedłem na zadbaną klatkę schodową. Zapaliłem blade światło korytarza, kierując się na schody prowadzące na pierwsze, drugie oraz trzecie piętro. Mieszkałem na drugim, więc szybko zacząłem iść. W mieszkaniu szybko zdjąłem buty oraz przemoczoną kurtkę i zapaliłem natychmiastowo światło. Siatka z zakupami wylądowała na drewnianym stole z hukiem. Ustawiłem na dębowym blacie stołu lampkę biurkową, zaczynając szukać potrzebnych mi przedmiotów takich jak: karki w kratkę, mapa Tokio, mazaki, ołówek, gumka i długopis. Wszystko po dłuższym czasie znajdowałem wymienione rzeczy prócz jednej, mapy! Będąc w stercie papierów, dokumentów i innych typu rzeczy przypomniało mi się, gdzie położyłem mapę, a raczej gdzie ją zostawiłem. Ubrałem się szybko i zbiegłem do podziemnego garażu, do auta. Otworzyłem na guzik szybko pojazd i wyciągnąłem ów przedmiot z niego. Wróciłem do mieszkania i usiadłem nad mapą dumając. Najpierw zaznaczyłem swoją ulicę, a później tam gdzie Uru miał się rzekomo z kimś spotkać. Ołówkiem zaznaczyłem najkrótsze drogie i w miarę podobne inne, kiedy coś poszło nie tak. Zaznaczyłem kółka, kropki, kreśliłem, pisałem. W końcu przy pomocy mapy, kartek i spinaczy powstał plan doskonały!
***
Nie mogłem w nocy spać. Przewracałem się na boki, na plecy i wykonywałem najróżniejsze akrobacje na łóżku, ale myśli związane z planem nie dały mi spać- nie pomijam także prawie dwudziestu ośmiu stopni na dworze, w nocy!-. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce-leżałem w końcu na boku- i przetarłem oczy. Urządzenie wyświetlało 6:39.
- Kurwa.- Westchnąłem cicho, nie przespałem całej nocy superrr. Podniosłem się i założyłem kapcie szurając w nich do kuchni. Pierwsze, co zrobiłem to było wstawienie wody, niby nic trudnego, ale sam fakt, że mam totalny chlew po wczorajszym wieczorze planowania to nie mogłem nawet czajnika znaleźć! Smród, bród i ubóstwo. Ręką zgarnąłem do śmietnika wszelkie resztki po poszukiwaniu czegoś JADALNEGO, a nie, co już chyba miało nogi. Zaraz, czy ta kanapka się na mnie patrzy?
- Hej Kimi.- Rzuciłem w stronę leżącej ZIELONEJ kanapki- Shiroyama, ty flejo zrób sobie kawę, bo majaczysz.- Zganiłem się i znalazłem czajnik. Po chwili na stolę stał pewien napój. Usiadłem przy małym stoliku i gapiłem się w kubek. Nie wiem, czemu wzięło mnie na rozmyślenia. ( Dop. Aut. Teraz mała, łatwiutka łamigłówka ^w^ )
Co do Ciebie czuję?
Myślałem o Tobie w każdy poranek.
Za każdym razem, gdy Cię czuje moje serce przyspiesza.
Za każdym razem, kiedy dotykasz moich ust wiem, że żyję.
Dzień bez Ciebie, to dzień stracony.Wziąłem do ust łyk napoju, który zostawił mi lekko brązowego wąsa od brązowej pianki. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w bok, w okno. Słońce powoli wychylało się zza białych kłębiastych Comulus'ów, ptaki już świergotały za oknem, a poranny wiaterek przedostawał się przez otwarte okno owijając moją zmęczoną od niewyspania twarz. To było strasznie przyjemne. Westchnąłem i dopiłem czarny napój. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Rozebrałem się do razu stając przed lustrem na chwilę tak jak bóstwo mnie stworzyło. Oglądałem lekko umięśnioną klatę, po której przejeżdżałem delikatnie dłonią zjeżdżając na brzuch.
- Słuchaj...Uru. Aj.. Bo wiesz chciałem Ci coś powiedzieć. To bardzo dla mnie ważne, ale no..Ehh- przerwałem swój monolog do fotografii chłopaka, która wisiała na lustrze.- Musisz jeszcze trochę popracować Aoi.- Powiedziałem do siebie i napuściłem szybko sobie ciepłą wodę do wanny z nutką lawendy w zapachu. Zanurzyłem swoje ciało do połowy i przymknąłem oczy. Muszę odpocząć. Przede moimi oczami pojawił mi się uśmiechnięty Uru. Zarumieniłem się. Ręką zjechałem na krocze. Z początku pocierałem palcami swojego penisa, pomrukując cicho.
- Kou.- Wyszeptałem, nasilając pieszczotę, która doprowadziła mnie do skrajnego podniecenia. Gdy tylko prącie idealnie się prezentowało, – co prawda pod wodą, ale zawszę coś!-, Ująłem go ciasno w dłoń w akompaniamencie głośniejszego jęku.
- Shima, w-weź go do ust. Błagam.- Wyjęczałem zaczynając poruszać kończyną na członku, który wręcz zaczął pulsować. Drugą dłonią zacząłem podszczypywać stwardniałe z podniecenia sutki. Od razu głośniej pojękując. Lekko zapuszczonymi paznokciami dodając sobie tylko doznań szczypałem, lekko masowałem jabłko Adama.
- Uru..- Przyspieszyłem ruchy do granic możliwości. Czułem, że to już blisko. Bardzo blisko.- Uru...Ha!- Krzyknąłem na całe mieszkanie z rozkoszy, wytryskując(Już nie podwodą, chyba przez przypadek odpiąłem korek od ujścia). Otworzyłem oczy, niestety nie było przede mną mojego jedynego. Byłem bardzo zarumieniony i cicho sapałem. Wziąłem na dwa palce odrobinę spermy i zlizałem białą maź. Przełknąłem słonawą ciesz, obmywając się szybko. Miałem zamiar wyjść już z wody, ale nagle jak poczułem nowo nalewającą się ciepłą wodę znużył mnie sen. Oparłem się, zamknąłem kurek i niespodziewanie usnąłem.
***
Nie wiem, o której, ale obudziłem się wannie, z której wyskoczyłem jak oparzony, gdy zauważyłem w małym okienku prawie pod sufitem ciemność, która panowała na dworze. Na szybko, nawet nie patrząc, iż jestem mokry, założyłem bieliznę wraz z ubraniem. Uczesałem włosy i ubierając glany i biorąc kurtkę wybiegłem z mieszkania z siatkom przygotowaną wczoraj. Wiedziałem, że zapomniałem zabrać swój plan, ale dzięki Bogu i partii mam pamięć fotograficzną. Będąc prawie na miejscu schowałem się za kontenerem, szybko nakładając na siebie długi płaszcz, niczym z tych wszystkich starych filmów detektywistycznych, kapelusz na głowę i sztuczny wąs. Schowałem ubranie i ruszyłem na ulicę, zasłaniając twarz postawionym kołnierzem od płaszcza. Zauważyłem mój cel. Stał ubrany w krótką miniówkę, pończochy, ledwo zakrywający brzuch top i futrzane bolerko. Makijaż miał strasznie wyzywający, taki...Taki taniej dziwki. Stanąłem parę metrów dalej, siadając na ławce. Odpaliłem papierosa i czekałem rozglądając się wszędzie. Nawet nie zauważyłem jak osoba o długich nogach odzianych w pończoch i szpilki podeszła do mnie.
- Ma Pan papierosa jednego? - Zapytał. Wzrokiem spod kapelusza zauważyłem, że to Uruha. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem otwartą paczkę. Nawet nie zauważając papierosy zniknęły mi z dłoni w niewyjaśnionych okolicznościach, a w zamian miałem kartkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałem na kartkę. Chwilę gapiąc się w kawałek papieru przypomniałem sobie numer Takashimy, który identycznie brzmiał jak ten. Osłupiony zacząłem się rozglądać, długo nogi szedł, stukając głośno szpilkami o bruk po chwili skręcając w nieciekawą alejkę tejże ulicy. Wyjrzałem zza ceglanej ściany budynku, aby sprawdzić, co się dzieje w zaułku alejki. Zauważyłem, że gitarzysta wchodzi do jednego z lepszych domów publicznych w okolicy. Ruszyłem niemal bez wahania. Dziwiło mnie to, przecież ON nigdy nie bywa w takich miejscach. Chwyciłem za białą klamkę i pchnąłem szklane, zakryte czarnym materiałem drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek, pomieszczenie było znacznie zaciemnione przez nieliczne lampy i ciemno fioletowe ściany. Rozejrzałem się, na recepcji stała młoda dziewczyna, a wokół stołów po lewej stronie sali, były otoczone „wiernymi fanami” tancerek go go. Mimowolnie zarumieniłem się znacznie, jednakże nie mogłem odnaleźć wzrokiem Shimy. Wszedłem w głąb, tym samym podchodząc do recepcjonistki.
- Który pokój Pan sobie życzy?- Zapytała ni z gruchy, ni z pietruchy młoda kobieta
- Szukam tutaj pewnej osoby. Przed chwilą tutaj weszła. Ehm, wysoki chłopak na czarnych szpilkach w asyście pięciu panów szerszych gabarytów.- Opisałem miarowo, o kogo mi chodzi. Dziewczyna widocznie pobladła. Bała się czegoś?
- N-Niestety to spotkanie zamknięte.- Głos kobiecie zadrżał. Dziwne, ale muszę się dowiedzieć, gdzie jest Uru!
- Ehm, jestem bratankiem....szefa....Yakuzy.- Cóż troszkę mi zajęło wymyślenie jakiejś gadki.- Ale wie pani, ja tak incognito. - Puściłem oczko do recepcjonistki, szarmancko się uśmiechając. Ta zachichotała i podała mi kartkę z numerem pokoju oraz na odwrocie swoim numerem telefonu. Super, mam dwa numery telefonu. Podziękowałem i ruszyłem pod pokój z numerem pięć. Stanąłem przed czerwonymi drzwiami z karteczką „Nie wchodzić.”. Przełknąłem ślinę słysząc wszystkie jęki, które dochodziły stamtąd. Nacisnąłem delikatnie pozłacaną klamkę, a drzwi ustąpiły z łatwością. Ściany izby były ciemno czerwone, oświetlone z góry przez żyrandol. Na czarnych sofach siedziało pięciu facetów z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Ponownie się zarumieniłem. W końcu dostrzegłem na kolanach blondyna, który właśnie jednemu obciągał!
- K-Kouyou?!- Krzyknąłem wręcz widząc to. - Jesteś dziwką?!- Dodałem z niedowierzaniem. A chłopak oderwał się od faceta, stając na równych nogach jak oparzony.
- A-Aoi?! Co ty tu robisz?!- Za jąkał się, mając jeszcze resztki spermy na twarzy. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Po moich policzkach pociekły łzy. Wybiegłem z pokoju, gubiąc małe łzy. Zacząłem biec w stronę wyjścia, a potem swojego mieszkania. Wleciałem na przejście dla pieszych. Nie rozglądałem się, po prostu chciałem uciec jak najdalej. Wrócić w końcu do domu i nie wiem może się zapić tak, że przez tydzień nie wyleczę się z kaca. Usłyszałem pisk opon, wrzaski pobliskich przechodniów. Odwróciłem zapłakany wzrok, coś mnie oświetliło. Pojazd próbujący zahamować uderzył we mnie. Upadłem dwa metry dalej na asfalt. Słyszałem tylko stłumione krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki, zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie. Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność.
CDN...
-Em, przed chwilą przyszedłem. Drzwi były otwarte, a co?- Spojrzałem na twarz Kou, już na pierwszy rzut oka widać było, że ulżyło mu. Musiałem skłamać, inaczej mój plan wymyślony dosłownie kilka minut temu nie powiódłby się. Wyszedłem do salonu, od razu kierując się w stronę kuchni-jak to miałem w zwyczaju oczywiście-. Docierając do niewielkiego pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem była wisząca na kablach-prawie przepalająca się- żarówka. Na palnik gazowy ustawiłem mały napełniony wodą czajnik na herbatę. Z starej, poniszczonej hebanowej szafki wyjąłem brązowy, metalowy pojemniczek z zieloną herbatą, której resztki przesypałem do dwóch o czerwonym kolorze kubków. Słysząc gwizdanie, niemal natychmiastowo wyłączyłem gaz i zalałem herbatę, ustawiając naczynia z naparem na tackę. Wyjąłem ze zlewu jeden talerzyk, nie był pierwszej czystości, ale po przejechaniu ściereczką nie było aż tak źle. Wyjąłem z szafki nad zlewem pudełko z resztkami ciastek pełnoziarnistych-ulubione zresztą chłopaka-. Położyłem również i to na tacy, a później z nią skierowałem się do salony, gdzie siedział zamyślony blondyn. Postawiłem na stoliku do kawy jeden z kubków przed chłopakiem, uśmiechając się ciepło do niego zaś drugi naprzeciwko, gdzie po chwili usiadłem. Upiłem łyk herbacianego naparu. Atmosfera była strasznie sztywna. Panowała głucha cisza, jedyne, co robiliśmy to uśmiechaliśmy się ufnie do siebie. Kouyou często uśmiechał się krótko, później uciekając gdzieś na boki wzrokiem, tak jakby bał się czegoś czy wstydził. Po pokoju, gdzie panowała wręcz niczym niezmącona cisza rozbrzmiały ciche kroki małej dziewczynki. W pokoju pojawiła się niska dziewczynka o długich, czarnych jak kruk włosach, rumianej buzi, a na której widniały dwa czarne przysypiające diamenciki. Tak na te oczy mówił Uru. Ubrana była w różową koszulę nocną. Wiele łatek na ubranku siostrzenicy Kou wskazywało, że to koszula po wielu przejściach. Dziwne, czemu Uru nie kupił jej nowej. Może lepiej nie będę się w to wtrącać? W końcu to jego problemy, ale on się dziwnie zachowuje, za dziwnie bym to tak zostawił. Kimiko podeszła do nas, mocno tuląc swojego starego misia.
- Blacisku(Tak go teraz nazywała), buza.- Szepnęła nieśmiało, nagle rzucając się na szyję „brata”. Na tą uroczą scenę uśmiech sam pojawiał się na twarzy. To jak mała wtula się w wujka, a on jak czule ją obejmuje i głaszczę. Tak jakby próbował zastąpić jej ojca, którego nie miała. Kimiko i jej zmarłą matkę zostawił jak tylko dowiedział się, że ona przyjdzie na świat. Tchórz pieprzony. Dziewczynka po chwili ułożyła się obok i z głową na udach Uru zasnęła.
- To ja już może wrócę do siebie.- Oznajmiłem rozczulony tą sytuacją.
- Miałeś chyba jakąś sprawę do mnie.- Powiedział w moja stronę chłopak, lustrując chwilę moją osobę.
- A..To nie było nic ważnego. Właściwie już sam zapomniałem, co chciałem.- Stwierdziłem zakłopotany, drapiąc się w tył głowy. - No to do zobaczenia!- Rzuciłem szybko, ulatniając się z mieszkania młodszego. Zbiegłem w szybkim tempie po drewnianych, lekko spróchniałych schodach, robiąc przy tym nie mały hałas. W ogromnej ulewie urządziłem sobie mały spacer. Przechodząc kolejne pozamykane sklepy, szukałem jakiegoś otwartego, jakiejś żabki czy coś. Po dłuższym spacerku natrafiłem na jedyny w promieniu chyba kilometra otwarty sklep. Wziąłem do ręki koszyk i najpierw zacząłem szukać działu z alkoholami. Z lodówki wyjąłem dwie zimne puszki piwa, a z innego regału wrzuciłem paczkę najzwyklejszych chipsów paprykowych. Podszedłem do lady, jednak kasjerki tam nie było. Zacząłem się rozglądać na boki, jednak owej osoby nie mogłem znaleźć. Dopiero po chwili spojrzałem na lekko przeźroczystą zasłonkę zaplecza. Momentalnie zarumieniłem się mocno. Na zapleczu widocznie odbywał się stosunek płciowy pomiędzy pracownicą, a szefem. Nie wyglądało mi to raczej na gwałt. Położyłem na ladę pieniądze za piwo, chipsy i paczkę papierosów, które sam sobie pozwoliłem wziąć-co im będę przeszkadzał-, natychmiastowo wychodząc. Chwilę rozglądając się przez strugi padającego deszczu, skierowałem się do domu. W drodze do mieszkania musiałem się przedzierać pomiędzy silnym deszczem i wichurą. Stanąłem pod drzewem zakładając kaptur od bluzy spod kurtki. Wyjąłem z siatki papierosy i dopaliłem jednego, ruszając dalej. Rozglądałem się i wzdychając, wypuściłem kłąb dymu. W końcu skręciłem w małą alejkę, upuściłem papierosa na chodnik i po schodkach wszedłem na zadbaną klatkę schodową. Zapaliłem blade światło korytarza, kierując się na schody prowadzące na pierwsze, drugie oraz trzecie piętro. Mieszkałem na drugim, więc szybko zacząłem iść. W mieszkaniu szybko zdjąłem buty oraz przemoczoną kurtkę i zapaliłem natychmiastowo światło. Siatka z zakupami wylądowała na drewnianym stole z hukiem. Ustawiłem na dębowym blacie stołu lampkę biurkową, zaczynając szukać potrzebnych mi przedmiotów takich jak: karki w kratkę, mapa Tokio, mazaki, ołówek, gumka i długopis. Wszystko po dłuższym czasie znajdowałem wymienione rzeczy prócz jednej, mapy! Będąc w stercie papierów, dokumentów i innych typu rzeczy przypomniało mi się, gdzie położyłem mapę, a raczej gdzie ją zostawiłem. Ubrałem się szybko i zbiegłem do podziemnego garażu, do auta. Otworzyłem na guzik szybko pojazd i wyciągnąłem ów przedmiot z niego. Wróciłem do mieszkania i usiadłem nad mapą dumając. Najpierw zaznaczyłem swoją ulicę, a później tam gdzie Uru miał się rzekomo z kimś spotkać. Ołówkiem zaznaczyłem najkrótsze drogie i w miarę podobne inne, kiedy coś poszło nie tak. Zaznaczyłem kółka, kropki, kreśliłem, pisałem. W końcu przy pomocy mapy, kartek i spinaczy powstał plan doskonały!
***
Nie mogłem w nocy spać. Przewracałem się na boki, na plecy i wykonywałem najróżniejsze akrobacje na łóżku, ale myśli związane z planem nie dały mi spać- nie pomijam także prawie dwudziestu ośmiu stopni na dworze, w nocy!-. Spojrzałem na zegarek stojący na szafce-leżałem w końcu na boku- i przetarłem oczy. Urządzenie wyświetlało 6:39.
- Kurwa.- Westchnąłem cicho, nie przespałem całej nocy superrr. Podniosłem się i założyłem kapcie szurając w nich do kuchni. Pierwsze, co zrobiłem to było wstawienie wody, niby nic trudnego, ale sam fakt, że mam totalny chlew po wczorajszym wieczorze planowania to nie mogłem nawet czajnika znaleźć! Smród, bród i ubóstwo. Ręką zgarnąłem do śmietnika wszelkie resztki po poszukiwaniu czegoś JADALNEGO, a nie, co już chyba miało nogi. Zaraz, czy ta kanapka się na mnie patrzy?
- Hej Kimi.- Rzuciłem w stronę leżącej ZIELONEJ kanapki- Shiroyama, ty flejo zrób sobie kawę, bo majaczysz.- Zganiłem się i znalazłem czajnik. Po chwili na stolę stał pewien napój. Usiadłem przy małym stoliku i gapiłem się w kubek. Nie wiem, czemu wzięło mnie na rozmyślenia. ( Dop. Aut. Teraz mała, łatwiutka łamigłówka ^w^ )
Co do Ciebie czuję?
Myślałem o Tobie w każdy poranek.
Za każdym razem, gdy Cię czuje moje serce przyspiesza.
Za każdym razem, kiedy dotykasz moich ust wiem, że żyję.
Dzień bez Ciebie, to dzień stracony.Wziąłem do ust łyk napoju, który zostawił mi lekko brązowego wąsa od brązowej pianki. Uśmiechnąłem się mimowolnie i spojrzałem w bok, w okno. Słońce powoli wychylało się zza białych kłębiastych Comulus'ów, ptaki już świergotały za oknem, a poranny wiaterek przedostawał się przez otwarte okno owijając moją zmęczoną od niewyspania twarz. To było strasznie przyjemne. Westchnąłem i dopiłem czarny napój. Podniosłem się i skierowałem do łazienki. Rozebrałem się do razu stając przed lustrem na chwilę tak jak bóstwo mnie stworzyło. Oglądałem lekko umięśnioną klatę, po której przejeżdżałem delikatnie dłonią zjeżdżając na brzuch.
- Słuchaj...Uru. Aj.. Bo wiesz chciałem Ci coś powiedzieć. To bardzo dla mnie ważne, ale no..Ehh- przerwałem swój monolog do fotografii chłopaka, która wisiała na lustrze.- Musisz jeszcze trochę popracować Aoi.- Powiedziałem do siebie i napuściłem szybko sobie ciepłą wodę do wanny z nutką lawendy w zapachu. Zanurzyłem swoje ciało do połowy i przymknąłem oczy. Muszę odpocząć. Przede moimi oczami pojawił mi się uśmiechnięty Uru. Zarumieniłem się. Ręką zjechałem na krocze. Z początku pocierałem palcami swojego penisa, pomrukując cicho.
- Kou.- Wyszeptałem, nasilając pieszczotę, która doprowadziła mnie do skrajnego podniecenia. Gdy tylko prącie idealnie się prezentowało, – co prawda pod wodą, ale zawszę coś!-, Ująłem go ciasno w dłoń w akompaniamencie głośniejszego jęku.
- Shima, w-weź go do ust. Błagam.- Wyjęczałem zaczynając poruszać kończyną na członku, który wręcz zaczął pulsować. Drugą dłonią zacząłem podszczypywać stwardniałe z podniecenia sutki. Od razu głośniej pojękując. Lekko zapuszczonymi paznokciami dodając sobie tylko doznań szczypałem, lekko masowałem jabłko Adama.
- Uru..- Przyspieszyłem ruchy do granic możliwości. Czułem, że to już blisko. Bardzo blisko.- Uru...Ha!- Krzyknąłem na całe mieszkanie z rozkoszy, wytryskując(Już nie podwodą, chyba przez przypadek odpiąłem korek od ujścia). Otworzyłem oczy, niestety nie było przede mną mojego jedynego. Byłem bardzo zarumieniony i cicho sapałem. Wziąłem na dwa palce odrobinę spermy i zlizałem białą maź. Przełknąłem słonawą ciesz, obmywając się szybko. Miałem zamiar wyjść już z wody, ale nagle jak poczułem nowo nalewającą się ciepłą wodę znużył mnie sen. Oparłem się, zamknąłem kurek i niespodziewanie usnąłem.
***
Nie wiem, o której, ale obudziłem się wannie, z której wyskoczyłem jak oparzony, gdy zauważyłem w małym okienku prawie pod sufitem ciemność, która panowała na dworze. Na szybko, nawet nie patrząc, iż jestem mokry, założyłem bieliznę wraz z ubraniem. Uczesałem włosy i ubierając glany i biorąc kurtkę wybiegłem z mieszkania z siatkom przygotowaną wczoraj. Wiedziałem, że zapomniałem zabrać swój plan, ale dzięki Bogu i partii mam pamięć fotograficzną. Będąc prawie na miejscu schowałem się za kontenerem, szybko nakładając na siebie długi płaszcz, niczym z tych wszystkich starych filmów detektywistycznych, kapelusz na głowę i sztuczny wąs. Schowałem ubranie i ruszyłem na ulicę, zasłaniając twarz postawionym kołnierzem od płaszcza. Zauważyłem mój cel. Stał ubrany w krótką miniówkę, pończochy, ledwo zakrywający brzuch top i futrzane bolerko. Makijaż miał strasznie wyzywający, taki...Taki taniej dziwki. Stanąłem parę metrów dalej, siadając na ławce. Odpaliłem papierosa i czekałem rozglądając się wszędzie. Nawet nie zauważyłem jak osoba o długich nogach odzianych w pończoch i szpilki podeszła do mnie.
- Ma Pan papierosa jednego? - Zapytał. Wzrokiem spod kapelusza zauważyłem, że to Uruha. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i podałem otwartą paczkę. Nawet nie zauważając papierosy zniknęły mi z dłoni w niewyjaśnionych okolicznościach, a w zamian miałem kartkę z napisanym numerem telefonu. Spojrzałem na kartkę. Chwilę gapiąc się w kawałek papieru przypomniałem sobie numer Takashimy, który identycznie brzmiał jak ten. Osłupiony zacząłem się rozglądać, długo nogi szedł, stukając głośno szpilkami o bruk po chwili skręcając w nieciekawą alejkę tejże ulicy. Wyjrzałem zza ceglanej ściany budynku, aby sprawdzić, co się dzieje w zaułku alejki. Zauważyłem, że gitarzysta wchodzi do jednego z lepszych domów publicznych w okolicy. Ruszyłem niemal bez wahania. Dziwiło mnie to, przecież ON nigdy nie bywa w takich miejscach. Chwyciłem za białą klamkę i pchnąłem szklane, zakryte czarnym materiałem drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek, pomieszczenie było znacznie zaciemnione przez nieliczne lampy i ciemno fioletowe ściany. Rozejrzałem się, na recepcji stała młoda dziewczyna, a wokół stołów po lewej stronie sali, były otoczone „wiernymi fanami” tancerek go go. Mimowolnie zarumieniłem się znacznie, jednakże nie mogłem odnaleźć wzrokiem Shimy. Wszedłem w głąb, tym samym podchodząc do recepcjonistki.
- Który pokój Pan sobie życzy?- Zapytała ni z gruchy, ni z pietruchy młoda kobieta
- Szukam tutaj pewnej osoby. Przed chwilą tutaj weszła. Ehm, wysoki chłopak na czarnych szpilkach w asyście pięciu panów szerszych gabarytów.- Opisałem miarowo, o kogo mi chodzi. Dziewczyna widocznie pobladła. Bała się czegoś?
- N-Niestety to spotkanie zamknięte.- Głos kobiecie zadrżał. Dziwne, ale muszę się dowiedzieć, gdzie jest Uru!
- Ehm, jestem bratankiem....szefa....Yakuzy.- Cóż troszkę mi zajęło wymyślenie jakiejś gadki.- Ale wie pani, ja tak incognito. - Puściłem oczko do recepcjonistki, szarmancko się uśmiechając. Ta zachichotała i podała mi kartkę z numerem pokoju oraz na odwrocie swoim numerem telefonu. Super, mam dwa numery telefonu. Podziękowałem i ruszyłem pod pokój z numerem pięć. Stanąłem przed czerwonymi drzwiami z karteczką „Nie wchodzić.”. Przełknąłem ślinę słysząc wszystkie jęki, które dochodziły stamtąd. Nacisnąłem delikatnie pozłacaną klamkę, a drzwi ustąpiły z łatwością. Ściany izby były ciemno czerwone, oświetlone z góry przez żyrandol. Na czarnych sofach siedziało pięciu facetów z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Ponownie się zarumieniłem. W końcu dostrzegłem na kolanach blondyna, który właśnie jednemu obciągał!
- K-Kouyou?!- Krzyknąłem wręcz widząc to. - Jesteś dziwką?!- Dodałem z niedowierzaniem. A chłopak oderwał się od faceta, stając na równych nogach jak oparzony.
- A-Aoi?! Co ty tu robisz?!- Za jąkał się, mając jeszcze resztki spermy na twarzy. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Po moich policzkach pociekły łzy. Wybiegłem z pokoju, gubiąc małe łzy. Zacząłem biec w stronę wyjścia, a potem swojego mieszkania. Wleciałem na przejście dla pieszych. Nie rozglądałem się, po prostu chciałem uciec jak najdalej. Wrócić w końcu do domu i nie wiem może się zapić tak, że przez tydzień nie wyleczę się z kaca. Usłyszałem pisk opon, wrzaski pobliskich przechodniów. Odwróciłem zapłakany wzrok, coś mnie oświetliło. Pojazd próbujący zahamować uderzył we mnie. Upadłem dwa metry dalej na asfalt. Słyszałem tylko stłumione krzyki i płacze ludzi. Otworzyłem coraz to cięższe powieki, zobaczyłem przy sobie zapłakaną postać. Może był nim Uru, a może nie.. Nie byłem wstanie stwierdzić dokładnie. Wszystko tak się ze sobą mieszało, a jeszcze ten ból. Łypnąłem tylko wzrokiem na postać nad sobą i straciłem przytomność.
CDN...
To wszystko dla Niej cz.I
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenie: Wulgaryzmy(standard)
Paring: Aoiha
Ostrzeżenie: Wulgaryzmy(standard)
Uruha] |
~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~
Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]
Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....
~~
Za oknem panował wieczór. Siedziałem przed telewizorem, skacząc po kanałach, szukając odpowiedniego filmu, serialu czy też ciekawego talk show. Czyli co robi Kouyou po przeszło 9-cio godzinnej próbie. Usłyszałem po chwili dzwonek telefonu stacjonarnego - no kurwa! - Który przerwał bezczelnie moje oglądanie serialu, jaki akurat mi się spodobał. Podniosłem się po dłuższej chwili, gdy melodia nie dawała mi spokoju. Wziąłem urządzenie komunikacyjne, spoglądając na ekranik. Numer, który wyświetlał się, nie był mi znany. Westchnąłem cicho, będąc przekonany, że to kolejne telemarkety i inne pierdoły, więc naciskając zieloną słuchawkę czekałem na telemarketerkę.
- Halo?- Mruknąłem do słuchawki, czekając na odpowiedź ze strony mojego nieznanego rozmówcy. Co dziwniejsze, okazało się, że to jednak nie są żadne głupie, telesklepy. Wow. Niestety słowa, które zdołałem usłyszeć, zinterpretowałem, jako płacz kobiety. Pojedyncze wyrazy wypowiadane w szybkim oraz cichym tonie głosu były strasznie zagmatwane i bez sensu.
- K-Kouyou?- W końcu kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki się uspokoił.
- Tak, z kim mam przyjemność rozmawiać oraz skąd ma Pani ma mój numer?- Zapytałem beznamiętnie.
- Kou, to ja, Tomochika, przyjaciółka Emiko. - Dziewczyna zaczęła się miarowo opanowywać. Zaraz! Emiko to moja siostra. Serce zaczęło mi łomotać. W głowie zaczęły pojawiać mi się setki retorycznych pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Co się stało? Co z nią? Czy żyje? Emi wyjechała kilka dni temu na biwak z przyjaciółmi, zostawiając swoją 3-letnią córkę u mnie.
- Możemy się spotkać? To nie jest rozmowa na telefon.- Oznajmiła mi.- Czekam w kawiarni „Sowa”- dodała, a po chwili połączenie zostało przerwane.
Chwilę ogarniałem całą zaistniałą sytuację. A może po prostu jakiś głupi żart? Tak, na pewno. Cały w nerwach chwyciłem za komórkę, zaczynając z listy szybkich połączeń wybierać pierwszy, lepszy numer. Padło na mojego przyjaciela, Yuu. Sygnał, który trwał praktycznie parę sekund był dla mnie wiecznością. W końcu czarnowłosy odebrał, słychać było, że był zaspany.
- Hej Yuu, mam prośbę, przyjedź. Muszę wyjść pilnie. Przepraszam, że obudziłem.- Mówiłem szybko, ale dość zrozumiale(Mam nadzieję, bo jestem kłębkiem nerwów.)
- Ehm? Yhy, dobrze. Będę za chwilę.- Wymamrotał przysypiając przez chwilę.
- Dziękuje, wynagrodzę Ci to.- Odparłem, rozłączając się.
Faktycznie, gitarzysta był po niespełna kilkunastu minutach. Gdy tylko się pojawił ubrałem swoje tenisówki, czarną bluzę i zakładając kaptur na głowę, wybiegłem. Gnając w stronę miejsca spotkań, przedzierałem się przez kolejne grupy ludzi. Wpadłem do lokalu niemal natychmiastowo. Zauważając rudowłosą przyjaciółkę mojej siostry, ruszyłem w stronę stolika.
- Co się stało? Gdzie Emi? Nic jej nie jest?- Zaatakowałem kobietę siedzącą naprzeciwko mnie. Nic nie odpowiedział, chwyciła tylko delikatnie moje dłonie. Spojrzałem zdezorientowany w jej szklące się czekoladowe oczy. Po niemej mowie malinowych ust dziewczyny zrozumiałem tylko jedno, Emi nie żyje.
- A-Ale jak to się stało?!- Krzyknąłem od razu zanosząc się płaczem. Łzy spływając po moich policzkach migotały przez światło latarni ulicznych, znajdujących się na zewnątrz.
- Był wypadek. -Zaczęła tak jakby sama nie wiedziała, od czego ma rozpocząć swój monolog.- Wracaliśmy z biwaku na skróty. Jechaliśmy tą stromą, krętą jezdnią.-Kontynuowała dalej, patrząc się w nasze dłonie chwilę, a potem w okno ze łzami.- Emiko prowadziła. Chciała pokazać, co umie po tym jak kilka dni wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy wzorowo. Co chwilę dodawała gazu. Coraz szybciej i szybciej. Licznik już pokazywał 150km/h. Każdemu z nas się podobało. Nikt jej nie powstrzymywał. Nagle....Nagle zauważyłam ostry zakręt. Krzyknęłam by zwolniła. Uderzyliśmy w barierki. Samochód zaczął na tych polach dachować. Ja wypadałam przez przednią szybę. Reszcie nic nie było wielkiego. Nigdzie nie było tylko Emiko. Wszyscy pobiegliśmy w stronę nadal dachującego auta. Zatrzymaliśmy się. Emi miała całą twarz we krwi, nie ruszała się.- Tomochika rozpłakała się już na dobre.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Wstałem i zacząłem biec do wyjścia płacząc.
- To był wypadek! Kou, wybacz! - Krzyczała, ale już jej nie słuchałem. Nie chciałem już.
~~~
Już od roku to robię. Niby sława, kasy wiele, ale po ostatnich cięciach w budżecie przestało mi starczać pieniędzy na utrzymanie siebie i małej siostrzenicy. Co prawda na początku szukałem normalnej pracy jak każdy z zespołu. Po wielu nieudanych próbach chwyciłem się za najgorszy zawód, jaki mógł być. Nie wiem czy w ogóle można nazwać zawodem. To tylko mnie pogrążyło. Czemu boje się zwrócić o pomoc do innych? Tylko chwyciłem się tak obrzydzającej mnie rzeczy? Bo co? Bo boję się, że znów stracę normalną pracę? Bo łatwa kasa z tego jest? Tak wiele pytań, a na żadne nie umiem sobie odpowiedzieć. Po raz któryś zbieram po cudzej sypialni swoje podarte od „zabaw” pończochy. Pamiątką po libacji u klienta mogę chyba zaliczyć ciemny siniak pod lewym okiem. Ze stołu zgarnąłem swoje stringi, które po chwili założyłem, zaś z lampy zdjąłem naddarte spodenki. Założyłem jeszcze topik i mogłem ruszać. Ubrałem tylko wysokie szpiki, a z kieszeni zachlanego gospodarza domu oraz imprezy wyciągnąłem nie wielki plik pieniężny. Ruszyłem na chwiejnych nogach w stronę drzwi rezydencji biznesmena. Na zewnątrz panowała wszechobecna ciemność. Na obrzeżach Tokio, gdzie się znajdowałem nie było ani jednej żywej duszy(Te w środku raczej nie wykazywały oznak życiowych), a jedynym oświetleniem to było blade światło latarni ulicznej, znajdującej się obok przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście było ono sporo oddalone ode mnie. Ostatkami sił ruszyłem w stronę przystanku. Byłem strasznie obolały(Jak po wielokrotnym stosunku. Hehe. Taki żarcik.), A krwawiące udo dało się we znaki. Z oczu uciekło mi parę czarnych łez, w ustach nadal miałem posmak słonego nasienia zmieszanego z metalicznym posmakiem krwi i pozostałości alkoholu. Przymknąłem tylko na chwile oczy, a wylądowałem parę kroków dalej na glebie i to twarzą na betonie.
-Au.- Szepnąłem cicho i podniosłem się ledwo, ledwo. Po chwili dotarłem do tego cholernego postoju. Wyglądało ono obskurnie, pełno butelek po piwie, kondomów, nawet gacie są. Usiadłem na plastikowym krzesełku, które było jedyne wolne, ponieważ pozostałe trzy zajął pewien niezbyt ładnie pachnący koleżka, któremu się przysnęło. O fuj.
* Later*
Gdy już może trzecią, ewentualnie czwartą godzinę siedziałem na tej stacji autobusowej w końcu ta kupa metalu, śrubek oraz rdzy nadjechała. Na miękkich nogach podniosłem się. Wspierając się o boczną, obklejoną plakatami plastikową ścianę wszedłem do pojazdu. Był jakby opustoszały. Parę meneli, kierowca i jakiś dziadek. Westchnąłem i usiadłem przy końcu na wolnym miejscu. Oparłem gorące czoło o przyjemnie zimną szybę, przymykając oczy tym dając sobie chwilę wytchnienia. Pojazd komunikacji miejskiej po kilkunastu metrach zatrzymał się na kolejnym przystanku, co się dziwić to w końcu normalne, ale nie jest normalne to, że grupka chłopaków w stanie nie trzeźwym wtoczyła się wręcz do środka z głośnymi okrzykami. Rzuciłem na nich okiem od tak, po chwili moje oczy otworzyły się tak szeroko jak rozpoznałem jednego z tych chłopaków, którym był Yuu, że zaczesałem od razu mocno grzywkę na twarz. Chłopak był tak nawalony jakby, co najmniej przez miesiąc non stop balował. Palcami poprawiłem szybko grzywkę i modliłem się, żeby tylko nie usiadł przy mnie. Cały byłem w nerwach, siedziałem jak na szpilkach i zalewały mnie zimne poty. Jeden z trzech chłopaków zaczął coś niezrozumiale do mnie bełkotać.
- Ej! Kurewko chodź, chodź na kolana dam, dam Ci banana!- Zaśmiał się pijacko. Ignorowałem go, pocieszyło mnie w tej chwili tylko to, że na następnym przystanku wysiadam. Poniosłem się i zacząłem iść już w stronę drzwi. Byłem już blisko. Poczułem jak ktoś mocno chwycił moje nadgarstki. Wystraszyłem się. Przede mną stanął Yuu z pijackim uśmieszkiem. Chwycił mnie za podbródek i zmusiłbym popatrzył na niego. Dłonią odgarnął moją grzywkę, zdziwił się, że zamiast taniej dziwki, (Którą jestem) zobaczył mnie. Wyrwałem się szybko, akurat autobus zatrzymał się. Znów popłakując wybiegłem stamtąd, zostawiając skołowanego chłopaka tam. Biegnąc w deszczu, który zaczął padać i gubiąc kolejne łzy, zacząłem się przedzierać w narastające tłumy ludzi. Dotarłem po chwili do swojego mieszkania.
- Dziękuje.- Szepnąłem do sąsiadki, która pilnowała małą Kimiko. Starsza kobieta uśmiechnęła się ciepło. Wiedziała, kim jestem, albo raczej, czym. Nawet, jeśli nikt by jej tego nie powiedział z pewnością by się domyśliła. Przecież, kim mógłbym być jak tak się ubieram i wychodzą na całe noce.
- Idź się umyj i przebierz. Mała śpi u siebie. - Powiedziała troskliwie i wyszła.
Skierowałem się do małej łazienki. Przemyłem twarz i spojrzałem w lustro. A co tam zobaczyłem? Zmęczoną twarz z wielkimi cieniami po oczyma od niewyspania i ciemno fioletowego siniaka pod lewym okiem. Niby jestem sławnym gitarzystą, ale także tanią dziwką. Pensje w wytwórni nie są jakieś super wysokie teraz. Inni umieją sobie poradzić, mają dorywczą pracę, a ja? Taka to dorywcza praca jak ze mnie mańkut. Reita jest mechanikiem, Ruki fryzjerem, Kai w restauracji dorabia, a Aoi pracuje w sklepie muzycznym. Eh.
- Jeszcze rok, góra półtorej i koniec z tym.- Mruknąłem cicho i umyłem się, przy tym wyrzucając kolejną parę podartych, czarnych pończoch. Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk mojej komórki. Westchnąłem głęboko spod prysznica, zakładając czarny szlafrok, a białym ręcznikiem wycierając wilgotne włosy trafiłem do sypialni. Usiadłem na łóżku i w kopertówce poszukałem swój telefon. Gdy tylko przedmiot znalazł się w moich rękach odebrałem połączenie.
-Tak? - Zapytałem, wycierając w dalszym ciągu włosy ręcznikiem.
- Um., hej Uru możemy się spotkać?- Zapytał mnie znajomy głos. Po chwili ciszy skumałem, że to Aoi! Nagle pobladłem. Co on chce?
- Po co? Przecież jest czwarta nad ranem.- Mruknąłem, spoglądając na elektroniczny zegarek na szafce obok łóżka. Tym samym odkładając ręcznik bok na czarną pościel.
- Sam mówiłeś, że dla mnie zawsze masz czas.- Odparł pewny siebie do mojej osoby.
- A-a możesz przyjść do mnie?- Zaproponowałem.- Wiesz, małą śpi, nie mam, z kim ją zostawić. Nie chce truć głowy sąsiadce, jednak to starsza kobieta.- Szepnąłem do słuchawki, podając raczej bezdyskusyjne argumenty propozycji.
- Dobrze, zaraz będę.- Po chwili w słuchawce zapadła cisza. Odłożyłem telefon i zacząłem się ubierać, przecież nie przywitam go w szlafroku. Ubrałem jeszcze tylko za dużą zieloną koszulkę-tylko przypadkiem ona należy do Aoia- i ruszyłem w stronę łazienki po bandaż. Usiadłem na rogu wanny i zawiązałem na prawe, poranione udo opatrunek. Na dość pokaźną śliwę nakleiłem plastrem, który zawierał w gaziku substancje do regeneracji takich zmian skórnych. Stojąc przed lustrem i oglądając czy wszystko już jest doprowadzone do ładu, czułem jak kołata mi serce, boje się, że się skapnie, kim jestem i czym się zajmuję.
[Aoi]
Pozbierałem się szybko z kanapy jak tylko usłyszałem pozwolenie na swoje przybycie do lokum gitarzysty. Ubrałem trampki, kurtkę i wyszedłem z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jako tako wytrzeźwiałem, więc jest okay. Do mieszkania Shimy miałem pi razy drzwi takie dziesięć minut spacerem, a w takim wypadku nie opłacało mi się wyprowadzać auta z garażu- i tak bym prowadzić nie mógł-. Idąc spokojnie powoli zapełniającą się ulicą-nie ma to jak wracanie z pracy po nocy- oglądałem kolejno przejeżdżające auta, przechodzących przechodniów oraz siedzących meneli na ławkach. Jak na moje szczęście zaczął padać deszcz, ale nie przejmując się tym brnąłem dalej w powiększający się tłum ludzi na chodniku. Po chwili znalazłem się pod blokiem, w którym mieszkał blondyn. Blok może i nie był luksusowy, ale na pierwszy rzut oka dość przytulny. Wszedłem na klatkę schodową bezproblemowo, znałem przecież kod dostępu. Korytarz nie był za piękny, wszędzie na ścianach widniały obraźliwe graffiti okolicznych dresiarzy-dokąd zmierza ten świat!-. Wszedłem powoli na schody-jak zwykle winda zepsuta- kierując się na 3 piętro. Przyspieszyłem kroku i w nie długim czasie mijając kolejne piętra znalazłem się na miejscu przed brązowymi drzwiami, gdzie była tabliczka z nazwiskiem Kouyou. Co dziwniejsze na jego drzwiach wisiała karteczka z napisem „TANICH KURW TU NIE CHCEMY!”. Strzeliłem nie małego maindfuck'a po przeczytaniu napisu na kartce. Zerwałem ją i schowałem szybko do kieszeni. Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten dziwny incydent w autobusie. Aoi za dużo myślisz czasem! Jako, że mam brzydki nawyk-a on nigdy nie zamyka drzwi, sklerotyk jeden- otworzyłem je powoli i zauważyłem jak rozmawia z kimś przez telefon. Zamknąłem szybko drzwi, wchodząc uprzednio do mieszkania. Zdjąłem obuwie i kurtkę, wchodząc głębiej, ale się zatrzymałem chcąc podsłuchać temat rozmowy. Uru widocznie nie wiedział, że już znajduję się w mieszkaniu. Po tonie głosu chłopaka mogłem stwierdzić, że, z kim się ewidentnie kłócił i to bardzo ostro.
- Kurwa, że co?! Przecież nie będę się pierdolił z pięcioma naraz! Powaliło was czy co?!- Zaraz, zaraz jak to pierdolił?! Że niby on jest...Nie! Za dobrze znam Shime, nie może być on....Tym! Yuu, spokojnie to na pewno może mieć racjonalne wyjaśnianie, ale niby, jakie?!
- Ehh, no dobrze. To jutro o 19 tak?- Nasłuchiwałem dalej. Po głowie krążyły mi różne dziwne rzeczy, ale, z kim on mógł się umówić? Westchnąłem głośno, trochę za głośno.
[Uru]
Kończąc rozmowę usłyszałem jakieś westchnienie. Wystraszyłem się i to nie na żarty.
- K-Kto tam?- Zapytałem już się jąkając.
- To ja, Aoi, spokojnie.- Kamień spadł mi natychmiastowo z serca- nie na długo-. Odłożyłem telefon na stolik do kawy w salonie, uświadamiając sobie dopiero, że on słyszał rozmowę! O kurwa..
CDN.....
Jednak czasami burza się przydaję
Beta: Hikari
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Scena erotyczna
Paring: Aoiha
Ostrzeżenia: Scena erotyczna
Kolejna
nudna wycieczka, na którą nawet nie wiem czemu jadę! Ano, no tak
bo jedzie Aoi, mój przyjaciel. Moja skromna osoba plus reszta klasy,
nie licząc opiekunów, wybraliśmy się na wycieczkę w góry.
Autokar był dość duży, ponieważ jechało kilka klas naraz.
Droga była długa i najzwyczajniej nudna. Nauczyciele nawet nie próbowali uspokajać reszty wycieczki, która rozpierdalała autokar na wszelkie możliwe sposoby. Patrzyłem się pusto w jeden punkt ze słuchawkami w uszach, gdy Aoi spał praktycznie. On jest jak moja świnka morska, śpi cały dzień, a w nocy obżera się i robi harmider. Może oni są spokrewnieni! Tak, to ma sens! Albo i nie. Spojrzałem w niebo, które jeszcze przed chwilą miało piękny pomarańczowo-złoto- szkarłatny kolor. A teraz przybrał kolor czarnego jak węgiel koloru zmieszanego z granatem, czyli zanosi się na burzę. Nienawidzę burz. Zawszę wtedy się stracham, a to jest obciach w trzeciej gimnazjum! Gdy tylko zajechaliśmy, a autokar się zatrzymał, momentalnie zaczęło lać jak z cebra, a wcześniej uprzedziło to wydarzenie błysk pioruna i charakterystyczny dźwięk burzy. Gdyby nie to, że jestem przy ludziach, którzy uważają mnie za jakiegoś twardziela pewnie bym pisnął jak mała dziewczynka i uciekł pod łóżko. Cóż za wstyd by był. Na jednym wdechu byłem już przy drzwiach gospody, w której będziemy gościć wraz z bagażem. Nauczyciele rozdzielili nas na pary do pokoju, miałem szczęście bo mi przypadł Yuu. A najgorsze jest to iż mamy pokój na poddasz, czyli jestem w kompletnej, czarnej, murzyńskiej(Bez rasizmu, nic nie mam do murzynów. Dop.aut) dupie. Pokój miał kolor piaszczysty, taki trochę słoneczny. Sufit był biały, a z jego środka zwisała tylko jedna lampka. Po przeciwnych stronach pokoju stały jednoosobowe łóżka z fioletową pościelą, a obok wspomnianych mebli znajdowały się jeszcze małe, nocne szafeczki z małą lampką do czytania i jedną szufladą, na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowało się średniej wielkości okno z granatową zasłonką, która swoją drogą w ogóle nie pasowała eo wystroju pokoju. W pomieszczeniu nocą panowały ciemności egipskie, pająków od hu hu i jeszcze, podłoga na korytarzu skrzypi, jest straszliwa burza, a Yuu sobie śpi jak niemowlak! A ja co? Siedzę, zrulowany w kołdrę i trzęsę się jak osika! No kurwa, to żenujące. Popatrzyłem na śpiącą twarz Yuu, jest taki słodki?
- Yuu?
Zapytałem niepewnie, z nadzieją, że usłyszał.
- Hm?
Zapytał sennie.
- Boisz się burzy?
Zapytałem ni z gruchy, ni z pietruchy.
- Nie, a co? Boisz się?
Wyczułem w jego głosie nutkę rozbawienia. I to ma być przyjaciel?!
- Nie śmiej się! Tak, tak boję się.
Skarciłem go najpierw, a potem przyznałem się do swojego wstydliwego troszkę lęku. Yuu na chwilę ucichł, ale szybko podniósł się i zaczął ciągnąć swoje łóżko, a potem moje. Złączył je pod samym oknem! On oszalał. Mówię Wam. Ale to co zrobił później było przyjemne. Położył mnie na miękkim materacu i zaczął całować, cholernie mi się to podobało, mimo iż byliśmy przyjaciółmi objąłem go za kark i oddawałem pocałunki, nie pozostając mu bierny. Jego piękna rączka chwyciła za moje pół nagie udo i pieścił je szczypiąc oraz masując na zmianę. Pocałunkami zjechał na moją szyję, odgarniając blond kosmyki. Zacząłem mimowolnie pomrukiwać zadowolony. Dłońmi z karku zjechałem po jego plecach aż do pasa, a potem dłonią wpełznąłem pod jego bluzkę, macając sobie jego skórę na nich, która była swoją drogą zadbana. Natomiast Yuu zaczął ściągać moją bokserkę, atmosfera robiła się z każdą chwilą bardziej gorąca. Po niedługim czasie byliśmy przed sobą tak jak nas natura stworzyła. Zarumieniłem się mimowolnie, nigdy jeszcze nie robiłem tego na taką skale.
- Spokojnie Kou, będzie ci dobrze jak w niebie.
Obiecał. Zniżył się do okolicy mojego krocza i polizał główkę mojego penisa. Zajęczałem mimowolnie przez zęby by nikt tego nie słyszał, a moje ciało się naprężyło. Wspaniałe.
- Jeszcze.
Nakazałem mojemu kochankowi? Tak, chyba tak mogę go nazwać w tej chwili. Chwilę rozmyślając nad tym, Yuu wykorzystał moją nieuwagę i ujął moją dumnie stojącą erekcję swoimi cieplutkimi oraz wilgotnymi wargami. Mimowolnie z mojego gardła wydarł się jęk rozkoszy, który stłumiłem poduszką jaką wykorzystałem w roli tłumika od jęków. To był nawet dobry pomysł, ponieważ jak tylko zaczął poruszać głową przy czym intensywnie i umiejętnie drażniąc moją erekcję przy pomocy języczka, zębów oraz warg moje jęki byłyby bez poduszki tak głośne, że zaraz pewnie by przylecieli nauczyciele, a o tym nikt nie może się dowiedzieć! Słodka ekstaza jednak nie trwała długo i moim ciałem wstrząsnął orgazm. Yuu do nawilżenia palców użył mojego nasienia i wsunął jeden palec w mój odbyt, na co się spiąłem, ponieważ to wprowadziło mnie w lekki dyskomfort. Ale jednak ten dyskomfort nie mógł się równać z tym, który narastał z każdym wsuniętym palcem. Trochę zajęło mu przygotowanie mnie, ale w końcu naparł na mnie czubkiem swojego penisa trzymając mnie za rękę, to było takie słodkie, a zarazem podniecające. W końcu „bariera' mojego wejścia pozwoliła na to by Yuu wsunął się we mnie, a z moich oczu pociekły pojedyncze łezki, które od razu scałował. Obejmowałem poduszkę będąc z rozłożonymi nogami pod nim. Zaczął się od razu poruszać. Z początku trochę bolało na co moje jęki przypominały odgłosy rozpaczy, ale z czasem przemieniły się one w odgłos przyjemności i słodkiej ekstazy, która zawładnęła moim ciałem. Poprzez jęk stłumiony poduszką prosiłem, a wręcz błagałem o więcej. Jego męskość coraz to z każdym pchnięciem wchodziła głębiej, szybciej i przede wszystkim mocniej. Wchodził pod najróżniejszymi kątami o których nie śnił żaden matematyk!(Wiecie, kąty, matma itp. xD Dop.aut). Zawzięcie szukał czegoś, co po chwili sprawiło, że nawet poduszka ledwo stłumiła jęk, a bardziej krzyk rozkoszy. Spojrzałem na jego spoconą i troszkę zarumienioną twarz, którą przykrywały niewielkie ilości kosmyków czarnych włosów. Mój mózg przestał kontaktować, a serce zwariowało. Liczyło się w tym momencie tylko to wspaniałe uczucie. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa i przeszedł mnie miły dreszcz, który spowodował orgazm. Yuu opadł na mnie zdyszany, również rozlewając się oraz napełniając moje wejście ciepłą cieczą, która powoli wyciekała ze mnie po tym jak wyszedł ze mnie, a mnie ogarnęła dziwna pustka.
- Kocham Cię, Yuu.
Szepnąłem bardziej zawstydzony oraz zaspany.
- A ja ciebie, Kou. I widzisz gdyby nie to, że bałeś się burzy nadal byśmy nie powiedzieli tego sobie.
Zaśmiał się i pocałował mnie we wargi. Faktycznie za oknem już było spokojnie, a co lepsze był prawie ranek! Jednak burza czasem się przydaje.
Droga była długa i najzwyczajniej nudna. Nauczyciele nawet nie próbowali uspokajać reszty wycieczki, która rozpierdalała autokar na wszelkie możliwe sposoby. Patrzyłem się pusto w jeden punkt ze słuchawkami w uszach, gdy Aoi spał praktycznie. On jest jak moja świnka morska, śpi cały dzień, a w nocy obżera się i robi harmider. Może oni są spokrewnieni! Tak, to ma sens! Albo i nie. Spojrzałem w niebo, które jeszcze przed chwilą miało piękny pomarańczowo-złoto- szkarłatny kolor. A teraz przybrał kolor czarnego jak węgiel koloru zmieszanego z granatem, czyli zanosi się na burzę. Nienawidzę burz. Zawszę wtedy się stracham, a to jest obciach w trzeciej gimnazjum! Gdy tylko zajechaliśmy, a autokar się zatrzymał, momentalnie zaczęło lać jak z cebra, a wcześniej uprzedziło to wydarzenie błysk pioruna i charakterystyczny dźwięk burzy. Gdyby nie to, że jestem przy ludziach, którzy uważają mnie za jakiegoś twardziela pewnie bym pisnął jak mała dziewczynka i uciekł pod łóżko. Cóż za wstyd by był. Na jednym wdechu byłem już przy drzwiach gospody, w której będziemy gościć wraz z bagażem. Nauczyciele rozdzielili nas na pary do pokoju, miałem szczęście bo mi przypadł Yuu. A najgorsze jest to iż mamy pokój na poddasz, czyli jestem w kompletnej, czarnej, murzyńskiej(Bez rasizmu, nic nie mam do murzynów. Dop.aut) dupie. Pokój miał kolor piaszczysty, taki trochę słoneczny. Sufit był biały, a z jego środka zwisała tylko jedna lampka. Po przeciwnych stronach pokoju stały jednoosobowe łóżka z fioletową pościelą, a obok wspomnianych mebli znajdowały się jeszcze małe, nocne szafeczki z małą lampką do czytania i jedną szufladą, na ścianie naprzeciwko drzwi znajdowało się średniej wielkości okno z granatową zasłonką, która swoją drogą w ogóle nie pasowała eo wystroju pokoju. W pomieszczeniu nocą panowały ciemności egipskie, pająków od hu hu i jeszcze, podłoga na korytarzu skrzypi, jest straszliwa burza, a Yuu sobie śpi jak niemowlak! A ja co? Siedzę, zrulowany w kołdrę i trzęsę się jak osika! No kurwa, to żenujące. Popatrzyłem na śpiącą twarz Yuu, jest taki słodki?
- Yuu?
Zapytałem niepewnie, z nadzieją, że usłyszał.
- Hm?
Zapytał sennie.
- Boisz się burzy?
Zapytałem ni z gruchy, ni z pietruchy.
- Nie, a co? Boisz się?
Wyczułem w jego głosie nutkę rozbawienia. I to ma być przyjaciel?!
- Nie śmiej się! Tak, tak boję się.
Skarciłem go najpierw, a potem przyznałem się do swojego wstydliwego troszkę lęku. Yuu na chwilę ucichł, ale szybko podniósł się i zaczął ciągnąć swoje łóżko, a potem moje. Złączył je pod samym oknem! On oszalał. Mówię Wam. Ale to co zrobił później było przyjemne. Położył mnie na miękkim materacu i zaczął całować, cholernie mi się to podobało, mimo iż byliśmy przyjaciółmi objąłem go za kark i oddawałem pocałunki, nie pozostając mu bierny. Jego piękna rączka chwyciła za moje pół nagie udo i pieścił je szczypiąc oraz masując na zmianę. Pocałunkami zjechał na moją szyję, odgarniając blond kosmyki. Zacząłem mimowolnie pomrukiwać zadowolony. Dłońmi z karku zjechałem po jego plecach aż do pasa, a potem dłonią wpełznąłem pod jego bluzkę, macając sobie jego skórę na nich, która była swoją drogą zadbana. Natomiast Yuu zaczął ściągać moją bokserkę, atmosfera robiła się z każdą chwilą bardziej gorąca. Po niedługim czasie byliśmy przed sobą tak jak nas natura stworzyła. Zarumieniłem się mimowolnie, nigdy jeszcze nie robiłem tego na taką skale.
- Spokojnie Kou, będzie ci dobrze jak w niebie.
Obiecał. Zniżył się do okolicy mojego krocza i polizał główkę mojego penisa. Zajęczałem mimowolnie przez zęby by nikt tego nie słyszał, a moje ciało się naprężyło. Wspaniałe.
- Jeszcze.
Nakazałem mojemu kochankowi? Tak, chyba tak mogę go nazwać w tej chwili. Chwilę rozmyślając nad tym, Yuu wykorzystał moją nieuwagę i ujął moją dumnie stojącą erekcję swoimi cieplutkimi oraz wilgotnymi wargami. Mimowolnie z mojego gardła wydarł się jęk rozkoszy, który stłumiłem poduszką jaką wykorzystałem w roli tłumika od jęków. To był nawet dobry pomysł, ponieważ jak tylko zaczął poruszać głową przy czym intensywnie i umiejętnie drażniąc moją erekcję przy pomocy języczka, zębów oraz warg moje jęki byłyby bez poduszki tak głośne, że zaraz pewnie by przylecieli nauczyciele, a o tym nikt nie może się dowiedzieć! Słodka ekstaza jednak nie trwała długo i moim ciałem wstrząsnął orgazm. Yuu do nawilżenia palców użył mojego nasienia i wsunął jeden palec w mój odbyt, na co się spiąłem, ponieważ to wprowadziło mnie w lekki dyskomfort. Ale jednak ten dyskomfort nie mógł się równać z tym, który narastał z każdym wsuniętym palcem. Trochę zajęło mu przygotowanie mnie, ale w końcu naparł na mnie czubkiem swojego penisa trzymając mnie za rękę, to było takie słodkie, a zarazem podniecające. W końcu „bariera' mojego wejścia pozwoliła na to by Yuu wsunął się we mnie, a z moich oczu pociekły pojedyncze łezki, które od razu scałował. Obejmowałem poduszkę będąc z rozłożonymi nogami pod nim. Zaczął się od razu poruszać. Z początku trochę bolało na co moje jęki przypominały odgłosy rozpaczy, ale z czasem przemieniły się one w odgłos przyjemności i słodkiej ekstazy, która zawładnęła moim ciałem. Poprzez jęk stłumiony poduszką prosiłem, a wręcz błagałem o więcej. Jego męskość coraz to z każdym pchnięciem wchodziła głębiej, szybciej i przede wszystkim mocniej. Wchodził pod najróżniejszymi kątami o których nie śnił żaden matematyk!(Wiecie, kąty, matma itp. xD Dop.aut). Zawzięcie szukał czegoś, co po chwili sprawiło, że nawet poduszka ledwo stłumiła jęk, a bardziej krzyk rozkoszy. Spojrzałem na jego spoconą i troszkę zarumienioną twarz, którą przykrywały niewielkie ilości kosmyków czarnych włosów. Mój mózg przestał kontaktować, a serce zwariowało. Liczyło się w tym momencie tylko to wspaniałe uczucie. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa i przeszedł mnie miły dreszcz, który spowodował orgazm. Yuu opadł na mnie zdyszany, również rozlewając się oraz napełniając moje wejście ciepłą cieczą, która powoli wyciekała ze mnie po tym jak wyszedł ze mnie, a mnie ogarnęła dziwna pustka.
- Kocham Cię, Yuu.
Szepnąłem bardziej zawstydzony oraz zaspany.
- A ja ciebie, Kou. I widzisz gdyby nie to, że bałeś się burzy nadal byśmy nie powiedzieli tego sobie.
Zaśmiał się i pocałował mnie we wargi. Faktycznie za oknem już było spokojnie, a co lepsze był prawie ranek! Jednak burza czasem się przydaje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)